Rebis
Rozdział 2
– Kończysz, Pardoe? – zapytał sierżant Bristow.
– Nie, szefie – odparł Jerry, spoglądając na niego znad klawiatury komputera. – Wciąż spisuję zeznania tej zgrai z Extinction Rebellion. Jutro sprawa w sądzie.
– Na razie możesz to zostawić. To zwykłe GB. Mamy zgłoszenie o próbie kradzieży w WH Smith, w Tandem Centre, i to z użyciem niebezpiecznego narzędzia.
– WH Smith? Żartujesz? A niby czego szukali tam złodzieje? Zależało im na „Daily Mail” i dwóch rolkach taśmy klejącej?
– Nie znam szczegółów. Zdaje się, że jakieś dwa świry zaczęły zrzucać towar z półek, a kiedy sprzedawczynie próbowały ich powstrzymać, zostały zaatakowane nożami. Dwie mają lekkie obrażenia, ale trzecia jest w ciężkim stanie.
– Cholera jasna. A co ze świrami? Uciekli?
– Jeden zwiał, ale w centrum handlowym z zupełnie innego powodu przebywało akurat dwóch policjantów i dorwali tego drugiego. Mają z nim KPP, bo facet zachowuje się jak opętany. Musieli czekać na wsparcie. Ekipa techniczna już jedzie na miejsce przestępstwa.
Jerry zapisał na dysku zeznania, które do tej pory mozolnie kopiował z odręcznych notatek, i wyłączył komputer. Zajmowanie się sprawą Extinction Rebellion i tak uważał za marnowanie czasu lub – jak to określił sierżant Bristow – za GB. Wśród funkcjonariuszy londyńskiej policji ten nieformalny skrót oznaczał „gówniane bzdety”. Z kolei KPP oznaczało „kurewsko poważny problem” z podejrzanym, który jest dobrze zbudowany, szarpie się i którego obezwładnienie wymaga sporego wysiłku.
– Zabierz ze sobą Malletta. Jest w kantynie. Skończył już dniówkę, ale od rana nie wpadła mu żadna robota, niech więc jakoś zarobi na swoje utrzymanie.
– WH Smith – powtórzył Jerry. Włożył nową brązową skórzaną kurtkę i zapiął zamek błyskawiczny. Był z niej zadowolony. Sądził, że wygląda w niej jak Robert Redford, zanim ten się pomarszczył na twarzy. – Trzeba być debilem, żeby urządzać napady na WH Smith. Czego ci idioci tam szukali?
– Może najnowszych książek o Harrym Potterze? Jerry zszedł na parter do kantyny, gdzie posterunkowy
Bobby Mallett próbował zagadywać posterunkową Fionę Pitt. Niemal każdy funkcjonariusz z komisariatu w Tooting starał się nawiązać nić porozumienia z posterunkową Fioną Pitt, ponieważ była szczupłą blondynką o chabrowych oczach i mia ła zmysłowe, zawsze lekko wydęte usta. Wyglądał a jak influencerka z Twittera. Niestety, była zaręczona z pewnym bokserem wagi średniej, niejakim Billym „Młotem Bojowym” Wilsonem.
Jerry usiadł przy stoliku obok posterunkowej i mrugnął do niej. Zareagowała ironicznym uśmiechem.
Tymczasem Mallett się odezwał:
– Wyjaśniałem właśnie naszej Fionie, że boksowanie raczej nie jest zajęciem na całe życie. Większość bokserów po trzydziestce to wraki, a ci, którzy w tym wieku potrafią jeszcze logicznie myśleć, są szczęściarzami. Poza tym czy naprawdę chce budzić się co rano i patrzeć na przymulonego faceta z nosem jak bakłażan?
– A co ci do tego? – rzuciła posterunkowa Pitt. – Poza tym nos Billy’ego jest piękny. A ten bakłażan… co to takiego?
– Poczekaj tylko, aż twój chłopak trafi w ringu na osiłka młodszego o dziesięć lat. Właśnie to się przydarzyło mojemu wujkowi Harry’emu. Był tylko amatorem, stanął jednak do walki o jeden raz za dużo. Dzisiaj wygląda, jakby ktoś wielokrotnie zdzielił go po gębie tacą do podawania herbaty.
– Hej, Jeżozwierzu, tymczasem mamy bijatykę w dżungli. – Jerry zwrócił się do Malletta. – Napad z użyciem noży na punkt handlowy w Tandem Centre.
Wszyscy nazywali detektywa posterunkowego Malletta „Jeżozwierzem”, ponieważ był niski i przysadzisty, miał czarne włosy ścięte na jeża, wyłupiaste, brązowe oczy i nos jak kartofel. Miał też zwyczaj kręcenia się po całym komisariacie z energią godną leśnego stwora przemykającego w pośpiechu od drzewa do drzewa.
Mallett popatrzył na zegarek.
– Nie ma mowy, Jerry. Chroni mnie kod jedenaście. Skończyłem pracę o trzeciej.
– Nic z tego. Jeden z podejrzanych pozostaje na wolności i Bristow chce, żebyśmy obaj prontissimo zajęli się tą sprawą.
– Ile nam to zajmie? Umówiłem się z mamą, że zabiorę ją dzisiaj na kolację do Toby Carvery.
– Romantyczna randka godna naszych czasów. Przykro mi, Jeżozwierzu.
Niezadowolony Mallett wydął policzki.
– Dobrze, dobrze. Dzięki za miłe têteàtête, Fiono. Chętnie będę jutro kontynuował.
Wstał i posłał posterunkowej Pitt całusa, przytknąwszy palce do ust, ona jednak przewróciła oczami ze znudzeniem, z czego Jerry wywnioskował, że wolałaby w samotności obserwować, jak schnie lakier na jej paznokciach, niż ciągnąć rozpoczętą dzisiaj rozmowę. Prawdopodobnie nie miała też pojęcia, co znaczy „têteàtête”.
– No więc co to za KPP? – zapytał Mallett, zmagając się z zamkiem błyskawicznym nylonowej wiatrówki, kiedy wyszli na parking policyjny.
– Jakieś dwa świry chciały okraść WH Smith i zaatakowały nożami trzy sprzedawczynie, które starały się ich powstrzymać. Podobno jedna odniosła poważne rany. Kiedy złodzieje uciekali, nasi ludzie dopadli jednego z nich obezwładnili siłą.
– Ten cholerny zamek jest popsuty. Wyłamała się połowa zębów, jak mojej babci.
Wsiedli do nieoznakowanego radiowozu marki Ford Focus i skręcili z parkingu w lewo, w Longley Road. Jerry włączył syrenę i rząd niebieskich świateł błyskających na chłodnicy samochodu.
– WH Smith? – zapytał Mallett ze zdziwieniem po długim milczeniu, kiedy to ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w przednią szybę.
– Tylko nie pytaj mnie, stary, dlaczego akurat tam. Zapewne dopiero bandzior oświeci nas w tej kwestii.
Po niecałych dziesięciu minutach dojechali do Tandem Centre i zaparkowali przed WH Smith. Na miejscu stał już ambulans, nie było natomiast policyjnej furgonetki z technikami. Jerry wiedział, że Extinction Rebellion organizuje dzisiaj kolejną demonstrację w centrum Londynu i mnóstwo funkcjonariuszy będzie zaangażowanych w uwalnianie ekowojowników przykutych łańcuchami do barierek albo przylepionych superklejem do asfaltu.
Razem z Mallettem podszedł do karetki. Tylne drzwi pojazdu były otwarte i dostrzegli, jak dwoje ratowników medycznych bandażuje ramię rudowłosej, młodej kobiety, która wpatrywała się w nich, jakby nie wiedziała, kim są i dlaczego właściwie się nią zajmują.
Ujrzawszy policjantów, ratowniczka podeszła, żeby z nimi porozmawiać.