The Lost Boys - recenzja filmu [TOFIFEST 2024]
Będę szczera – nie wiem, czy The Lost Boys okaże się zwycięzcą pasma On Air na tegorocznym Tofifeście. Jestem jednak pewna, że przykuje uwagę widzów. Dlaczego?
Będę szczera – nie wiem, czy The Lost Boys okaże się zwycięzcą pasma On Air na tegorocznym Tofifeście. Jestem jednak pewna, że przykuje uwagę widzów. Dlaczego?
Produkcję The Lost Boys obejrzałam podczas 22. edycji MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze. To pierwszy film z konkursu głównego On Air, z którym miałam okazję się zapoznać. Podeszłam więc do niego z rezerwą. Szczególnie że podejmowany przez Zeno Gratona problem społeczny jest niezwykle trudny.
Z pewnością tego filmu nie wyróżnia miłość LGBT między dwoma nastolatkami, lecz miejsce, w którym się znajdują. Joe (Khalil Ben Gharbia) poznaje nowego więźnia, Williama (Julien De Saint Jean) kilka tygodni przed wyjściem z poprawczaka. Krążą plotki, że chłopak trafił do zakładu za dźgnięcie mężczyzny. Od razu przykuwa uwagę swoim surowym spojrzeniem i ciemnymi tatuażami. Można powiedzieć, że uczucie dopada nastolatków od niemal pierwszego wejrzenia – dla niektórych widzów ich "instant love" może pojawić się zbyt szybko. Niestety znajdują się w miejscu, w którym każdy przejaw czułości jest zakazany. I to staje się głównym motywem filmu.
The Lost Boys nie opowiada bowiem o homofobicznym społeczeństwie, lecz o braku wolności. Joe, zagubiony nastolatek w zakładzie poprawczym, jest uosobieniem Uroborosa. Podobnie jak mitologiczny wąż, nie umie uwolnić się od systemu. Jego doświadczenia oraz pragnienia, z jakimi musi się zmierzyć, nie uchronią go od konsekwencji. Pokazuje to sekwencja z rapem, w której Joe ujawnia widzowi fakty o swojej przeszłości. Dowiadujemy się również więcej o arabskiej kulturze i obserwujemy jego taniec do konkretnych piosenek (aż żałuję, że nie znam znaczenia tych słów). Podobną bezsilność czują jego koledzy z zakładu, co widzimy w jednej z końcowych (i najmocniejszych) scen. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyły pięści i twarze nastolatków tęskniących za otwartą i wolną przestrzenią.
Trzeba przyznać, że wątek romantyczny jest filarem filmu. Relacja Joego i Williama, mimo szybkiego tempa, rozczula widza. Jedną z moich ulubionych scen jest moment, gdy chłopcy spędzają późny wieczór, słuchając radia – na tyle głośno, aby ten drugi usłyszał muzykę za ścianą. Gharbia tworzy znakomity duet z Jeanem. Ich chemia wręcz iskrzy na ekranie – nie tylko w najbardziej dynamicznych scenach, ale również w momentach pełnych niepewności i wrażliwości. Szkoda jedynie, że zabrakło czasu na głębsze poznanie Williama. Nie wiemy do końca, czy plotki o jego przeszłości były prawdziwe. Nie znamy również szczegółów dotyczących jego rodziny, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak u Joego.
Wspomniane sceny oraz główne wątki udowadniają, że Graton ma ogromny talent. Reżyser w kapitalny sposób uwiecznia na ekranie emocje, z którymi część widzów może rezonować. Doskonale oddaje miłość w miejscu, w którym upokorzenie oraz bezsilność są przykrą codziennością. Jednak zauważyłam pewien zasadniczy problem – pomiędzy wspaniałymi sekwencjami jest wiele scen, które niewiele wnoszą do fabuły, a odbierają dynamikę akcji. Co więcej, montaż jest dość monotonny. Za każdym razem, gdy wchodzimy do nowego miejsca, kamera podąża za głównym bohaterem. W pewnym momencie traktowałam to jak mankament.
Monotonia oraz spowolniona akcja nie odebrały zagubionym chłopcom emocji, które zostały doskonale przeniesione na ekran. Nie ukrywam, że polubiłam Williama, a jeszcze bardziej Joego, który dał się widzowi lepiej poznać. Dzięki temu jestem w stanie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia. Jeżeli lubicie powolne, ale emocjonalne produkcje, The Lost Boys to must-watch dla Was.
Poznaj recenzenta
Kaja GrabowieckaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat