Wikingowie: sezon 5, odcinek 18 – recenzja
Wikingowie w sezonie 5B przechodzą samych siebie. 18. odcinek to pasmo kolejnych dziwacznych fabularnych decyzji, które wzbudzają konsternację.
Wikingowie w sezonie 5B przechodzą samych siebie. 18. odcinek to pasmo kolejnych dziwacznych fabularnych decyzji, które wzbudzają konsternację.
Vikings kontynuują wątek trójkąta miłosnego pomiędzy Bjornem, Gunnhildą i Haraldem. To trochę zaczyna przypominać kiepski serial młodzieżowy. Pani manipuluje obydwoma wojownikami dość otwarcie, tak naprawdę budując konflikt. Okazuje się, że chce być królową Norwegii, ale nie z Haraldem, tylko z Bjornem. A to oczywisty powód do walki pomiędzy mężczyznami, bo kobieta to jedno, ale ambicje wojownika w tym przypadku stoją wyżej w hierarchii. Poza tym cały wątek nie daje nic poza sceną ślubu, przeciąganiem i dalszym sygnalizowaniem, że ktoś w tym sporze zginie. Obawiam się, że Hirst postawi na Bjorna.
Po raz pierwszy muszę coś dobrego powiedzieć o wątku Flokiego. Bynajmniej nie z powodów, które mogą Wam przyjść do głowy. Sama historia nadal jest pusta, nijaka i pozbawiona jakiekolwiek sensu i jakości. Pochwalić chcę jednak scenę, w której dało się przez zaledwie kilka sekund dostrzec dawnego Flokiego. Chodzi o tę rozmowę, w której mówi, co by kiedyś zrobił ze swoim przeciwnikiem. Oczywiście tego nie zrobi, bo Michael Hirst zdecydował się za wszelką cenę zniszczyć tę postać w oczach widzów. Wiem, że to jest doszukiwanie się pozytywów w miejscu, w którym ich praktycznie nie ma, ale to naprawdę była chwila wartościowa.
Natomiast wątek Ivara jest tak oczywisty do bólu, że to aż smutne. Czy ktoś jest zaskoczony, że brutalnie zabił dziewczynę Hvitserka? Absurd decyzji o zostawieniu swojej wybranki w momencie, gdy Ivar rzuca groźby, był jednym z większych w poprzednim odcinku. A te wydarzenia to potwierdzają. A obok tego mamy narodziny jego syna, czyli Baldura z tytułu odcinka, który także jest w jakimś stopniu zdeformowany. Wyjaśnienie, że nie będzie mógł przyjmować pokarmu sugeruje jakieś zniekształcenia na twarzy, ale... jakie? Płakał i krzyczał jak normalne dziecko, więc może to niedopracowanie? Zresztą tak jak cała scena wyniesienia Baldura do lasu i zostawienia go na pastwę bogów. Zauważcie, że Ivar się utaj przyczołgał, na co wskazują ślady, gdy zaczyna uciekać z miejsca zdarzenia. Pozostaje pytanie... jakim, u licha, cudem to zrobił, mając ze sobą niemowlę? Taką niechlujność zaczyna być irytująca w Wikingach. Zaś sama decyzja podyktowana pobudkach polityczno-społecznymi ma jakąś dozę wiarygodności. Szkoda tylko, że nawet w takim wątku twórca nie wykorzystuje okazji, by zaprezentować ludzkie oblicze Ivara.
Miałem nadzieję, że wątek Olafa Grubego trochę rozrusza serial. Wprowadzenie czegoś nowego to zawsze szansa, którą... Michael Hirst zmarnował wręcz spektakularnie. Najpierw pojawiły się skojarzenia z Grą o tron, gdy okazało się, że prawą ręką Olafa jest karzeł... Gdy jednak dochodzi do spotkania z królem wikingów, trudno nie wpisać tej sceny do serii największych głupot serialu. Pomijam już fakt, że gada dziwnie i jest ukazywany w określony sposób, ale gdy Hvitserk porównuje go do... Buddy, można się zakrztusić ze śmiechu. Choć większym absurdem jest fakt celu, w jakim Hvitserk tu przyjechał, bo młody wiking chciał ot tak powiedzieć: "zaatakujemy razem Kattegat". Na co pragnąłby usłyszeć: "dobra!".. Najśmieszniejsze jest to, że choć Olaf początkowo mu odmawia, chwilę później zasadniczo mówi: "dobra!". Zero klarownych motywacji. Dziwność tego wątku przekroczyła granice smaku.
W Wessex mamy smutną Judith, którą podejrzewam o podróże w czasie lub jasnowidztwo. Trudno powiedzieć, ale jakimś cudem dzielna matka króla wie, że umiera z powodu torbieli na piersi. Michael Hirst chciał tworzyć serial imitujący realia historyczne i wprowadza coś tak niepasującego? Wydaje się to banalną wymówką do tego, by Alfred nie musiał w końcu na serio stać się mężczyzną i jej zabić.
Powrót Lagerthy wzbudza trochę mieszane odczucia i trudno do końca wyklarować wnioski. Z jednej strony to taki pseudoartystyczny bełkot z jej wizjami śmierci Ragnara... z drugiej strony mówi wiele rzeczy dziwacznych, pozbawionych sens i symbolicznych, ale w jakiś sposób intrygujących. Tak jakby twórca chciał nam powiedzieć coś więcej o Lagercie, która niby postradała zmysły, ale jednak nie do końca. Tak jakby sam się nie mógł zdecydować, bo trudno mi zrozumieć motywacje Lagerthy do poddania się takim uczuciom. Oczywiście cały wątek jest przeciągany, by dać jakąś jego kulminację w finale. Tylko już teraz widzę sugestie, że twórca zniszczy dobre wyobrażenie o Lagercie, jakie wciąż pozostaje w widzach. Jednocześnie jednak coś w jej tajemniczym zachowaniu jest, co może mieć potencjał. Oczywiście nie wiemy nic o tym, co się stało po bitwie, dlaczego spotykamy ją w podartej sukni i... kiedy miała czas udać się do fryzjera... Tyle pytań tak bardzo frapujących mnie jako widza i tak bardzo nie chce poznać tych odpowiedzi.
Vikings to kolejne absurdy, trochę głupot i w miarę poprawny wątek Lagerthy. Nuda, wolne tempo i brak ikry wciąż szkodzi temu serialowi. Tak naprawdę to jedyny sensowny wątek dostaje Ubbe, który przynajmniej do czegoś doprowadza. A najlepsze postacie wciąż topią się w bagnie kiepskich pomysłów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat