Vesper
Mamy dla was początek kolejnej książki, która ukazała się w serii Wymiary - projekcie wydawnictwa Vesper, w którym publikowana jest zróżnicowana literatura science fiction.
Tą książką jest Xenogenesis - łączone wydanie trzech powieści amerykańskiej pisarki Octavii E. Butler. Jest to historia Lilith, która zostaje wskrzeszona przez potężną, obcą rasę.
Poniżej, pod opisem i okładką książki możecie przeczytać fragment Xenogenesis w przekładzie Iwony Michałowskiej-Gabrych i Patrycji Zarawskiej.
Xenogenesis - opis i okładka
Źródło: VesperLilith przebudza się ze snu. Wciąż pamięta zdarzenia ze swego poprzedniego życia, migawki wypełniają jej umysł z nieodpartą siłą. Jeden z dominujących obrazów przywołuje poczucie niewyobrażalnej straty – śmierci rodziny… i bolesny pobyt w Andach, gdzie opłakuje ukochanych, męża oraz dziecko, których straciła w wypadku samochodowym…
Pamięta również zagładę. Właśnie tam, w Andach, zastała ją wojna, która doprowadza do nuklearnej apokalipsy. Świat, który Lilith znała, przestał istnieć, a ona powinna zginąć razem z nim. A jednak całe wieki później budzi się w ciemnym, pustym pomieszczeniu. Niemal jakby została wskrzeszona… Dokonuje tego obca, potężna kosmiczna rasa Oankali. Napędzani nieodpartą potrzebą uzdrawiania innych, ratują zniszczoną planetę oraz ostatnich przedstawicieli dominującego na niej gatunku. Jednak cena za przywrócenie ludzkości namiastki jej dawnego świata jest niewyobrażalnie wysoka.
Xenogenesis - fragment książki
1
Żywa!
Wciąż żywa…
Znów żywa.
Przebudzenie jak zwykle było ciężkie. Skrajnie rozczarowujące. Za każdym razem ci się wydaje, że się dusisz, póki z ogromnym wysiłkiem nie wciągniesz do płuc wystarczającej ilości powietrza. Lilith Iyapo leżała zdyszana, dygocząc na całym ciele. Serce biło jej za szybko, za głośno. Skuliła się w pozycji embrionalnej, jakby chciała je zatrzymać w środku. Bezsilna. Ukłucia dojmującego bólu sygnalizowały, że do kończyn wraca krążenie.
Gdy pogodzone ze wskrzeszeniem ciało doszło do siebie, rozejrzała się. Pomieszczenie wydawało się dość ciemne, choć nigdy dotąd nie doświadczyła Przebudzenia w półmroku. Nie, poprawiła się w myślach, nie wydaje się ciemne – po prostu takie jest. Poprzednim razem postanowiła, że wszystko, co zobaczy i czego doświadczy, uzna za rzeczywistość. Tyle razy się zastanawiała, czy nie jest szalona, odurzona czymś, chora lub ranna, ale jakie to miało znaczenie? Żadnego, skoro była skazana na tę niewolę, bezradna, samotna i pogrążona w niewiedzy.
Wciąż oszołomiona usiadła chwiejnie i rozejrzała się po pokoju.
Ściany miał jasne – białe albo szare. Łóżko takie jak zawsze: twardy, ale lekko uginający się pod dotykiem podest, który zdawał się wyrastać prosto z podłogi. W przeciwległym końcu drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Zwykle ją dostawała. Dwukrotnie, kiedy musiała się obyć bez niej, załatwiała potrzeby w jednym z kątów.
Podeszła do drzwi, za którymi także nie było światła, wytężyła wzrok i przekonała się, że rzeczywiście zapewniono jej łazienkę – tym razem nie tylko z ubikacją i umywalką, ale nawet z prysznicem. Luksus!
Co poza tym dostała?
Niewiele. W pokoju był jeszcze jeden podest, jakieś trzydzieści centymetrów wyższy od łóżka. Może pomyślany jako stół, choć brakowało krzesła. W każdym razie nie był pusty. Jedzenie dostrzegła najszybciej. Zwykle znajdowała grudkowatą owsiankę albo pozbawiony smaku gulasz w jadalnej miseczce, która ulegała biodegradacji, jeśli się nią wzgardziło.
Obok miseczki w półmroku majaczyło coś jeszcze. Dotknęła tego, nie rozpoznawszy kształtu.
Tkanina! Złożone ubranie. Podniosła je i roztrzęsiona wypuściła z rąk, po czym podniosła na nowo i zaczęła wkładać. Jasna bluza sięgająca ud i długie, luźne spodnie zrobione z tego samego chłodnego, niezwykle delikatnego materiału przywodzącego na myśl jedwab, chociaż nie sądziła, by rzeczywiście nim był. Bluza zapinała się i rozpinała bez trudu, jakby na rzep, mimo że żadnego rzepu Lilith nie dostrzegła. Podobnie było ze spodniami. Nigdy dotąd,
począwszy od pierwszego Przebudzenia, nie dostawała ubrań. Prosiła, ale ci, którzy ją więzili, pozostawali głusi na prośby. Teraz, gdy wreszcie mogła się okryć, poczuła się bezpieczniej niż kiedykolwiek, odkąd była w niewoli. Wiedziała, że to złudne, lecz nauczyła się doceniać najmniejszą przyjemność, najdrobniejszy przyczynek do wzmocnienia pewności siebie.
Odpinając bluzę, przesunęła dłonią po długiej bliźnie na brzuchu. Dorobiła się jej między drugim a trzecim Przebudzeniem. Oglądała ją przerażona, zastanawiając się, co jej zrobili. Co i dlaczego zyskała lub straciła? Co jeszcze mogli zrobić? Nie rozpoznawała już siebie. Jej ciało nie należało do niej. Mogli je dowolnie kroić i zszywać bez jej zgody czy wiedzy.
Złościło ją, że podczas kolejnych Przebudzeń zdarza jej się czuć wdzięczność dla oprawców za to, że pozwalają jej spać, kiedy robią te rzeczy – i za to, że robią je dość dobrze, by oszczędzić jej bólu i kalectwa.
Potarła bliznę, przesunęła palcami po jej konturach. Potem usiadła na platformie łóżkowej i zjadła mdły posiłek, a na koniec miseczkę, bardziej po to, by poczuć w ustach coś konkretnego, niż dlatego, że wciąż była głodna. Następnie przystąpiła do swojej najbardziej rutynowej i najbardziej bezproduktywnej czynności – poszukiwania jakiejś szczeliny, jakiegoś głuchego dźwięku, jakiejkolwiek wskazówki dającej nadzieję na wydostanie się z więzienia.
Robiła to po każdym Przebudzeniu. Za pierwszym razem dodat-
kowo nawoływała. Wobec braku odpowiedzi zaczęła wrzeszczeć, potem płakać, wreszcie kląć, aż w końcu straciła głos. Uderzała w ściany, aż jej dłonie zalały się krwią i spuchły groteskowo.
Nie odpowiedział jej nawet szept. Dręczyciele odzywali się, kiedy byli gotowi, nigdy wcześniej. Nigdy też się nie pokazywali. Siedziała zamknięta w swoim boksie, a ich głosy dochodziły z góry, podobnie jak światło, choć nie dostrzegała ani głośnika, ani konkretnego źródła jasności… Ani wentylatora, mimo że powietrze było świeże. Wyobrażała sobie, że trzymają ją w wielkim pudle niczym szczura w klatce. Może stali nad nią i obserwowali ją przez lustro weneckie albo jakąś kamerę.
Dlaczego?
Gdy wreszcie zaczęli do niej mówić, zapytała ich o to, ale nie chcieli powiedzieć. Zamiast tego zadawali pytania. Początkowo proste.
Ile ma lat?
Dwadzieścia sześć, odpowiedziała w głowie. Czy wciąż mam tylko tyle? Jak długo mnie tu przetrzymują? Milczeli.
Czy miała męża?
Tak, ale już go nie ma. Odszedł dawno, bardzo dawno temu. Poza ich zasięg, poza ich więzienie.
A dzieci?
Boże. Jedno dziecko, które odeszło wraz z ojcem. Jednego syna. Jeśli istniały zaświaty, musiały być teraz bardzo zatłoczone.
A współrodzone? Dokładnie takiego słowa użyli.
Dwóch braci i siostrę. Prawdopodobnie zginęli razem z resztą rodziny. Matka? Od dawna nie żyła. Ojciec? Prawdopodobnie też. Ciocie, wujkowie, kuzyni, siostrzenice, bratankowie… nie inaczej.
Gdzie pracowała?
Nigdzie. Przez kilka krótkich lat zajmowała się synem i mężem. Kiedy zginęli w wypadku samochodowym, wróciła na studia, by sprawdzić, co może zrobić ze swoim życiem.
Czy pamięta wojnę?
Idiotyczne pytanie. Jak ktoś, kto przeżył tę wojnę, mógłby ją zapomnieć? Garstka osób próbowała unicestwić całą ludzkość. I prawie jej się udało. Ona przeżyła dzięki łutowi szczęścia… ale co z tego, skoro została złapana i uwięziona przez nie wiadomo kogo? Obiecała, że odpowie na wszystkie pytania, jeśli wypuszczą ją z celi. Odmówili.
Źródło: Vesper