Osa: przeczytaj fragment powieści science fiction
Osa to kolejna powieść SF, która ukazała się w serii Wehikuł Czasu. Mamy dla was początek książki Erika Franka Russella.
Osa to kolejna powieść SF, która ukazała się w serii Wehikuł Czasu. Mamy dla was początek książki Erika Franka Russella.
— W czym zatem problem?
— Wojnę można wygrać albo przegrać. Nie ma innej alter natywy. Nie zdołamy zwyciężyć tylko poprzez trzymanie wroga na dystans. Nie pokonamy go, jeśli naszą jedyną strategią będzie odwlekanie w nieskończoność porażki. — Wolf uderzył pięścią w blat, co było tyleż niespodziewanym co empatycznym podkreśleniem wypowiadanych słów. Jego wieczne pióro podskoczyło na dwie stopy, tak mocno przywalił. — Musimy zrobić coś więcej. Musimy przejąć inicjatywę i położyć wroga na łopatki, dowalić mu tak, że już się nie podniesie.
— Czym zajmiemy się w odpowiednim czasie, jak sądzę? — Może tak — odparł gospodarz. — Może nie. To zależy. — Od czego?
— Od tego, czy zdołamy w pełni wykorzystać posiadane zasoby, w tym ludzkie… To znaczy kogoś takiego jak pan.
— Mógłby pan wyrażać się nieco precyzyjniej? — zasugerował James.
— Proszę mnie wysłuchać… Jesteśmy bardziej zaawansowani technologicznie niż Kartel Syrijski. Pod pewnymi względami tylko nieznacznie, pod innymi wyprzedzamy przeciwnika o ca łe lata świetlne. Dysponujemy na przykład lepszym sprzętem i co ważniejsze, uzbrojeniem. Ale Syrijczycy także mają nad nami przewagę, o czym wspomniana opinia publiczna nie ma pojęcia, ponieważ jest za głupia, by ją o tym powiadamiać. Mówię o przewadze liczebnej i wagowej liczącej dokładnie dwanaście do jednego.
— Czy to potwierdzony fakt?
— Niestety tak, choć nasza propaganda stara się o tym nie wspominać. Nasz potencjał wojenny jest większy, Syrijczycy dysponują natomiast przewagą liczebną. I to jest problem, któremu musimy przeciwdziałać w najlepszy znany sposób. Nie zdołamy opóźnić decydującej fazy walk do chwili, gdy rozmno żymy się w stopniu pozwalającym na zniwelowanie tej przewagi wroga.
— Rozumiem. — Mowry zamyślił się, przygryzając dolną wargę.
— Aczkolwiek — dodał pospiesznie Wolf — problem przestaje wydawać się tak przytłaczający, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeden człowiek mógł doprowadzić do wstrząśnięcia rządem, a dwaj inni byli w stanie uziemić dwudziestosiedmiotysięczną armię, nie wspominając już o osie mordującej czterech gigantów i rozwalającej w drobny mak ich potężną machinę… — Zamilkł, sprawdzając, jaki efekt wywołał tą przemową, po czym dodał: — Mówiąc wprost i nie owijając w bawełnę: odpowiedni człowiek w odpowiednim miejscu i czasie jest w stanie unieszkodliwić całą dywizję pancerną.
— To dość nieortodoksyjny sposób prowadzenia wojny.
— Ale wydajniejszy.
— Jestem wystarczająco perwersyjny, by podobały mi się wspomniane rozwiązania. Przemawiają do mnie, nie będę ukrywał.
— Wiemy o tym — przyznał Wolf, po czym przysunął jedną z leżących na blacie teczek i zaczął ją kartkować jakby od niechcenia. — Na czternaste urodziny został pan ukarany grzywną w wysokości stu syrijskich gildenów za wyrażenie negatywnej opinii o władzach, wypisanej na ścianie literami wysokości dwudziestu cali. Ojciec złożył stosowne przeprosiny w pańskim imieniu, składając ten czyn na karb młodzieńczej porywczości. Syrijczycy pozostali wkurzeni, ale zarzut oddalono.
— Zdania nie zmieniłem. Razaduth był wyjątkową mendą, kłamcą i spaślakiem. — Mowry zerknął podejrzliwie na akta. — Macie tam całe moje życie?
— Tak.
— Mówił wam już ktoś, że strasznie wścibscy jesteście?
— Na tym polega nasza praca. Dla nas to część ceny, jaką płacimy za możliwość przetrwania — poinformował go gospodarz, odsuwając akta na bok. — Mamy kwity na każdego żyjącego Terranina. Nie wspomnę już o możliwości elektronicznego wyszukiwania ludzi posiadających sztuczne zęby albo odnajdowania ich po rozmiarze noszonego obuwia czy rudej matce, nie wspominając o poważniejszych przypadłościach, takich jak unikanie służby wojskowej. Bez problemu wyłuskamy każdy rodzaj owieczki z naszego licznego stada.
— Czy ja jestem jedną z takich owieczek?
— Metaforycznie mówiąc, tak. Aczkolwiek proszę nie traktować tego jako obelgi. — Usta Wolfa wykrzywiły się w grymasie, który jego zdaniem miał być uśmiechem, choć nie do końca go przypominał. — Najpierw dokopaliśmy się do siedemnastu tysięcy osób mówiących płynnie jednym z licznych syrijskich dialektów. Po odrzuceniu kobiet i dzieci zeszliśmy do dziewięciu tysięcy kandydatów. Później, krok po kroku, usunęliśmy zbyt wiekowych, chorych, słabeuszy, ludzi niegodnych zaufania i niezrównoważonych. Potem odpadli zbyt niscy, zbyt wysocy, zbyt ostrożni i zbyt śmiali. Tak wyselekcjonowaliśmy wąskie grono osób nadających się na osy.
— Jak wygląda przeciętna osa?
— To w naszej opinii niewysoki mężczyzna, który umie chodzić na lekko ugiętych nogach, oczywiście o przylegających do czaszki uszach i twarzy zabarwionej na fioletowo. Innymi słowy, człowiek, który może udawać rodowitego Syrijczyka, i to na tyle dobrze, by oszukać innych przedstawicieli tej rasy.
— W życiu! — wrzasnął Mowry. — Nawet jak się zejdą dwie niedziele w kupie! Jestem różowy, mam zęby mądrości i odstające uszy!
— Nadmiarowe zęby można wyrwać, chirurg usunie bez problemu chrząstki odpowiedzialne za odstawanie uszu, nie pozostawiając przy tym widocznych śladów operacji. To proste i bezbolesne zabiegi, wystarczą dwa tygodnie, by był pan jak nowy. Przytaczam dane medyczne, proszę więc nie mówić, że jest inaczej. — Kolejny krzywy grymas. — A co do fioletowej cery, to też nie problem. Wielu Terran ma twarze bardziej sine od rodowitych Syrijczyków, choć nabycie tej barwy wymaga wypicia wielu galonów alkoholu. Uprzedzając kolejne pytanie: tak, posiadamy barwniki gwarantujące kilkumiesięczną trwałość oraz zestawy utrwalające, które umożliwią przedłużenie maskowania na czas wykonania misji.
— Ale…
— Proszę posłuchać. Urodził się pan w Mashamie, stolicy Diracty, macierzystej planety Syrijczyków. Pański ojciec był tam kupcem. Mieszkał pan na terytorium wroga do siedemnastego roku życia, po czym wrócił pan z rodzicami na Terrę. Tak się szczęśliwie składa, że przypomina pan wzrostem i budową typowego Syrijczyka. Ma pan obecnie dwadzieścia sześć lat, mówi pan płynnie w języku wroga, z wyraźnym akcentem mashambijskim, co może być dodatkowym atutem, jak sądzę. To tylko uprawdopodobni pańską przykrywkę. Pięćdziesiąt milionów Syrijczyków używa tego dialektu. Wydaje się pan naturalnym kandydatem do roboty, o której mowa.
— A gdybym zaproponował, żeby wsadził pan sobie tę robotę tam, gdzie słońce nie dociera? — zapytał z zaangażowaniem Mowry.
— Byłoby mi niezwykle przykro — odparł Wolf, nie tracąc rezonu — ponieważ w czasie wojny hołdujemy starej i mądrej maksymie, że jeden ochotnik wart jest tysiąca poborowych.
— Czy to znaczy, że mam się spodziewać powołania? — James aż się zatchnął. — Szlag by to. Wolę wpakować się w taką kabałę z własnej woli niż z przymusu.
— Tak właśnie napisano w pańskim dossier. James Mowry, lat dwadzieścia sześć, niecierpliwy i uparty jak osioł. Nadaje się do wykonania każdego zadania, o ile nie ma lepszych kandydatów.
— Gada pan jak mój ojciec. On wam dał ten opis?
— Tajne służby nie ujawniają źródeł informacji.
— Hm… — Mowry zastanawiał się chwilę, po czym zapytał: — Jak rozumiem, jestem ochotnikiem? I co dalej?
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1991, kończy 33 lat
ur. 1982, kończy 42 lat