Towarzystwo Ochrony Kaiju: przeczytaj fragment powieści sci-fi Johna Scalziego
John Scalzi napisał nietypową, nieco z przymrużenia okiem powieść o wielkich potworach. Przeczytajcie początek książki Towarzystwo Ochrony Kaiju.
John Scalzi napisał nietypową, nieco z przymrużenia okiem powieść o wielkich potworach. Przeczytajcie początek książki Towarzystwo Ochrony Kaiju.
Towarzystwo Ochrony Kaiju to powieść Johna Scalziego, która ukazała się w tym miesiącu nakładem wydawnictwa Vesper. Opowiada historię zwykłego "szaraczka", który podejmuje się nowej pracy... ale nie spodziewa się, że będzie się ona wiązała z wyprawą poza naszą planetę (a przynajmniej naszą wersję Ziemi) i opieką nad wielkimi potworami.
Powieść ukazała się w ramach serii Wymiary, w której prezentowane są zróżnicowane powieści science fiction. W październiku ukazały się w niej także Kroniki Umierającej Ziemi Jacka Vance'a oraz Człowiek w labiryncie Roberta Silverberga.
Poniżej, pod opisem i okładką książki, znajdziecie dwa pierwsze rozdziały Towarzystwa Ochrony Kaiju w przekładzie Lesława Halińskiego. Miłej lektury!
Towarzystwo Ochrony Kaiju - opis i okładka
Podczas epidemii COVID-19 w Nowym Yorku, Jamie Gray wiedzie nudny, pozbawiony jakichkolwiek emocji i wyzwań żywot jako dostawca jedzenia, którą uwięzieni w swoich domach mieszkańcy zamawiają za pomocą popularnej aplikacji. Wszystko zmienia się z chwilą, gdy dostarcza posiłek mężczyźnie którym okazuje się jego starym znajomym. Tom, który pracuje w jak sam to określa „organizacji chroniącej prawa zwierząt” prosi Jamiego o pomoc. Zespół z którym ma wyruszyć na misję terenową potrzebuje jeszcze jednego członka. Jamie, który tylko czekał na taką okazję, natychmiast się zgłasza.
Tom nie uprzedził jednak Jamiego, że zwierzęta, którymi zajmuje się jego zespół nie ma na Ziemi. Przyjemniej nie na naszej Ziemi. W alternatywnym wymiarze olbrzymie, przypominające dinozaury stworzenia nazywane Kaiju wędrują po ciepłym, pozbawionym niszczycielskiego wpływu ludzkości świecie. To największe i najniebezpieczniejsze pandy we wszechświecie. I mają kłopoty. A to wszystko dlatego że nie tylko „Towarzystwo Ochrony Kaiju” trafiło do alternatywnego świata. Inni też tam trafili i przez swoją nieostrożność mogą spowodować śmierć milionów mieszkańców naszej Ziemi.
Towarzystwo Ochrony Kaiju - fragment książki
ROZDZIAŁ 1
– Jamie Gray! – Rob Sanders wystawił głowę przez drzwi swojego gabinetu i pomachał do mnie, uśmiechając się szeroko. – Chodź. Miejmy to już z głowy.
Wstałem od biurka, chwyciłem tablet z notatkami i również szeroko się uśmiechnąłem. Zerknąłem na Qanishę Williams, która przybiła mi żółwika, mówiąc:
– Rzuć go na kolana.
– Padnie trupem – odparłem i ruszyłem do gabinetu prezesa. Czekała mnie rozmowa okresowa, podczas której – co tu owijać w bawełnę – zamierzałem dać czadu.
Sanders przywitał się ze mną i wskazał gestem „dołek konwersacyjny", jak sam określał to miejsce, czyli cztery masywne worki do siedzenia utrzymane w barwach podstawowych i ustawione wokół niewysokiego stolika. Był to jeden z tych stolików z magnetyczną kulką, która przesuwa się po oślepiająco białym piasku pod szkłem, rysując geometryczne wzory. Obecnie kulka tworzyła jakieś wirujące zawijasy. Wybrałem czerwony worek i zanurzyłem się w nim trochę niezgrabnie, ale tylko trochę. Tablet na moment wyśliznął mi się z dłoni, złapałem go jednak, nim zdążył zsunąć się z poduchy i wylądować na podłodze. Spojrzałem na Sandersa, który wciąż stał nade mną, i uśmiechnąłem się. Odwzajemnił uśmiech, przyciągnął fotel biurowy na kółkach i rozsiadłszy się w nim z rękoma skrzyżowanymi na karku, spoglądał na mnie z góry.
A, rozumiem, demonstracja prezesowskiej siły, jak miło, pomyślałem. Nie zmartwiło mnie to. Wiedziałem, jak działa ego panów prezesów, i byłem gotów z tym sobie poradzić. Miałem przejść półroczną ocenę i chciałem, jako się rzekło, rzucić go na kolana.
– Wygodnie? – zapytał Rob.
– Wręcz idealnie – odrzekłem. Najdyskretniej, jak tylko się dało, przesunąłem swój środek ciężkości, dzięki czemu nie przechylałem się już na lewo.
– Super. Jak długo pracujesz w füdmüd, Jamie?
– Pół roku.
– A jak oceniasz ten czas?
– Dobrze, że mnie o to pytasz, Rob. Oceniam bardzo dobrze. Swoją drogą – uniosłem tablet – chciałbym poświęcić część naszego spotkania na omówienie, jak można by moim zdaniem nie tylko usprawnić aplikację füdmüd, ale też poprawić nasze relacje z restauracjami, kurierami i klientami. Mamy rok 2020. Aplikacje do zamawiania jedzenia to już dojrzały rynek. Powinniśmy za wszelką cenę wyróżnić się jakoś, jeżeli chcemy na serio konkurować z Grubhubem, Uber Eats i całą resztą, tu, w Nowym Jorku, i gdzie indziej.
– Myślisz zatem, że można coś ulepszyć?
– Tak. – Spróbowałem pochylić się do przodu, ale udało mi się jedynie wcisnąć tyłek jeszcze głębiej w czeluście worka i przesunąć się wraz z nim. Wskazałem swój tablet. – Słyszałeś pewnie o tym całym COVID-19.
– Owszem – przyznał Rob.
– Myślę, że na sto procent czeka nas lockdown. Tu, w mieście, oznacza to, że ludzie jeszcze częściej będą zamawiać jedzenie do domu. Oznacza to również, że restauracje odnotują mniejsze dochody, bo nie zarobią na obsłudze kelnerskiej. Gdyby füdmüd zaoferował obniżenie opłat w zamian za umowy na wyłączność razem z usługą dostawy, zyskalibyśmy w oczach restauratorów i zdobyli przewagę nad innymi aplikacjami.
– Mielibyśmy obniżyć opłaty.
– Tak.
– I obniżyć nasze dochody w trakcie ewentualnej pandemii.
– Nie! Już tłumaczę. Jeśli się pośpieszymy i w pewnym sensie pozamykamy popularne restauracje, nasze dochody tylko wzrosną, bo zwiększy się ruch w interesie. Zresztą wzrosną nie tylko dochody. Nasi kurierzy...
– Dowozicielatorzy.
Drgnąłem wraz z poduchą, na której siedziałem.
– Co takiego?
– Dowozicielatorzy. Tak ich teraz nazywamy. Pomysłowe, prawda? Sam wymyśliłem to słowo.
– A nie Neal Stephenson?
– Kto?
– Pisarz. Autor Zamieci.
– A co to takiego? Kontynuacja Krainy lodu?
– To raczej książka.
Machnął ręką lekceważąco.
– Jeśli nie Disney, to nikt nas za to nie pozwie. Ale o czym to mówiłeś?
– Nasi... hm... dowozicielatorzy też by na tym zyskali. Moglibyśmy im podnieść wynagrodzenie... nie za dużo. – Zauważyłem, że Rob zmarszczył brwi. – Na tyle, by się odróżnić od innych apek. W ekonomii współdzielenia nawet niewielka podwyżka działa długoterminowo. Moglibyśmy zbudować lojalność wobec firmy, a to przełożyłoby się na poprawę jakości usług i jeszcze bardziej wyróżniło nas spośród innych.
– Krótko mówiąc, chcesz konkurować jakością.
– Tak! – Uniosłem palec dla efektu, przez co jeszcze głębiej zanurzyłem się w siedzisku. – To znaczy... Już jesteśmy lepsi od pozostałych apek. Musimy to tylko mocno zaznaczyć.
– Będzie to trochę kosztować, ale gra jest warta świeczki. Do tego zmierzasz.
– Chyba tak. Wiem, wariacki pomysł, prawda? Ale właśnie w tym jest metoda. Zrobimy coś, czego nie robi nikt w naszej branży. A gdy inni zorientują się, co robimy, Nowy Jork będzie nasz. A to dopiero początek.
– Masz odważne pomysły, Jamie – stwierdził Rob. – Nie boisz się ryzykować i samemu narzucać tematy rozmowy.
Uśmiechnąłem się promiennie i odłożyłem tablet.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat