Wolverine. Tom 3 – recenzja
Data premiery w Polsce: 20 czerwca 2018Trzeci tom Wolverine'a ze scenariuszem Jasona Aarona może poszczycić się najlepszą z dotychczasowych okładek. Co z tego, skoro właśnie w tej odsłonie seria zalicza wyraźny spadek formy.
Trzeci tom Wolverine'a ze scenariuszem Jasona Aarona może poszczycić się najlepszą z dotychczasowych okładek. Co z tego, skoro właśnie w tej odsłonie seria zalicza wyraźny spadek formy.
Wracając do okładki. Logan nie występuje tu solo, tylko ponownie, tak jak w przypadku poprzedniego tomu, będąc w wyraźnych opałach. Widzimy go zawieszonego bezwładnie w powietrzu, a zaraz za nim czworo prawdopodobnie zafrasowanych X-Menów, próbujących coś zaradzić na stan naszego bohatera. Prawdopodobnie - ponieważ z wyniosłej postawy mutantów trudno cokolwiek wnioskować. Czy rzeczywiście się tym przejmują? A może coś przeskrobali, działając jak to oni w słusznej wierze i raczej utrzymują w tym stanie Logana tylko dlatego, że mógłby ich z czegoś rozliczyć? Słowem, okładka Jae Lee intryguje i niechybnie zachęca do sprawdzenia, co tym razem przydarzyło się naszemu bohaterowi.
Trzeba przyznać, iż w Wolverine, vol. 3 Wolverine jest rzeczywiście w srogich opałach. Jak dobrze wiemy, Jason Aaron nie zna litości dla swojego bohatera i postanawia przeczołgać go przez prawdziwe piekło. I to uwaga - dosłownie. Tak jest. Logan w niniejszym tomie zalicza wizytę w Piekle, zalicza także koszmarną wizytę w odmętach własnej podświadomości i na dodatek wpada w pułapkę czasu, z której wyjście prowadzi do kolejnej pułapki, a z niej do jeszcze jednej i tak prawie bez końca. Po prostu dzieje się. Momentami można odnieść wrażenie, że aż zbyt wiele.
Pierwsza historia na pewno zaskakuje. Prologiem, narratorem i niepewnością co do realności wydarzeń. Narratorem jest tu bowiem Peter Parker, który wraz z Loganem znalazł się nagle w bardzo ale to bardzo odległej przeszłości i próbuje przetrwać w nieprzyjaznym świecie, mając na dodatek świadomość nadchodzącej katastrofy. Logan robi tu za buca, Spider-Man za brata-łatę. Razem, a w zasadzie oddzielnie, długo usiłują dociec co się wokół z nich dzieje i dlaczego los rzuca ich po różnych planach czasowych. Opowieść do pewnego momentu jest intrygująca, ale i narracyjnie chaotyczna, przez co nie do końca się w nią angażujemy. Odnosi się wrażenie nadmiaru atrakcji (gościnie moc Phoenix), na szczęście końcówka, a w szczególności dwie ostatnie, znakomicie zakomponowane plansze pozostawiają po sobie pozytywne wrażenie. Oraz wnioski - Logan to wcale nie taki buc, na jakiego zazwyczaj pozuje.
Ten zapewne dla wielu czytelników oczywisty wniosek jest bardzo istotny w odniesieniu do drugiej historii w albumie. To długa opowieść, której zresztą finału nie dostajemy, złożona z kilku etapów, w których Wolverine przechodzi rodzaj własnej drogi krzyżowej. Przez większość czasu jest marionetką w rękach tajemniczych sił, a kiedy wydaje się, że już wykaraskał się z opałów, przychodzą dla niego jeszcze gorsze czasy. I ponownie, czytając tę długaśną, w zamierzeniu niewątpliwie ambitną historię, ma się wrażenie nadmiaru atrakcji.
Ambicja to w tym przypadku słowo klucz. Wydaje się, że w dwóch poprzednich albumach Aaron testował różne formuły na rozwój postaci Logana, szukając tej najlepszej, która odpowiadałaby charakterowi bohatera. Dobrze wiemy, że prosty z pozoru Wolverine, to w zasadzie dosyć skomplikowana osobowość i chyba tak to właśnie zaplanował, na tym skupił się Aaron. Chcąc powiedzieć całą prawdę o najpopularniejszym z mutantów, chcąc wydobyć esencję postaci, stworzył w zamierzeniu symboliczną, ambitną historię. I cóż - taka formuła nie do końca się sprawdziła.
Czego tu nie ma... Wspomnieliśmy o Piekle. No tak, skoro Piekło, to muszą być w nim ci, których Logan do niego posłał, a zatem łatwo nie będzie. Piekło to jednak nie wszystko. W tym czasie na Ziemi Wolverine również jest jak najbardziej obecny, tyle że w roli marionetki w rękach tajemniczej organizacji. Więcej mamy w tym tomie pozostałych X-Menów - bo przecież aby uporać się z kłopotami, które sprowadza na siebie i innych Wolverine, potrzeba reprezentacyjnej gromadki mutantów. A to i tak będzie za mało. Ostatecznie, aby uporać się ze wszystkimi problemami, Logan będzie musiał stoczyć wewnętrzną walkę z sobą samym, z własnymi demonami.
Plan był zatem ambitny. Plan jednocześnie zakładał mnóstwo fabularnych atrakcji, co w jakiś naturalny sposób nie skrzyżowało się najlepiej. Znajdziemy tu jeszcze opowieści w opowieściach, przeróżne style graficzne, wszystko po to, by stworzyć wrażenie opowieści ostatecznie podsumowującej pełną udręki drogę bohatera przez życie. Tylko jaka właściwie jest tej opowieści konkluzja? Czy mamy jej szukać w ostatniej historii tego tomu, lżejszej w tonie, pełnej czarnego humoru, w której masa gości czeka bez skutku na jubilata w dniu jego urodzin? Trudno powiedzieć, bo na koniec jesteśmy wyrwani z dotychczasowego kontekstu, pozostając bez ważnych odpowiedzi, trochę z mętlikiem w głowie i pytaniem, po co to wszystko było, skoro dobrze wiemy, że Wolverine chadza własnymi ścieżkami.
Podsumowując - odczuwalny jest kryzys serii. Aaron szukał, szukał i gdy się wydawało, że znalazł właściwy ton opowieści, nagle formuła jakby się wyczerpała. To nadal jest porządne pisarstwo, ale zabrakło błysku. Albo - i tego boję się najbardziej, ktoś kazał scenarzyście trochę przystopować i zamiast na poszukiwaniach i eksperymentach, skupić się na rzeczach istotnych - oraz być może - na terminach. Jaka jest prawda, przekonamy się w kolejnym tomie. Mimo wszystko Jason Aaron zapracował sobie u czytelników na duży kredyt zaufania i może dalej będzie już lepiej.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat