10 książek, których nie zapomnę
Książki, które mocno na mnie wpłynęły. Nie najmądrzejsze, nie najlepsze, nie najbardziej wartościowe, ale takie, które wtedy, gdy je czytałem, były super i na zawsze odcisnęły się w mej pamięci.
Książki, które mocno na mnie wpłynęły. Nie najmądrzejsze, nie najlepsze, nie najbardziej wartościowe, ale takie, które wtedy, gdy je czytałem, były super i na zawsze odcisnęły się w mej pamięci.
Flet z Mandragory – Waldemar Łysiak
Byłoby nieuczciwe, gdybym w tym zestawieniu pominął Łysiaka. To naprawdę działało, kopało między oczy. Jego pomysły, fraza, jaką tworzył, erudycja – mnóstwo o historii, sztuce, o Ameryce dowiedziałem się od Łysiaka, a ta powieść na poły sensacyjna, na poły metaforyczna była dla mnie jedną z lektur kształtujących. Dziś z nostalgii i w poszukiwaniu literackich kuriozów przeglądam czasem świeże wydawnictwa tego gościa, ale to już zupełnie inna historia.
Listy z Ziemi – Mark Twain
Serio. Ci, którzy Twaina kojarzą tylko jako autora sympatycznych klasycznych rzeczy dla młodszych, powinni sobie doczytać to i owo. Ja gdzieś pod koniec liceum odkryłem jego drugie oblicze – sarkastycznego, drwiącego z tradycji i zasad literackiego olbrzyma, który w swych mniej znanych książkach rozprawiał się z ludzką niegodziwością czy religią. Listy z Ziemi to na przykład opowieść o ludzkości z perspektywy zewnętrznego obserwatora, Szatana, który nie może się nadziwić, co my tu wyprawiamy i na kogo zrzucamy winę za nasze własne postępki.
HMS Ulisses – Alistair MacLean
Końcówka lat osiemdziesiątych to wysyp literatury wszelakiej. Komunizm puścił, skończyły się nadziały papieru na wydawców (serio, wcześniej było coś takiego) i nagle zostaliśmy zalani literaturą popularną ze świata. W tej powodzi trzeba było sobie jakoś radzić, umieć wyszukać coś ciekawego. MacLean, który wcześniej w Polsce pojawiał się od święta raz na kilka lat – teraz był co miesiąc (bo było mnóstwo jego powieści do nadrobienia). Czytałem je wszystkie, ale zachwyciła mnie ta pierwsza. Jego debiut, w którym jeszcze nie używał swoich słynnych literackich sztuczek, a prosto, twardo i po męsku opowiedział historię pewnego wojennego konwoju na północnych morzach. Świetna książka.
Opowiastki do pociągu – Boris Vian
W sumie mógłbym tu wpisać dzieła zebrane Viana, bo i jego surrealistyczne powieści, i te sensacyjne (pisane jako Vernon Sullivan) były dla mnie objawieniem, ale najbardziej pokochałem opowiadania. Szybkie, mocne, humorystyczne, często oparte na grach słownych i nadrealistycznych skojarzeniach miniaturki, które pokazywały, że wszystko, co istnieje, może być źródłem zabawy i śmiechu. I w sumie ta ideologia została ze mną do dziś.
Peanatema – Neal Stephenson
Na koniec przedstawiciel ostatniej dekady moich lektur. Bo wciąż czytam. Mnóstwo. Gdzie się tylko da i kiedy się da. Zazwyczaj z przyjemnością, ale niewiele jest już w stanie mnie poruszyć. A Stephenson swą erudycją, chwytami formalnymi, świetnie wprowadzanymi w fabułę wywodami filozoficznymi i naukowymi wciąż. I wciąż. I to jeden z tych niewielu pisarzy, na których książki czekam nie tylko dlatego, by się dobrze bawić, ale by się z nimi zmierzyć. Ta była tego najlepszym przykładem.
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: Egmont
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat