Wszystko jest iluzją: przeczytaj opowiadanie klasyka science fiction
W dniu premiery zbioru Wszystko jest iluzją mamy dla was opowiadanie jednego z klasyków science fiction - Henry'ego Kuttnera.
W dniu premiery zbioru Wszystko jest iluzją mamy dla was opowiadanie jednego z klasyków science fiction - Henry'ego Kuttnera.

Dom Wydawniczy Rebis wydał kolejną książkę w ramach serii Wehikuł Czasu, czyli projektu, w ramach którego ukazują się klasyczne utwory science fiction najbardziej rozpoznawalnych autorów. Seria liczy już kilkadziesiąt tytułów.
Najnowszą książką w Wehikule Czasu jest zbiór nieco humorystycznych opowiadań SF autorstwa Henry'ego Kuttnera. Wszystko jest iluzją do drugi, po Czytelniku, nienawidzę cię!, wybór jego krótkich form w serii.
Z okazji premiery mamy dla was fragment książki Wszystko jest iluzją zawierający całe jedno opowiadanie.
Wszystko jest iluzją - opis i okładka książki

Wszystko jest iluzją to drugi tom opowiadań jednego z mistrzów złotego wieku science fiction.
Niezwykły, i niestety nieco zapomniany, talent Kuttnera lśni najjaśniej w krótkiej formie. W tym tomie prezentujemy kolejny niewielki wycinek jego twórczości. Są tu m.in, zebrane po raz pierwszy w jednym tomie wszystkie opowiadania o Hogbenach, wywodzącej się z Atlantydy rodzinie amerykańskich mutantów, którzy do zabawy używają stosu atomowego, potrafią ingerować w kod genetyczny– a i tak są normalniejsi od wielu ludzi. Oprócz tego znajdziemy tu tajemniczego Twonka, szaloną wyprawę w świat gnomów, przestrogę przed mieszaniem się w sprawy magicznych sublokatorów oraz cztery opowiadania po raz pierwszy prezentowane polskim czytelnikom.
Kuttner zachwyca pomysłami, w których błyskotliwie łączą się humor, refleksja i wyobraźnia.
Wszystko jest iluzją - fragment książki z opowiadaniem
Zabawa w wojsko
Kiedyś myślałem, że wojsko to zabawa — maszerowanie w kółko z bronią na ramieniu i we wdzianku khaki. Na wet chętnie opuściłem wzgórza Kentucky, sądząc, że zobaczę kawałek świata i może trochę się rozerwę.
W Piney było strasznie nudno, od kiedy zginął ostatni z chłopaków Fletchera, i wuj Aylmer wciąż mówił, że nie powinien był wykańczać Jareda Fletchera, bo ten był ostatni z tego klanu i teraz już nie ma z kim walczyć. Od tej pory wuj zaczął spożywać kukurydzianą berbeluchę w naprawdę dużych ilościach i musieliśmy pędzić po godzinach, żeby mu jej nie brakło.
No cóż, nauczyciel ze szkółki w Piney zawsze mi mówił, że bym zaczynał opowiadać od początku, więc chyba tak zrobię. Tylko nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może tego dnia, gdy dostałem list zaadresowany do Hueta Hogbena, przynajmniej według taty, który jako tako umiał czytać. Tak jakby.
- Taa — powiedział. — Tak tu stoi, jak nic. To chyba do ciebie, Saunk.
Zwą mnie Saunk, bo jestem trochę niski i cherlawy jak na Hogbena. Mama mówi, że jeszcze urosnę, ale mam już prawie dwadzieścia dwie wiosny i ledwie ponad sześć stóp wzrostu. Martwiło mnie to moje cherlactwo, więc często wymykałem się z domu rąbać drwa, żeby nabrać sił. W każdym razie tata zaniósł ten list do nauczyciela, żeby mu go odczytał. Wrócił nabuzowany.
- Będziem walczyć! — wrzeszczał z daleka. — Jest wojna!
Dawaj, Aylmer. Bierz swoją pukawkę.
Wuj Aylmer siedział w kącie, popijając kukurydziany samo gon i odganiając bobasa od dzbanka.
- Wojna się skończyła — wymamrotał gniewnie. — Nie da lim rady tym cholernym Jankesom. Słyszałem, że generał Lee nie żyje.
- Jest wojna — rzekł z uporem tata. — Nauczyciel mówi, że Saunk musi na nią iść.
- Chcesz powiedzieć, że znów mamy secesję? — spytał go wuj Aylmer, przechylając dzbanek. — Zawsze mówiłem, że te cholerne Jankesy nie utrzymają nas w Unii.
- Tego nie wiem. Nie dałem rady poskładać do kupy wszystkiego, co ględził ten nauczyciel. Pojąłem tylko, że jest wojna.
Mama już wyjmowała z szafy swój stary muszkiet.
- Dalej, Aylmer — zachęciła. — Pójdziemy wszyscy. Nie wiem, co za pożytek będzie z takiego kurdupla jak ty — powie działa do mnie — ale przynajmniej umiesz strzelać.
- O rany, mamo — powiedziałem, widząc nauczyciela nadjeżdżającego na swoim mule. — Umiem się bić.
Wuj Aylmer zarechotał.
- Te chłopaki Bowyera niemal spuścili ci łomot. A było ich tylko sześciu.
- Napadli mnie od tyłu — zaprotestowałem. — No i jak złapałem oddech, dałem im wciry.
- Skrzeczycie jak sójki — skarciła nas mama. — Idziemy.
No więc wszyscy ruszyliśmy do drzwi i lekko zdeptaliśmy nauczyciela, ale to jego wina, bo nie dość prędko uskoczył. Jednak mama ma dobre serce, więc wróciła i podniosła go z zie mi. Mamrotał coś o gorylach i bizonach, ale doszedł do siebie, jak wlaliśmy mu w gardło trochę berbeluchy, po krótkiej sza motaninie z wujem Aylmerem, który nie chciał oddać dzban ka. Wtedy nauczyciel nagle wyrwał się nam i wetknął głowę do stojącego na stole wiadra z wodą, ale uprzejmie nie zwróciliśmy na to uwagi, bo w końcu był gościem.
- Najpierw mnie tratujecie, a potem cucicie płynną lawą.
Boże! — zauważył, lekko rozgoryczony.
- Nie wyrażaj się pan — upomniała go mama, wskazując mnie ruchem głowy. — Są tu nie tylko dorośli.
- Jeśli on urośnie jeszcze trochę, zamontują mu na głowie światła pozycyjne — powiedział nauczyciel, ale nie załapałem, o co mu idzie.
- Dobra, spieszymy się — warknął wuj Aylmer, odbierając nam dzbanek.
- Nie ma żadnej wojny! — krzyknął nauczyciel, łapiąc się za głowę. — Pan Hogben uciekł, zanim zrozumiał, co mówię.
Źródło: Rebis



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1972, kończy 53 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1970, kończy 55 lat

