Czarne charaktery Kinowego Uniwersum Marvela
Mówi się, że każda dobra historia potrzebuje czarnego charakteru. Kinowe Uniwersum Marvela zapewniło nam sporo świetnych opowieści i jeszcze więcej ciekawych bohaterów, ale już ze złoczyńcami bywało różnie. Z okazji premiery filmu "Avengers: Czas Ultrona" ("Avengers: Age of Ultron") prezentujemy subiektywny przegląd łotrów MCU.
Mówi się, że każda dobra historia potrzebuje czarnego charakteru. Kinowe Uniwersum Marvela zapewniło nam sporo świetnych opowieści i jeszcze więcej ciekawych bohaterów, ale już ze złoczyńcami bywało różnie. Z okazji premiery filmu "Avengers: Czas Ultrona" ("Avengers: Age of Ultron") prezentujemy subiektywny przegląd łotrów MCU.
Założenia są proste: z każdej z dotychczasowych pozycji (10 filmów i 3 seriale) wybieram jednego, głównego antagonistę i wystawiam mu szkolną cenzurkę w skali od 1 do 6. Z dystansem i przymrużeniem oka.
Obadiah Stane / Iron Monger
Jeff Bridges
Wszystko zaczęło się od „Iron Man” z 2008 roku, a tam złoczyńcą był sam Jeff Bridges. Za młodu fan komiksów, chętnie przyjął rolę, chwaląc przy tym wizję Jona Favreau. Ba, dla roli zgolił głowę i zapuścił brodę. Jego Obadiah Stane to postać szalenie charyzmatyczna, choć kierująca się prostymi motywami. Raczej jednowymiarowa, ale takie było też założenie studia – duża liczba scen z udziałem Stane’a została wycięta, a postanowiono skupić się na Starku. Co by dużo nie mówić, była to decyzja trafna – film odniósł spektakularny sukces i umożliwił narodziny MCU. The Big Lebowski zdał egzamin.
Ocena: -4
Emil Blonsky / Abomination
Tim Roth
Zdarza Wam się zapominać, że częścią MCU jest również „The Incredible Hulk”? Mi się zdarza, a to całkiem niezłe filmidło. „Naszym” Hulkiem jest obecnie Mark Ruffalo, łatwo więc odkładać film z Edwardem Nortonem nieco na ubocze naszej pamięci. A w nim bohaterowi przyszło mierzyć się z potworem zwanym Abomination. Wcielił się w niego Tim Roth, który rolę przyjął głównie dla swoich synów. Nauczył się obsługi broni palnej, zaproponował swoje sugestie na poziomie scenariusza (Blonsky jako żołnierz, a nie agent KGB) i starał się jak najlepiej sportretować swoją postać. Czy wykonał dobrą robotę? Zaliczył, ale mi ciągle wylatuje z głowy.
Ocena: 3
Ivan Vanko / Whiplash
Mickey Rourke
Nie tyle Whiplash, co autorska hybryda. Filmowy Ivan Vanko ma wizualnie więcej wspólnego z Mickeyem Rourke niż ze swoim komiksowym pierwowzorem. Złote zęby, tatuaże, charakterystyczna wykałaczka w ustach i niezasznurowane buty. Aby przygotować się do roli, Rourke odwiedził więzienie Butyrki w Moskwie, i to on zasugerował scenarzystom, aby część dialogów postaci wygłoszona była w języku rosyjskim. Ulubiony ptak bohatera to również pomysł aktora – sam zresztą za niego zapłacił. „Iron Man 2” to jeden ze słabszych, jeśli nie najsłabszy film MCU – osobiście uważam, że Vanko to jest jeden z jego niewielu jasnych punktów. Całość powinna iść do poprawki, ale łotra przepuścimy.
Ocena: +3
Laufey
Colm Feore
Okej, tutaj naginam rzeczywistość. Faktycznym antagonistą „Thor” z 2011 roku jest Loki, ale jemu ocenę wystawimy za chwilę. Króla Lodowych Gigantów zagrał raczej mało rozpoznawalny aktor Colm Feore (to ten zły biurokrata z „The Amazing Spider-Man 2”), a jego charakteryzacja trwała każdorazowo ok. 5 godzin. Czyli po filmie też na rozpoznawalności nie zyskał. W pracy na planie, razem z reżyserem Kennethem Branaghem i sir Anthonym Hopkinsem, posługiwał się szekspirowskim językiem, co ponoć pomagało im efektywnie wyrażać swoje uwagi. Sam Laufey pojawia się sporadycznie, ale jest autorytatywny – duża w tym zasługa głosu aktora. Nie dorasta jednak do miana głównego złoczyńcy filmu. W tym przypadku to ja jestem złym belfrem i niesprawiedliwie uwziąłem się na ucznia.
Ocena: 2
Johann Schmidt / Red Skull
Hugo Weaving
Obsadzenie Hugo Weavinga w roli największego przeciwnika Captain America: The First Avenger było zarówno strzałem w dziesiątkę, jak i strzałem w stopę. Weaving to fantastyczny, charyzmatyczny aktor, a jego Red Skull jest odpowiednio złowieszczy, elegancki i imponujący. To ta dobra strona. Ta zła to komentarze Weavinga o braku chęci do ponownego wcielenie się w bohatera. Plotkowano o konflikcie aktora ze studiem - ten jednak oficjalnie zaprzeczył, przyznając, że jest zadowolony z udziału w projekcie, ale blockbustery nie są dla niego i nie ma zamiaru wracać. To o tyle dziwne, że podpisał kontrakt na kilka filmów i jak sam przyznaje, gdyby Marvel go zmusił, to prawnie zobligowany byłby wrócić na plan zdjęciowy. A więc Red Skull umarł razem z nim. Bo czy ktoś inny byłby w stanie przebić Hugo Weavinga?
Ocena: +4
Loki
Tom Hiddleston
Główny złoczyńca w „Thor” i „The Avengers”, ulubieniec widzów i dumny posiadacz fandomu, który sam siebie nazywa hiddlestoners. Tom Hiddleston wziął udział w castingu na postać Thora (serio, obejrzyjcie taśmy w internetach), ale Kenneth Branagh zdecydował, że Brytyjczyk byłby idealnym odtwórcą Lokiego. Studio nie było przekonane, reżyser naciskał do ostatnich chwil. Dziękujemy. Łotr w wykonaniu Hiddlestona zdobył niewyobrażalną popularność – całkiem zasłużenie, jeśli mogę wtrącić. Loki w jego interpretacji to postać wręcz tragiczna, emocjonalnie wrażliwa, szukająca akceptacji, a jednocześnie złowroga i zabawna. Motywy jego postępowań są wiarygodne, łatwo się do nich odnieść, co sprawia, że łatwo jest mu też kibicować. Ogromna w tym zasługa uroku i charyzmy Toma Hiddlestona - to bardziej antybohater niż arcyłotr. W tym przypadku wszystko zagrało na medal. Pupilek nauczycieli, świadectwo z paskiem.
Ocena: 6
Aldrich Killian (miał być Mandaryn)
Guy Pearce
Uwielbiam Guya Pearce'a, to jeden z moich ulubionych aktorów, nie będę więc się zbytnio czepiał. Jego Aldrich Killian to postać poprawna, motywy są zrozumiałe, a zachowanie - klasycznie przewidywalne. Jest jeden problem i wszyscy wiemy jaki: nie on miał być głównym antagonistą „Iron Man 3”, nie tego chcieliśmy, nie tego oczekiwaliśmy. Tymczasem twórcy wymyślili ten twist fabularny, w którym Ben Kingsley wygląda tak, jak powinien wyglądać, ale nie jest tym, kim powinien być. Sam zamysł z pokazaniem Killiana jako gościa, który steruje wszystkim z ukrycia, jest w porządku, tyle że nie mógł odbyć się kosztem Mandaryna. Marvel poniekąd przyznał się do błędu i choć zamknięcie trylogii Tony’ego Starka jest ciągle bardzo dobrym filmem, to jednak co się stało, to się nie odstanie. Przykro mi, Guy, ale nie mogę cię przepuścić.
Ocena: 2
Malekith
Christopher Eccleston
Teraz będę się czepiał. Malekith to porażka na całej linii. Christpher Eccleston starał się bronić swojego bohatera, mówiąc, iż po utracie wszystkiego, co dla niego ważne, jest ucieleśnieniem zła obsesyjnie skupionym na zemście. W rzeczywistości jest zły, bo zły. Płaski, jednowymiarowy, karykaturalny. Sytuację próbował też ratować reżyser (Alan Taylor), zapewniając, że historia władcy Mrocznych Elfów była bardziej rozbudowana, ale została wycięta w celu utrzymania wysokiego tempa widowiska. Nic tu jednak klapy nie usprawiedliwia. „Thor: The Dark World” jest co prawda dynamiczny i przyjemny w odbiorze, ale „mroczny” to on jest tylko w tytule - i składa się na to właśnie brak wyrazistego łotra. Pała, siadaj!
Ocena: 1
John Garrett / Clairvoyant
Bill Paxton
Pierwszy sezon „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.” pokazał wielu łotrów, ale głównym i najważniejszym z nich był John Garrett, który długo utrzymywał swoją tożsamość w tajemnicy. Tutaj wszystko poszło po myśli twórców – zaczynając od wyboru kapitalnego Billa Paxtona, a kończąc na jednej z najlepszych (i najzabawniejszych) finalnych konfrontacji. Produkcja cierpliwie budowała mit Clairvoyanta, aby następnie widza zaskoczyć – na tyle, na ile Bill Paxton grający czarny charakter może zaskoczyć – a przy okazji odratowano też postać Warda. Ogółem, wrogiem Coulsona i spółki była HYDRA, a Garrett stanowił świetne połączenie uosobienia zbrodniczej organizacji oraz indywidualnych pobudek. Drugi sezon prezentuje się pod tym względem jeszcze ciekawiej, albowiem głównego złoczyńcy na razie… nie ma. To dalej jest HYDRA i poniekąd można za takiego wskazać Whitehalla, Lista albo Struckera (może pojawi się w finałowych epizodach?), ale sytuacja jest tutaj dużo bardziej złożona. Wrogami nie są ani Cal, ani Gordon, ani Raina, choć wszyscy pretendowali do tego miana. Wrogiem nie jest również Robert Gonzales ani - przez moment podejrzewany - Phil Coulson. Choć zdarzają się literówki, to „Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.” odrobili swoją pracę domową.
Ocena: -5
Bucky Barnes / Winter Soldier
Sebastian Stan
Sebastian Stan podpisał z Marvelem kontrakt na 9 filmów. Sam nie był jednak przekonany, czy po wydarzeniach z „Captain America: The First Avenger” będzie miał jeszcze szansę wrócić. Studio trzymało swoje plany w tajemnicy – aktor o tytule nadchodzącego sequela dowiedział się od kolegi, który obecny był na Comic-Conie w San Diego. Stan to raczej mało znany aktor i kolejna perełka wśród castingów Marvela, a dzięki swojej kreacji spokojnie znajduje się w moim TOP3 łotrów MCU. Aby przygotować się do roli, przeszedł fizyczny trening, codziennie ćwiczył też posługiwanie się nożem. Captain America: The Winter Soldier to postać z ogromnym dramaturgicznym potencjałem – motyw prania mózgu, walki z najlepszym przyjacielem i stopniowego odzyskiwania pamięci zasługuje na solową produkcję (serial dla Netflixa!), a odbiór całości potęguje absolutnie badassowy wygląd bohatera. Czarny ubiór, długie włosy, karabiny, metalowa ręka i maska to jego charakterystyczne atrybuty. Owa maska sprawiała sporo praktycznych kłopotów – trudno było przez nią oddychać i aktor, często bliski omdlenia, musiał przerywać kręcenie sceny. Było jednak warto!
Ocena: 5
Ronan the Accuser
Lee Pace
Lee Pace brał udział w castingu na Petera Quilla, a dostał mu się Ronan the Accuser. Złoczyńca większy niż życie i ekstremista pociągnięty grubą krechą. Znów w takiej charakteryzacji, że w cywilnym ubiorze trudno aktora skojarzyć. Pace zadowolony być nie mógł, z perspektywy widza też jest tu zgrzyt – aktor miał potencjał, aby zagrać kogoś kluczowego, a sam Ronan został potraktowany po macoszemu. Jak więc ocenić jego postać? To z jednej strony minus filmu, a z drugiej element idealnie pasujący do układanki – w odróżnieniu od chociażby Malekitha. Taką komiksową konwencję przyjął James Gunn, a jego „Guardians of the Galaxy” to najlepszy (bądź drugi najlepszy) film spod znaku Marvela i fantastyczny hołd dla gatunku space opery. Zwyczajnie zabrakło czasu i miejsca, aby rozwinąć postać arcyłotra, co jednak nie przeszkodziło w odbiorze. Nie będę się więc pastwił i uznając, że była to praca grupowa, zaliczam.
Ocena: -3
Johann Fennhoff / Dr Ivchenko
Ralph Brown
Zły człowiek na złym miejscu. I nie jest to wina Ralpha Browna, tylko twórców, że złoczyńca w „Marvel's Agent Carter” rozczarował. Finałowy odcinek zburzył pozytywne wrażenie konsekwentnie budowane od premiery. Tajemniczy Lewiatan, którego nadejście złowrogo zapowiadano, został zamieniony na szalonego profesora napędzanego osobistą żądzą zemsty. Motywy nie do końca klarowne, sposób działania naciągany, wybijającej się charyzmy aktora też brak. Na pewno było to zaskakujące, ale to niespodzianka z rodzaju tych negatywnych. Tak jakby twórcom zabrakło odwagi i pewności, że będą mogli pociągnąć historię dalej. A był Arnim Zola. Może wróci? Hayley Atwell jako Peggy Carter zdała celująco; to na dobrą sprawę pierwsza heroina w MCU. Dr Ivchenko natomiast dostał na egzaminie inne pytania niż te, do których się przygotowywał. Do poprawy.
Ocena: 2
Wilson Fisk (jeszcze nie Kingpin)
Vincent D'Onofrio
Dobry człowiek na dobrym miejscu. Prezencja i magnetyzm wzbudzające postrach i szacunek. Wiarygodne ambicje, nakreślony rys psychologiczny i cierpliwość w rozwoju. To najnowszy przykład, więc znacie zalety Vincenta D’Onofrio w roli Wilsona Fiska. Ano właśnie, Fiska, ale jeszcze nie Kingpina. Nie przez przypadek przydomek króla zbrodni w pierwszym sezonie „Daredevil” nie pada ani raz. Tego bezwzględnego, przebiegłego i brutalnego bohatera znanego z komiksów mogliśmy zaobserwować raptem w kilkunastu (genialnych) scenach. W większości skupiono się na charakterze bohatera i jego romantycznej relacji. Najpierw był to więc bezimienny przedsiębiorca działający w cieniu, potem publicznie operujący filantrop Wilson Fisk, a na prawdziwego Kingpina, króla przestępczej hierarchii, dopiero przyjdzie pora – tych kilka finalnych akapitów ewolucji zostanie dopiero napisanych.
Ocena: +5
Ultron
James Spader
I na koniec jeszcze 4 łobuzów, o których wiemy, że się pojawią. Jestem jednym z Was i też nie widziałem jeszcze nowych „Avengers: Age of Ultron”, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Ultron trafi do kategorii tych udanie zaprezentowanych złoczyńców. Zwiastuny sygnalizują, że jego motywem przewodnim będzie anihilacja ludzkości. To pomysł zawsze aktualny, a ostatnio w życie starał się go wcielić choćby Richmond Valentine. Poza tym, czy można coś zepsuć, intonując głębokim głosem Jamesa Spadera? Fanem wokalu aktora jest zresztą sam Joss Whedon, który przyznał, że był on pierwszym i jedynym słusznym wyborem do roli. Przekonamy się sami za kilkadziesiąt godzin.
Darren Cross / Yellowjacket
Corey Stoll
Pierwsze zwiastuny nie nastrajają pozytywnie, jeśli chodzi o postać wroga Ant-Man. Zły biznesmen, ucieleśnienie korporacji, która cudze pomysły wykorzystuje w celach militarnych – to już gdzieś było. Corey Stoll zapowiada, że jego bohater nie będzie łotrem w rodzaju Lokiego czy Thanosa, ale naukowcem o wątpliwej moralności. Obiecuje też, że każdy z bohaterów funkcjonował będzie w obszarach szarości, każdy będzie miał coś na sumieniu. Jak się skończy – tego możemy się domyślać już dziś. Tutaj nie ma co się spodziewać, że Yellowjacket podbije serca widzów, choć wygląda niczego sobie.
Zebediah Killgrave / Purple Man
David Tennant
O postaci Killgrave’a wiemy jeszcze mniej, ale w ciemno założyć można, że będzie to złoczyńca zapadający w pamięć. Talent i urok Davida Tennanta w połączeniu ze swobodą opowiadania historii Netflixa to powinien być gwarant udanej kreacji. Platforma zakłada jak najbardziej realistyczne podejście, ale już pierwsze zdjęcia z planu "A.K.A. Jessica Jones" pokazują, że pojawią się nawiązania do komiksu, a przynajmniej garderoba bohatera będzie charakterystycznie fioletowa.
Thanos
Josh Brolin
"Avengers: Infinity War, Part 1" to będzie hit i kulminacja MCU, tego możemy być pewni. Fantastyczna jest cierpliwość twórców w pokazywaniu Thanosa – taki zabieg buduje napięcie. Na ostateczne starcie herosów przyjdzie nam czekać jeszcze prawie 4 lata, ale już od dawna możemy cieszyć się jego obecnością i ta świadomość tylko potęguje oczekiwania. To się nazywa mieć plan. Wybór Josha Brolina to perfekcyjne dopełnienie – przyszłość Szalonego Tytana znajduje się w dobrych rękach, możemy spać spokojnie.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat