What If...? - sezon 1, odcinek 6 - recenzja
Data premiery w Polsce: 11 sierpnia 2021What If...? tym razem pokaże nam dzieje niezwykłej znajomości. Tony Stark zaprzyjaźni się z Killmongerem. Choć brzmi to emocjonująco, może to być najsłabszy odcinek serialu do tej pory.
What If...? tym razem pokaże nam dzieje niezwykłej znajomości. Tony Stark zaprzyjaźni się z Killmongerem. Choć brzmi to emocjonująco, może to być najsłabszy odcinek serialu do tej pory.
What If...? w 6. odcinku skupiło się na Iron Manie, a właściwie na sytuacji, w której Tony Stark nigdy nim nie został. O ile w 1. epizodzie serialu mogliśmy przekonać się, że Steven Rogers wcale nie potrzebował tarczy Kapitana Ameryki, by ratować innych, to w przypadku tego bohatera okazuje się, że bez właściwego bodźca nie jest pisana mu ścieżka superbohatera. Jest aroganckim, ambitnym mężczyzną. Wiedząc, że jego własna broń jest wykorzystywana przeciwko amerykańskim żołnierzom, wysnuwa konkluzję, że musi być jeszcze potężniejsza. Ale to nie on jest w centrum tej historii, tylko Killmonger.
Tym razem możemy zobaczyć, jak Killmonger ratuje życie Tony'ego Starka, co prowadzi do nawiązania relacji pomiędzy nimi. Kinowa linia czasowa jasno wskazywała, który z nich był herosem, a który złoczyńcą. Przed premierą 6. odcinka krążyły pogłoski, że może zobaczymy, jak Iron Man inspiruje tego pierwszego do zmiany na lepsze. Zamiast tego jesteśmy raczej świadkami, że żadnemu z nich nie jest pisana rola superbohatera. Nasz miliarder bez zmieniającej życie sytuacji nie czuje się zbyt zainspirowany do pomocy innym, za to żadna osoba na drodze Erika nie jest w stanie przemówić mu do rozsądku. Ich przyjaźń szybko okazuje się jednostronna, a Tony był w niej jedynie marionetką. Choć połączenie tej dwójki, biorąc pod uwagę ich charaktery, mogło dać niesamowitą dynamikę, wcale nie jest ciekawe. Co jest o tyle dziwne, że w MCU zawsze byli niezwykle charyzmatyczni.
6. odcinek na pewno udowadnia, do czego jest zdolny Killmonger i jak bardzo potrafi manipulować innymi, by osiągnąć swój cel. Potrafi posunąć się do wszystkiego i nic nie jest w stanie wydobyć z niego empatii, obojętnie kogo musi się pozbyć, by zostać następną Czarną Panterą. Bez mrugnięcia okiem morduje Tony'ego Starka, z którym spędzał mnóstwo czasu i obiecał mu lojalność. Nie ma prawdziwych sojuszników i nie przywiązuje się do nich. Przez chwilę można dać się nabrać, że rodzina w Wakandzie coś w nim poruszy, jednak na marne. Z jednej strony naprawdę interesująco ogląda się to, jak zmienia strony, ponieważ jest zupełnie nieprzewidywalny i nic go nie powstrzymuje w drodze do zemsty. Z drugiej nie rozwija to za bardzo znanego nam już bohatera, co jest trochę rozczarowujące. Od zawsze wiemy, że jest mściwym złoczyńcą. A What If...? ma możliwości, by naprawdę odmienić losy postaci i pokazać nam coś nowego. To po prostu zmarnowana okazja.
Tony Stark nie staje się Iron Manem, ale wciąż jest zabawnym, charyzmatycznym geniuszem. Jego bliscy są dla niego niezwykle ważni, co pozwala mimo wszystko wciąż z nim sympatyzować. Jednak nie będziemy świadkami niczego spektakularnego z jego strony. Skoro Killmonger dzięki ich znajomości nie stał się herosem, być może interesująco byłoby zobaczyć, jak Tony staje się złoczyńcą, święcie przekonanym, że walczy w słusznej sprawie dzięki namowom przyjaciela. Ten 6. odcinek składa się właśnie głównie z takiego zastanawiania się, ile można było zrobić z tym pomysłem, gdyby posunąć się o krok dalej. Ponieważ potencjał był ogromny, a wykonanie raczej przeciętne. Z bohaterów wyróżnia się głównie Pepper Potts, która jako jedna z niewielu osób nie daje zmanipulować się Killmongerowi i ma głowę na karku. Od początku wyczuwa, że jest z nim coś nie tak i stara się przekonać innych, by nie ufali mu tak łatwo. Jednak ogólnie nikt nie pokazuje się od zaskakującej strony.
Odcinek kończy się na tym, że Pepper i Shuri planują zemstę. Chcą pokazać światu, za ile śmierci odpowiedzialny jest Killmonger. Choć czasem człowiek łapał się za głowę, czemu przy tylu inteligentnych bohaterach tylko one potrafią zauważyć związek pomiędzy nagłymi zgonami a obecnością Erika. Nawet gdy Tony Stark ostatecznie go demaskuje, to decyduje się na walkę z nim w zamkniętym pomieszczeniu, bez zabezpieczenia dowodów czy planu awaryjnego. Choć można to zgonić na jego arogancję, wciąż nie był to ruch przypominający geniusza. Ukazuje go w kiepskim świetle.
Bardzo dużo rzeczy w tym odcinku zwyczajnie nie wyszło. Zgony bohaterów nie ruszają, ponieważ nawet się do nich nie przywiązujemy i nie mamy czasu na ich opłakiwanie, tylko pędzimy dalej z akcją. Nie było w nim niczego zaskakującego, a do znanych nam postaci nie zostało tak naprawdę nic nowego dopisane. Choć odcinek kończy się cliffhangerem i nie wiemy, co teraz zrobią Shuri i Pepper, by pokonać złoczyńcę, to szczerze mówiąc, nawet nas to nie ciekawi. To jeden z najsłabszych odcinków What If...?, jeśli nie po prostu najsłabszy. Po emocjonującym epizodzie Doktora Strange'a i jeździe bez trzymanki z zombie Avengers poprzeczka została trochę wyżej postawiona.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Paulina GuzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat