„The Walking Dead”: sezon 5, odcinek 11 – recenzja
"The Walking Dead" – choć nie ustrzegło się błędów – uraczyło nas w tym tygodniu niezłym odcinkiem będącym swoistym origin story Alexandrii, nowej lokalizacji, która w teorii powinna odświeżyć fabularnie hit AMC i sprawić, że stanie się on znów interesujący.
"The Walking Dead" – choć nie ustrzegło się błędów – uraczyło nas w tym tygodniu niezłym odcinkiem będącym swoistym origin story Alexandrii, nowej lokalizacji, która w teorii powinna odświeżyć fabularnie hit AMC i sprawić, że stanie się on znów interesujący.
„The Walking Dead” sprawiało w zeszłym tygodniu wrażenie serialu, którego forma odbija jak lustro samopoczucie bohaterów. Ci od dawna nie jedli, nie pili i byli bliscy wycieńczenia. I tak właśnie oglądało się produkcję AMC w ostatnich tygodniach – jak coś, co dogorywa. To oczywiście wina tylko i wyłącznie twórców, którzy wątki na siłę przeciągają i chyba sami są wkurzeni tym, że muszą robić aż 16 odcinków na rok. Wiemy doskonale, że komiksy dostarczają masy możliwości. No ale jak się chce koniecznie doić ten fenomen przez kilkanaście sezonów, to jest jak jest. Nagle pojawił się jednak Aaron i oczka otworzyły nam się nieco szerzej.
Trzeba przyznać, że sporo głupot działo się w „The Distance”, ale koniec końców udało się scenarzystom przetransportować postacie z niezniszczalnej stodoły pod bramy Alexandrii. Fakt, że od momentu wspomnienia o nowej lokalizacji znaleźliśmy się tam w zaledwie 40 telewizyjnych minut, to w przypadku „The Walking Dead” nie lada sukces.
Mogło pójść o wiele szybciej, ale Rick był uparty jak osioł i samodzielnie wywołał u mnie kilka facepalmów. Jego brak nadziei, nieufność i nadmierna ostrożność – wszystko to potrafię zrozumieć, szczególnie po Woodbury, ale tym razem porządnie przesadził. Ekipa miała wodę i żarcie z kampera, była ustawiona na jakiś czas, więc o desperacji nie było mowy. I teraz pozostawało podjąć decyzję – albo żyjemy chwilą, wierzymy gościowi i jedziemy z nim, albo pasujemy i liczymy na siebie. Dwie naprawdę proste opcje. Jednak trzeba było kombinować z pomysłem z nocną wyprawą oraz inną trasą. Nie dość, że to może nas wobec protagonisty nastawić tylko negatywnie, to jeszcze był to tani chwyt, aby upchnąć w odcinek trochę akcji i zombiaków.[video-browser playlist="666608" suggest=""]
No ale dobra, nie ma co się już dalej nad wewnętrznymi konfliktami Grimesa rozwodzić. Na szczęście wszelkie wady tego epizodu przyćmiła jedna ogromna zaleta – Alexandria. Nowe miejsce oznacza nowe historie i nowych bohaterów! To było niesamowicie potrzebne "The Walking Dead". Można mieć nadzieję, że teraz hit AMC będzie się oglądało jak inny serial po niemałym reboocie. Była jedna fajna scena w zeszłym tygodniu, w której Rick mówi pozostałym, że to oni są żywymi trupami. Teraz natomiast będą mogli wśród cywilizowanej społeczności nauczyć się od nowa, jak być ludźmi.
Komiksów nie czytałem, ale jestem pewien, że Robert Kirkman jest na tyle kompetentnym twórcą, iż nie będzie powtarzał motywu Woodbury i kolejnej postaci pokroju Gubernatora w Alexandrii nie znajdziemy. No ale kłopoty na pewno nadejdą i najprawdopodobniej możemy spodziewać się ich z zewnątrz. Aaron znów wybierze się w podróż w celach rekrutacyjnych i tym razem nie musi trafić tak dobrze.
Czytaj również: „The Walking Dead”: Pocałunek homoseksualistów wzbudził kontrowersje
„The Walking Dead” złapało drugi oddech i w tych ostatnich 5 odsłonach 5. serii może zbudować podwaliny pod nowe ciekawe historie. Czy twórcy zrezygnują z niepotrzebnych fillerów i recyklingu ogranych motywów? Nie. Aż tacy naiwni nie jesteśmy. Ale zawsze można mieć na to nadzieję. Taką, jaką mają obecnie bohaterowie, myśląc, że ich walka o przetrwanie właśnie się skończyła.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat