Fragment 3:

Do powrotu Rhysa mój umysł przemienił się w grząskie bagnisko. Całą godzinę poświęciłam na wykonywanie jego poleceń, chociaż cała podskakiwałam na każdy dźwięk dobiegający z pobliskich schodów: ciche kroki służących, strzepywanie zmienianej pościeli, ktoś nucący piękną zawiłą melodię. Do tego nieustannie towarzyszył mi świergot ptaków mieszkających w nienaturalnym cieple góry i gnieżdżących się w drzewkach cytrusowych rosnących w licznych donicach. Ani śladu czekającej mnie udręki. Nawet żaden strażnik mnie nie nadzorował. Mogłam mieć całe to miejsce tylko dla siebie. Co było bardzo pozytywne, ponieważ próby opuszczania i podnoszenia mentalnej bariery często kończyły się wykrzywioną, udręczoną lub ściągniętą twarzą. – Nieźle – stwierdził Rhys, zaglądając mi przez ramię. Pojawił się ledwie kilka chwil wcześniej w bezpiecznej odległości. Gdybym go nie znała, mogłabym pomyśleć, że nie chciał mnie przestraszyć zmaterializowaniem się tuż obok mnie. Tak jakby wiedział o tej sytuacji, kiedy Tamlin podkradł się do mnie od tyłu, wzbudzając atak paniki tak silny, że obróciłam się i uderzyłam go w brzuch z siłą wystarczającą do posłania go na podłogę. Starałam się to wymazać z pamięci: zaskoczenie na twarzy Tama; łatwość, z jaką przyszło mi powalenie go; w końcu upokorzenie spowodowane okazaniem głupiego strachu… Rhys przyjrzał się zapisanym przeze mnie kartkom. Przeglądał je jedna po drugiej i oceniał moje postępy. Wtem poczułam pazury sięgające w głąb moich myśli, ale tylko zarysowały czarny lśniący adamant. Gdy naparły mocniej, szukając słabego punktu bariery, skoncentrowałam na niej całą swoją wolę. – Proszę, proszę – zamruczał Rhysand i zaprzestał prób dostania się do mojej głowy. – Jeśli dobrze pójdzie, dzisiaj w końcu się wyśpię, o ile tylko utrzymasz tę ścianę w całości podczas snu. Opuściłam tarczę, cisnęłam ze złością jedno słowo przez łączący nasze umysły most, po czym ponownie postawiłam barierę. Od wysiłku mój umysł zadygotał jak galareta. Potrzebowałam drzemki. I to pilnie. – Może i jestem sukinsynem, ale spójrz tylko na siebie. Może nasze lekcje będą mimo wszystko przyjemne.

* * *

Szłam bezpieczne dziesięć kroków za Rhysandem, wbijając wściekłe spojrzenie w jego umięśnione plecy. Prowadził mnie przez korytarze głównego budynku kompleksu. Jedynymi świadkami naszej milczącej wędrówki były bezkresne góry i doskonale błękitne niebo. Byłam zbyt wyczerpana, aby dopytywać, dokąd mnie prowadzi. On z kolei najwyraźniej nie czuł się w obowiązku mi tego powiedzieć. Szliśmy w górę, cały czas w górę, aż w końcu dotarliśmy do okrągłego pomieszczenia na szczycie jakiejś wieży. Na samym środku znajdował się okrągły stół z czarnego kamienia. Na najszerszym fragmencie granitowej ściany wisiała olbrzymia mapa świata. Cała była usiana różnymi oznaczeniami, wbitymi weń flagami i pinezkami, pozornie bez żadnego ładu i składu. Po chwili mój wzrok zdryfował na liczne okna rozmieszczone wszędzie dokoła. Było ich tak wiele, że pomieszczenie sprawiało wrażenie niemal otwartego, a powietrze było czyste i rześkie. Idealny dom, pomyślałam, dla księcia pobłogosławionego skrzydłami. Rhys podszedł do stołu, na którym leżała rozpostarta inna mapa, cała zastawiona różnymi figurkami. Mapa Prythianu… i Hybernii. Oznaczono wszystkie dwory naszej krainy, wraz ze wszystkimi osadami, miastami, rzekami i przełęczami górskimi. Wszystkie dwory… poza Dworem Nocy. Rozległy kraj zajmujący cały północny kraniec wyspy był całkowicie pusty. Nie zaznaczono w nim nawet jednego pasma górskiego. Wydało mi się to dziwne. Zapewne stanowiło część jakiegoś głębszego zamysłu, którego nie mogłam pojąć. Spostrzegłam, że Rhysand mi się przygląda. Jego uniesione brwi wystarczyły, abym zamknęła usta i powstrzymała się od zadania pytania. – Nie chcesz o nic zapytać? – zagadnął. – Nie. Wykrzywił usta w kocim uśmieszku, po czym wskazał brodą mapę wiszącą na ścianie. – Co widzisz? – zapytał. – Czy to jest jeden z twoich sposobów na przekonanie mnie, bym się bardziej przykładała do nauki czytania? Nie mogłam rozszyfrować żadnego z napisów. Rozpoznawałam tylko ogólne kontury. Na przykład mur rozcinający nasz świat grubą linią. – Powiedz mi, co widzisz. – Świat podzielony na dwoje. – Czy twoim zdaniem powinno tak pozostać? Obróciłam gwałtownie głowę w jego stronę. – Moja rodzina… – zaczęłam i natychmiast urwałam. Nie powinnam była przyznawać się do posiadania rodziny, do żywienia względem niej uczuć… – Twoja ludzka rodzina – stwierdził Rhys – bardzo by odczuła zniknięcie muru, prawda? Tak blisko granicy… Gdyby mieli szczęście, zdołaliby uciec za morze, zanim coś by im się stało. – To możliwe? Rhysand zniósł moje spojrzenie. – Może. – Dlaczego? – Ponieważ nadciąga wojna, Feyro.

Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj