10 filmów, których nigdy nie zapomnę – Kamil Śmiałkowski
Oglądanie filmów to często sprawa po prostu osobista. Są seanse, są filmy, które już na zawsze zostaną w naszej pamięci. Oto te, które zapamiętałem najlepiej.
Oglądanie filmów to często sprawa po prostu osobista. Są seanse, są filmy, które już na zawsze zostaną w naszej pamięci. Oto te, które zapamiętałem najlepiej.
Ważne filmy to dla każdego zupełnie inne tytuły. Jest oczywiście jakiś mniejszy lub większy kanon - filmy, które wzruszają, wstrząsają lub śmieszą niemal wszystkich - ale tak naprawdę kino to bardzo indywidualna sprawa. Przecież chodzi o emocje, a każdy z nas ma je ciut inaczej wyskalowane. Poza tym ważne też (choć nie najważniejsze) są okoliczności. Pewne filmy oglądamy we właściwym momencie, a pewne za wcześnie albo za późno i wtedy niekoniecznie działają tak mocno jak trzeba.
Oto na szybko wybrana dziesiątka filmów, które świetnie pamiętam - z najróżniejszych powodów.
Star Wars: Episode IV - A New Hope (1977)
Zacznijmy standardowo, ale to naprawdę był dla mnie początek świadomego chodzenia do kina. Lato 1979 roku. Mam osiem lat, właśnie kończę pierwszą klasę podstawówki i po raz pierwszy w kinie sam mozolnie składam literki w zdania. To był mój pierwszy poważny film. Pierwszy, który czytałem i który pokazał mi wyraźnie, o co chodzi w kinie i czym się chcę w życiu zajmować. I działa do dziś.
Doctor Who i Dalekowie (1965)
A to kilka miesięcy później – jak twierdzi Wikipedia, dokładnie 6 października 1979 r. Wtedy polska telewizja wyemitowała premierowo kinowy film z Peterem Cushingiem oparty na motywach klasycznego brytyjskiego serialu. Po raz pierwszy zobaczyłem podróżującą w czasie i przestrzeni budkę policyjną, po raz pierwszy zobaczyłem Daleka (i jak tysiące angielskich dzieci przede mną instynktownie zerwałem się z fotela, schowałem się za nim i stamtąd czujnie oglądałem do końca). I wsiąkłem. Mimo późniejszej wieloletniej przerwy teraz – gdy znowu mam dostęp do Doctora w różnych przejawach - wciąż jestem wielkim fanem, oglądam, czytam i zbieram (zresztą razem z synem) wszystko: odcinki na DVD, książki, komiksy, figurki, co się da.
Alien (1979)
A to dziecięca trauma. Nie wiem, ile mogłem mieć dokładnie lat, ale pani w kinie (która zwykle goniła mnie z filmów, na które byłem za młody – nie wpuścili mnie na Ucieczkę na Atenę czy Saturday Night Fever) tym razem jakoś wpuściła szczyla na widownię... i naprawdę się bałem. To nie był już etap chowania się za fotelem, ale kilka późniejszych nocy nie było łatwych. Z drugiej strony – fascynacja do SF i do dobrze podanej grozy została mi do dziś. Wciąż uważam, że bohaterki filmów powinny walczyć ze złymi kosmitami w samej bieliźnie.
Superpotwór (1980)
Oczywiście od przedszkola oglądałem w kinach wszystkie Godzille. Starszy brat zabierał mnie do kina, a ja nie umiałem czytać, nie znałem japońskiego, więc tylko siedziałem i czekałem, kiedy pojawi się Godzilla i zacznie łomotać z jakimś innym potworem. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie (to już gdzieś była połowa podstawówki) Gamera! Wielki żółw (z konkurencyjnej wytwórni – to trochę jak dziś Marvel i DC) miał swoją serię i swoich przeciwników, a do Polski trafił film-składanka, który był czymś w rodzaju Greatest Hits. Z dograną pretekstową fabułką o małym chłopcu pokazano wszystkie pojedynki Gamery z innymi wielkimi potworami z dotychczasowych filmów. To było takie super, że potrafiliśmy iść na to z kumplami cztery razy w cztery kolejne dni. Potem znikało z kina w naszym miasteczku, wracało po pół roku i znowu chodziliśmy codziennie, a w szkole nuciliśmy sobie melodyjkę z filmu - do dziś ją umiem powtórzyć. Teraz już nie produkują filmów, które robią na mnie takie wrażenie.
The Blues Brothers (1980)
Komedia mojej młodości. Ten humor, te piosenki, ten luz. Wciąż mówimy o czasach przed kasetami wideo. Wtedy po prostu, by zobaczyć film po raz drugi, chodziło się znowu do kina. I chodziłem. Dla braci Blues, dla epizodów innych gwiazd (no, gdzie poza tym mogłeś zobaczyć księżniczkę Leię w jakiejś innej roli?), dla muzyki, która bujała bardziej niż wszystko co w radiu. To jeden z tych filmów, do których do dziś mogę wracać bez końca.
Krótka książka o miłości autorstwa Karoliny Korwin Piotrowskiej już w księgarniach.
- 1 (current)
- 2
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat