"Iron Sky" to międzynarodowa produkcja science fiction z elementami komedii. Opowiada historię nazistowskich Niemców, którzy po porażce w 1945 uciekli i ukryli się po ciemnej stronie Księżyca. W roku 2018 powracają na Ziemię z flotą statków kosmicznych, aby dokonać rewanżu.
Dawid Rydzek: Pomysł na film brzmi co najmniej niedorzecznie.
Timo Vuorensola: Pomysł na film wziął się z prawdziwej historii sięgającej jeszcze lat 40-tych i 50-tych, kiedy to mówiło się, że naziści mają swój program kosmiczny, mają możliwość latania na Księżyc i zbudowali tam bazę. Wszystko to odnosi się do teorii spiskowej, w której główną rolę odgrywa Hans Kammler, oficer SS, pracujący ponoć nad napędem antygrawitacyjnym. Na terenie Polski, po tym jak naziści ustąpili, odnaleziono dziwne, przestronne, betonowe budowle, gdzie znajdowały się tzw. tory lotnicze. Nikt właściwie nie wie, do czego były używane. Było jasne, że do czegoś służyły, były tam kable, ale nie wiadomo po co. Te teorie spiskowe mówią, że na tych torach lotniczych testowano napęd antygrawitacyjny. Wszystko to sprowadza się do czegoś, co zwie się nazistowskim "Dzwonem" [w Polsce przyjęła się nazwa "Wunderwaffe" - przyp. red], głównego wynalazku Hansa Kammlera.
Hans Kammler istniał naprawdę?
Tak, Kammler był w rzeczywistości jednym z wysoko postawionych oficerów i pracował wraz z zespołem naukowców nad różnymi projektami III Rzeszy. Co ciekawe, zniknął krótko po wojnie i nikt nie wie, gdzie się udał. Mówi się, że jedną z rzeczy, nad którą pracował był nazizstowski "Dzwon", czyli w gruncie rzeczy napęd antygrawitacyjny.
Zgłębiliśmy tę teorię konspiracyjną, ale stwierdziliśmy, że nie umieścimy nic z niej w filmie. Zamiast tego użyjemy jej jako jego podstawy - co jeśli naziści dotarli na Księżyc? Zaczęliśmy się bawić tym pomysłem, to było śmieszne i poważne zarazem, biorąc pod uwagę odpowiednie proporcje naturalnie. Więc jeśli tam dotarli, jaką utworzyli tam społeczność, jakby tam było? Podeszliśmy do tego bardzo poważnie, nie chcieliśmy już z tego samego robić żartu. Jeśli rzeczywiście są na Księżycu - jak tam sobie radzą? Skąd biorą tlen? Jak jedzą? Jak wygląda tam grawitacja? Jak stawiają czoła problemom, które napotykają wszyscy astronauci podczas pobytu w kosmosie? Na te wszystkie pytania staraliśmy się znaleźć choć w połowie naukowe odpowiedzi.
Potraktowaliśmy więc to dość poważnie, choć niewątpliwie pomysł jest niedorzeczny. Wpadł zresztą na niego Jarmo Puskala, jeden z twórców mojego poprzedniego filmu, "Star Wrecka", który pewnego dnia stwierdził, że ma koncept filmu na bazie tej teorii spiskowej. Zaczęliśmy głębiej się temu przyglądać, kiedy podjęliśmy decyzję o kręceniu kolejnego obrazu i tak, powoli powstawał szkielet historii. Wkrótce potem znalazł się scenarzysta, dopracowana została fabuła i pojawiły się konkretne dialogi.
[image-browser playlist="602641" suggest=""]©2012 Buena Vista International
Scenariusz bazuje na prawdziwej teorii spiskowej, ale jednak sam w sobie jest oryginalny.
Jak najbardziej. Poza właśnie tą bazą, z tym punktem wyjścia, nie ma za wiele z nią wspólnego. Większość to już nasza szalona wyobraźnia.
Temat nazistów w kosmosie gdzieś już przewinął mi się przed oczami. Pamiętam, że były o tym odcinki "Star Treka", ale nie mogę sobie przypomnieć żadnego filmu.
To właśnie zabawne, bo jak zaczęliśmy nad tym pracę, myśleliśmy że to już było zrobione dziesiątki razy. Wydaje się że to oklepany temat, ale tak naprawdę jest zupełnie inaczej. Było rzeczywiście kilka odcinków "Star Treka", chyba też w kilku innych serialach science fiction przewijał się też ten motyw, ale są to nieliczne przypadki. Jeśli rozszerzymy nasze spektrum, to zobaczymy podobieństwa do reżimu nazistów w kosmosie w "Gwiezdnych wojnach", gdzie w roli III Rzeszy występuje naturalnie Imperium. To przecież nazistowski koncept władzy tylko pod inną nazwą. Wspólnych cech można też było dopatrzeć się też w innych produkcjach, ale prawdziwi naziści w kosmosie w żadnym filmie się nie pojawili.
Tym byłem bardzo zaskoczony, pomyślałem: "kurczę, tego nikt jeszcze nie zrobił, to naprawdę może się udać!"
Pomysł jak sam przyznajesz jest niedorzeczny, ale mówisz że traktujecie go bardzo poważnie. To w końcu "Iron Sky" jest komedią, czy dramatem?
To dobre pytanie. To na pewno historia komediowa, ale to też komedia, która traktuje samą siebie bardzo poważnie. Nie rzucamy żartami widzowi w twarz, pozwalamy po prostu tej szalonej historii być komedią. Bohaterowie filmu siebie też traktują poważnie, co staje się kolejnym zabawnym efektem, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jakiej są sytuacji.
Powiedziałbym, że to taka satyra polityczna z jednej strony, a film akcji z drugiej. To sprawia, że film jest dosyć unikalny. Inspiracją pod tym względem był dla nas "Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę". Ten obraz może nie powoduje ogromnych wybuchów śmiechów, ale trudno nie nazwać go komedią. Bawi cię, śmiejesz się na nim, choć nie dlatego że ludzie w filmie przewracają się, pierdzą. Tam chodzi o historię, o tę satyrę.
[image-browser playlist="602642" suggest=""]©2012 Buena Vista International
Naziści to równie poważny temat jak zimna wojna. "Iron Sky" jest równie ambitne jak "Dr Strangelove"?
Na pewno staraliśmy się, żeby niósł jakieś przesłanie, ale czy dorównamy dziełu Stanleya Kubricka to już trudno powiedzieć. Ale tak, jest ambitny. Podchodziliśmy do kręcenia filmu z dużą uwagą, z duża dbałością o szczegóły. Mierzyliśmy też wyżej, niż pozwalały nam na to środki (śmiech).
Ogólnie jednak wyszło nam to wszystko zaskakująco dobrze. Włożyliśmy w to mnóstwo pracy i serca, nie było łatwo, ale jesteśmy zadowoleni z efektów.
Jaki morał w wynika z filmu o nazistach na Księżycu?
Wbrew pozorom wynika i to całkiem wdzięczny. Podobnie jak w innych produkcjach o nazistach, dla mnie zawsze morałem było "słuchaj uważnie, co mówią twoi przywódcy, kimkolwiek są". Lata 30-te XX wieku wcale nie były tak dawno temu, jeszcze je pamiętamy, szczególnie tu, w Europie.
Teraz znowu mamy kryzys, znowu jest ciężko - to może nie taka sama, ale pod wieloma względami podobna sytuacja, jak wtedy. To właśnie ta sytuacja ułatwiła triumf tej skrajnie prawicowej, nazistowskiej ideologii. Podobnie jak niegdyś mówili naziści, Goebbels, Hitler, dziś niemal mówią przywódcy obecnych krajów, czy to Stanów Zjednoczonych, czy krajów europejskich. Często mówią w podobny sposób. Naturalnie nie wspominają o nazistach, czy Żydach, ale ogólny porządek rzeczy prezentuje się w przerażająco podobny sposób. Znowu winą obarczamy kogoś obcego. To widzę nawet w moim kraju - fińscy politycy z prawego skrzydła robią dokładnie to samo.
To trudne, straszne czasy. I to właśnie jeden z morałów "Iron Sky".
[image-browser playlist="602643" suggest=""]©2012 Buena Vista International
A znalazł się tam jakiś właśnie fiński punkt widzenia?
Film jest koprodukcją fińsko-niemiecko-australijską, ale jako że jest napisany przez Fina, to nie dało się przed tym uciec. Sama historia nie jest co prawda z Finlandią jakoś specjalnie związana, więc nie było to naszym celem. Punkt widzenia powiedziałbym, że jest nieco fiński, niecko skandynawski, ale ogólnie europejski. Chcieliśmy skupić się raczej na polityce międzynarodowej, nazistach, wojnie, aniżeli promowaniu własnego kraju…
…czy też promowaniu stereotypów. Finowie lubią Niemców?
A nie lubimy? Nie, nie sądzę, żeby tak było. Ale bohaterowie w "Iron Sky" nie są rzeczywiście stereotypowymi, standardowymi Niemcami. W popkulturze utarło się, że to ludzie surowi, zamknięci w sobie, ogólnie mało przyjacielscy. Dlatego przy okazji "Iron Sky" zawsze powtarzam, że naziści tam mogą mówić po niemiecku, ale nie są Niemcami. Byli oddaleni tak długo od dzisiejszego niemieckiego społeczeństwa, że nijak go nie przypominają.
A co Finowie myślą o Niemcach? Nie wiem. Niemcy piją piwo, my pijemy piwo, więc chyba jakoś byśmy się dogadali (śmiech).
Z Polakami też nie byłoby trudno. Ale Niemcy w "Iron Sky" nie piją piwa.
No nie. Wzięliśmy ludzi z 1945 i trzymaliśmy ich przez długi czas w izolacji, nie mieli wtedy żadnego kontaktu z Ziemią. Mieli swój własny, osobny świat. Słychać to trochę w języku, trochę widać w zachowaniu, ale co najważniejsze w nazistowskiej społeczności z Księżyca to fakt, że oni ciągle są i byli w stanie wojny. To wielka machina wojenna, wojskowa społeczność. Oni się tam nie zatrzymali ot tak sobie, ich celem było dostanie się na Księżyc, ukrycie się, przygotowanie floty i powrót.
[image-browser playlist="602644" suggest=""]©2012 Buena Vista International
Jak udało się im w ogóle przeżyć na Księżycu? Wspominałeś, że przy pisaniu scenariusza rozpracowywaliście wszystkie szczegóły.
To był ciekawy proces. Społeczność internetowa była tym szczególnie zainteresowana. W filmie nie chodziło nam o to, żeby skupiać się na tym, jak trudno jest przeżyć na Księżycu, ale żeby widz zrozumiał, że to możliwe. Odpowiedzi można zawsze znaleźć między słowami, czy gdzieś w tle, ale i te szczegóły były dla nas niezmiernie ważne.
Rozpracowywaliśmy to wszystko na samym początku, żeby nie martwić się o to później i skupić się wyłącznie na samej historii. Ale i to jest jej częścią, widać to w filmie. Można zobaczyć kopalnie lodu, kopalnie helu-3 i wiele innych rzeczy, który w pewien sposób formowały tamtejszą społeczność.
Czyli przy sequelu nie będzie trzeba nic dodatkowo wyjaśniać?
Sequelu? Póki co poczekajmy, jak "Iron Sky" się przyjmie i jakie przyniesie dochody. Na razie mam jakieś sześć innych projektów, które na mnie czekają, bo do tej nie mogłem im się poświęcić w całości. Choć nie ukrywam, że mam pomysł jak mógłby wyglądać "Iron Sky 2".
Czytaj więcej: Recenzja filmu "Iron Sky"