fot. AMC
W tym odcinku The Walking Dead: Daryl Dixon wydarzenia rozgrywały się w dwóch różnych miejscach. Daryl kontynuował swoją podróż do Barcelony, ale tym razem w towarzystwie Paz, która go dogoniła na trasie. To był dobry moment, aby bliżej poznać kobietę. Jej przeszłość nie była aż tak dramatyczna jak Antonia, ale i tak ciekawiła. Dzięki temu zyskała nieco sympatii, a my dowiedzieliśmy się, jakie ma motywacje. To ważne, aby ta bohaterka nie była obojętna dla widzów, a jej działania miały sens.
Bohaterowie trafili do Barcelony – prawdziwa lokacja korzystnie działa na odbiór serialu. Z drugiej strony można się doczepić do twórców, że uparcie malują nam obraz Hiszpanii, gdzie nie ma asfaltowych dróg, bo aż tak zależy im na westernowej scenografii. Daryl i Paz spotkali tam grupę, która zgodziła się im pomóc, aby wykorzystać szansę na zamach na Guillermo. Dobrze sfilmowana dynamiczna akcja ekscytowała, bo miała kilka zwrotów. Paz powstrzymała Laię przed wysadzeniem w powietrze samochodu z następcą tronu i Eleną, co spowodowało atak szwendaczy. Napięcie narastało, bo Daryl nie potrafił otworzyć klatki z Justiną. Dziwne, w końcu nasz bohater zawsze świetnie sobie radzi z przeszkodami. Jednak nie jest wszechmocny. Szkoda, że więcej emocji nie wyciągnięto ze sceny, w której Justina trzymała go za rękę, gdy ciężarówka zaczęła odjeżdżać. Zabrakło nieco więcej desperacji na ich twarzach.
fot. AMCZ kolei w wątku Carol nie działo się tak wiele pod względem akcji – był on bardziej stonowany i nastawiony na rozwój uczuć pomiędzy nią a Antoniem. W końcu pojawiło się nieco chemii między tymi postaciami, dlatego ich pocałunek pasował do sytuacji. Nie osiągnięto by tego, gdyby nie bardzo dobra scena w "kinie". Antonio pokazał jej film z zamachu, w którym zginęła jego żona. Ta historia bardzo zaskakiwała, bo miała nieco polityczny wymiar. Przede wszystkim smuciła swoim tragizmem, który potęgowała świetna gra aktorów. Chwytało to za serce, a do tego tłumaczyło, dlaczego bohater był tak wycofany względem Carol. Przy okazji też wyjaśniło się, skąd wzięła się niechęć Fede do Antonia – trójkąt miłosny raczej nie jest w tym przypadku niespodzianką. Z kolei motyw z podtruwaniem Roberto wydaje się mało pomysłowy, choć posunął historię do przodu. Czy naprawdę trzeba było uśmiercać kotka?
Warto jeszcze odnotować, że w odcinku pokazano nam, jak wybuchła apokalipsa zombie w Hiszpanii. Scena nie miała takiego rozmachu, jak ta pamiętna we Francji z Isabelle, ale nie brakowało w niej grozy. Maria, która zginęła w zamachu, okazała się jedną z pierwszych przemienionych osób, więc cały wątek Antonia zyskał przykry charakter.
To był dobry odcinek serialu, który jednak nieco się ciągnął. Dostaliśmy sporo scen mniej ważnych, ale cennych dla zrozumienia poszczególnych postaci. Spędziliśmy z bohaterami więcej czasu i nie pędziliśmy z akcją na złamanie karku. Mimo to za krótko przebywaliśmy z nową grupą w Barcelonie. Śmierć Laii w ogóle nie poruszyła. Wydaje się też, że wątek romansowy Carol jest forsowany na siłę. Poza tym powtarzanie przebłysków z retrospekcjami Daryla już dawno znudziło. Natomiast wciąż przyjemnie ogląda się hiszpańskie krajobrazy oraz scenerię Barcelony. Szkoda, że końcówka odcinka nie sprawiła, że na finał sezonu będziemy czekać z zapartym tchem. Jest nieco niedosytu, ale miejmy nadzieję, że za tydzień będzie lepiej!
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska