Związek - recenzja filmu
Związek to nowy film akcji Netflixa z Halle Berry i Markiem Wahlbergiem w rolach głównych. Czy warto obejrzeć?
Związek to nowy film akcji Netflixa z Halle Berry i Markiem Wahlbergiem w rolach głównych. Czy warto obejrzeć?
Związek można scharakteryzować dość krótko: typowy przeciętniak. Wpisuje się on w trend filmów akcji Netflixa ze średnim budżetem, które mają znane nazwiska i nic poza tym. Dostajemy historię niewątpliwie z potencjałem, bo tego typu tajne organizacje szpiegowskie zawsze mogą dostarczać wrażeń i emocji. Ten szybko jest marnowany i wszystko po zaledwie kilku minutach staje się festiwalem oczywistości, przewidywalności i zbyt oklepanych motywów, aby móc rozluźnić się i cieszyć seansem. Doskonale wiadomo, co się wydarzy, kto tak naprawdę jest tym złym i w jakim miejscu skończą główni bohaterowie.
Twórcy wiedzą, że gdy realizują film dla streamingu, pierwsze minuty mają dostarczyć wrażeń i przykuć uwagę widza. Tutaj wychodzi to spektakularnie nieudanie przez tyradę absurdu i głupoty. Mamy agentów uciekających z hotelu po wykonaniu misji. Gdy biegną uliczkami miasta, jeden z nich pada od strzału snajpera. Co robią weterani agencji? Dalej uciekają otwartą przestrzenią i jeden po drugim giną od strzału z daleka, aż w finale sceny... ostatni ocalały idzie na totalnie już otwartą przestrzeń na moście. Nikt nie czytał scenariusza? Każdy widz, który oglądał kilka filmów akcji, będzie mieć wrażenie tej kuriozalnej niedorzeczności i – pewnie podobnie jak ja – będzie miał ochotę w tym momencie wyłączyć seans.
Faktem jednak jest, że fabuła i jej pretekstowość w kinie akcji to norma i teoretycznie nie powinno to przeszkadzać. Jest jednak kluczowy warunek, którego Związek nie spełnia: ta pretekstowość musi służyć temu, by sceny akcji zachwycały widzów. Tego tutaj nie uświadczymy, bo pomimo chęci, w tym departamencie dostajemy okrutną przeciętność, na którą w gatunku zmienionym przez Johna Wicka, zwyczajnie nie powinno być miejsca. Sceny walk, pościgi i strzelaniny są kompletnie nijakie, więc ani nie cieszą oka, bo realizacyjnie widać, że nikt nie wie, jak to dobrze pokazać, ani też nie budują wrażeń czy emocji, bo reżyser bez doświadczenia nie ma pojęcia o tym, do czego służą tego typu momenty w opowiadaniu historii. Być może na nudę narzekać nie można, ale to, co się dzieje na ekranie wywołuje jedynie obojętność, bo tego typu przeciętne akcyjniaki nie zachwycały nawet te 15-20 lat temu. Netflix więc popełnia tutaj ten sam błąd, jak w wielu innych produkcjach na czele z Weteranką – zatrudniają reżysera bez wizji, pomysłu i umiejętności, co przekłada się na kiepski produkt.
Halle Berry kradnie ten film i to ona jest największą jego zaletą. Jej charyzma oraz wyraźnie przekładające się na efekt ekranowy doświadczenia z Johna Wicka 3, dają jej prezencję godną gwiazdy kina akcji. Co prawda, nie może ona tutaj robić tych samych wyczynów, co u Chada Stahelskiego, bo nieumiejętność twórców przygnębiająco przekłada się na sztuczność przejść pomiędzy aktorami, a ich dublerami. To jednak nie zmienia faktu, że gdy Halle Berry ma możliwość, wykorzystuje to fenomenalnie i pokazuje, że nadal w tym gatunku poradziłaby sobie świetnie. Tego samego nie można powiedzieć o Marku Wahlbergu, bo znów gra na jednej minie to samo, co w ostatnich pięciu filmach z rzędu. W scenach akcji jest nieobecny (w odróżnieniu od momentów Berry) i wręcz czasami jako centralny bohater staje się irytującym przypomnieniem, jak można popsuć film tym, że aktorowi się nie chce, a obecności reżysera na planie nie zanotowano. Typowy Wahlberg i świetna Berry przynajmniej stanowią sympatyczny duet, który dobrze wypełnia czas ekranowy.
Schematy poganiają schematy, więc jeśli pomyślicie o czymś oczywistym z kina szpiegowskiego czy o tajnych agentach, na pewno na ekranie zobaczycie to w przeciętnej formie. Nic tutaj nie porywa, nie daje poczucia rozrywki wartej wydanych przez Netflixa pieniędzy i nie do końca czuć, czy ten czas poświęcony na tak bardzo sztampowy Związek jest w ogóle tego warty. Ba, nawet furtka na sequel jest tak ograna w gatunku, że to staje się aż zabawne; w odróżnieniu od przeciętnych prób rozśmieszania widzów podczas seansu.
Czy Związek to zły film? Bynajmniej! Widać, że pieniądze są na ekranie, tempo jest porządne, a wszystko bezbolesne i lekkie. Problem w tym, że jest to tak przeciętne, że nie da się tego polecić do obejrzenia. Zwyczajnie w streamingu mamy wiele lepszych rzeczy, które warto zobaczyć, a obok Związku śmiało można przejść obojętnie. Miejmy nadzieję, że gdy na ekranie pojawią się akcyjniaki stworzone po zmianie szefostwa działu filmowego Netflixa, nie będą one tak bardzo marnować aktorów i potencjału.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat