Too Many Bones - recenzja gry planszowej
Data premiery w Polsce: 6 czerwca 2024Kostki, kostki, więcej kostek. I przygoda, w której dzielni Gearlocy muszą pokonać rzesze potworów, korzystając z unikalnych umiejętności. Recenzujemy grę planszową Too Many Bones.
Kostki, kostki, więcej kostek. I przygoda, w której dzielni Gearlocy muszą pokonać rzesze potworów, korzystając z unikalnych umiejętności. Recenzujemy grę planszową Too Many Bones.
Too Many Bones, nowa propozycja od Portal Games, reklamowana jest jako nowy rodzaj gry, a mianowicie dice-builder RPG. I chociaż pomysł nie jest czymś, czego byśmy w świecie planszówkowym nie znali, to nie da się ukryć, że twórcy mocno rozwinęli tę ideę. Jednak zanim przejdę do mechaniki, dodam kilka słów wstępu o samej grze.
Pudełko jest stosunkowo niewielkie – gdzie mu do takiego Gloomhaven czy nawet serii Zombicide. A jednak może zaskoczyć jego ciężar. To „wina” komponentów – znajdziemy tu trochę kart plastikowych, neoprenową planszę i planszetki, ale przede wszystkim mnóstwo kości (139) i wiele dużych plastikowych (niektóre dodatkowo dociążone) żetonów, nieco przypominających pokerowe. Wszystko zgrabnie popakowane i – jak się wydaje – odporne na zużycie, bo zwykłego papieru czy tektury tu nie uświadczymy.
Gdy rozpoczynamy partię w Too Many Bones, wybieramy jednego z czterech dostępnych Geerloków. To istoty nieco podobne do gnomów czy elfów, które wyruszają ze swojej krainy, by pokonać hordy Złolców i w finałowej bitwie zmierzyć się z jednym z Tyranów. Przebieg tury i podstawowe zasady są proste: wybrać spotkanie, zmierzyć się z potworami, na koniec uleczyć rany, rozwinąć postać, podzielić łupy i ruszyć do nowego starcia. I tak do finałowej bitwy (jest ograniczenie czasowe, ale też musimy znaleźć odpowiednio wiele poszlak, by móc skrzyżować miecze z danym Tyranem).
Jak to zwykle bywa – diabeł tkwi w szczegółach. Gra stawia przed nami dwa poważne wyzwania. Po pierwsze walka ze Złolcami. Gra się nieźle skaluje w zależności od liczby graczy, ale… to nie bułka z masłem. W Too Many Bones prawie każde starcie będzie wyzwaniem, choć nieco zależy to od wylosowanych przeciwników. Na niewielkiej planszy nie za bardzo jest gdzie uciec, potwory mają szereg naprawdę wrednych umiejętności i zwykle przewagę liczebną. Trzeba mocno kombinować, współpracować i wykorzystywać specjalne umiejętności postaci.
I to przechodzimy do drugiego wyzwania, jakim jest nasz Gearlok. W podstawce Too Many Bones mamy cztery zróżnicowane postacie, które proponują inny styl rozgrywki. Jest postać rzucająca z dystansu granatami, coś na kształt bersekera, postać potrafiąca cuda wyczyniać swoją tarczą i medyk… a może chemik? Każdy z nich ma inne statystyki (odpowiadające za liczbę akcji obronę, atak czy życie), ale przede wszystkim własne drzewko umiejętności. Dzięki rozwijaniu postaci (za sprawą zrealizowanych zadań, głównie bitw) zyskujemy nowe kości, które możemy wykorzystać w walce.
To na pewno gra dla nieco bardziej zaawansowanych. Niech Was nie zmyli kościana mechanika – tu nie jest zwykłe turlanie i patrzenie, czy udało się przeskoczyć dany wynik. Tu wszystko trzeba planować, od poszczególnych „zakupów” statystyk i umiejętności, po wykorzystywanie ich w praktyce. Można stworzyć naprawdę potężne kościane kombosy, jeśli użyjemy ich we właściwym momencie, ale nie raz i nie dwa szczęście może się od nas odwrócić – rzucony granat porazi sojuszników, szał obróci się przeciwko nam itp. Cóż, trzeba mieć łut szczęścia, ale i mu pomagać. Liczy się zarówno dobre rozplanowanie zdobywania kolejnych umiejętności (karta postaci ma podpowiedzi, ale wiele zależy m.in. od innych postaci), jak ich taktyczne wykorzystanie w bitwie (wiele kości umiejętności można wykorzystać raz na bitwę). Synergia pomiędzy postaciami potrafi być naprawdę duża i nie wszystkie postaci nadają się do trybu solo, a i w rozgrywce dwuosobowej mogą stanowić wyzwanie dla gracza.
Po zachwytach pora na małą dawkę marudzenia. Po pierwsze mamy ograniczoną liczbę kart spotkań, więc dość szybko przeradzają się one w mechaniczne wybieranie celu, bez klimatu przygody. Po drugie w podstawce są tylko cztery postacie. Owszem, trzeba poświęcić parę rozgrywek, by każdą z nich posługiwać się w miarę swobodnie, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i chciałoby się więcej. Nowe postacie mają się sukcesywnie pojawiać (jedna już jest do kupienia, kolejna ma być jeszcze w tym roku), ale to dodatkowe koszty. A gra do tanich nie należy. Wiadomo, komponenty poniekąd usprawiedliwiają cenę, ale należy założyć, że będzie to dodatkowy czynnik odstraszający. Trochę więcej chciałoby się też otrzymać w warstwie graficznej (tu częściowo winna jest sama natura neoprenu). I przydałaby się nieco bardziej skrupulatna korekta.
Na koniec pozostaje odpowiedzieć na trudne pytanie: czy warto zainwestować w Too Many Bones? Frajda z kombinowania, prób rozpracowania najlepszych ścieżek rozwoju postaci, dynamiczne starcia – to wszystko sprawia, że czas mija błyskawicznie. Mimo wymienionych wyżej ograniczeń (postaci, wydarzeń) regrywalność jest naprawdę duża, a losowość wcale nie tak wielka, jak się mogło wydawać (są mechanizmy, które potrafią ją częściowo zrekompensować – jak choćby pojawiające się na wielu kościach tytułowe bones, czyli gnaty odblokowujące nowe możliwości). Więcej zależy od planowania i obrania właściwej ścieżki rozwoju, chociaż i to nie jest gwarantem sukcesu.
Jeśli więc lubicie turlać kości, walczyć, kombinować i nie boicie wyzwań (i ewentualnej porażki), to będziecie się przy Too Many Bones świetnie bawić. Gra jest wymagająca, nie zawsze wybacza potknięcia, ale daje mnóstwo satysfakcji.
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat