The Office na pokładzie Gwiazdy Śmierci. Piotr Polak o kulisach 5. sezonu i Gwiezdnych Wojnach [WYWIAD]
Piotr Polak, czyli Michał Holc, to nie tylko odtwórca popularnej roli z serialu The Office PL, ale też wielki fan Gwiezdnych Wojen. Rozmawiaamy o serialu, kulisach, pomysłach, Star Wars i jakby wyglądało Biuro na pokładzie Gwiazdy Śmierci.
Canal+
PIOTR POLAK: Fajny plakat!
ADAM SIENNICA: Tak sądziłem, że możesz skojarzyć, bo przecież byłeś głosem Hana Solo!
Cały czas jestem. Jak robią nową produkcję z LEGO Star Wars, to dzwonią, żebym nagrał krótkie kwestie. Kocham tę postać. Kocham Gwiezdne wojny od ósmego roku życia! Pamiętam, jak pierwszy raz obejrzałem Powrót Jedi – tata wziął mnie do kina, ale pani nie chciała mnie wpuścić, więc zrobił aferę. Ostatecznie jakoś wszedłem!
A przechodząc do nowego sezonu The Office PL – czytałem wywiad z Joanną Kulig. Powiedziała w nim coś, co często się słyszy w kontekście gościnnych występów w serialach – to, że ekipa jest zgrana jak rodzina. Musiała wszystko nadgonić i wam dorównać. Czy z twojej perspektywy, po tych wszystkich latach, tak właśnie to wygląda?
Coś w tym jest. Przy trzecim, a na pewno przy czwartym sezonie spotykaliśmy się trochę jak rodzina. Jakbyśmy byli na wakacjach, na których trzeba strasznie dużo zrobić, ale nadal jednak na wakacjach. I bardzo się cieszymy, jak się widzimy. Ostatnio pisaliśmy do siebie, że już tęsknimy i mamy nadzieję, że szósty sezon zostanie potwierdzony.
Na planie pierwszego sezonu jeszcze nie znaliśmy się tak dobrze. Na przykład z reżyserem Maćkiem Bochniakiem i Pawłem Chorzępą, który jest operatorem – zrobił dużo dokumentów i się na tym zna.
Dobrze, że operatorem został ktoś od dokumentu, bo to tak trochę trzeba kręcić. Jednak cały czas uczyliśmy się patrzenia w kamerę. Traktowania kamery trochę jak jednego z aktorów. Nie wolno przesadzać. Jestem bardzo ekspresyjny. Wiedziałem, że nawet to muszę przytłumić, mimo że jestem totalnym wariatem jako szef. I że to wszystko trzeba jeszcze osadzić w konkretnym kontekście i trzymać się tekstu.
Tempo kręcenia serialu jest zawrotne. Potrafimy zrobić po 20 scen dziennie, bo nie trzeba zmieniać świateł ani ustawiać scenografii. Po trzydziestu kilku dniach pracy wychodzimy wykończeni, ale wszystkim się chce!
Znam to uczucie, o którym mówiła Joanna. Kiedy gram w serialu i mam niewiele dni zdjęciowych, a potem przychodzę na plan i widzę, że ekipa jest już „rozkręcona” i świetnie się zna — czuję wtedy, że muszę szybko to nadrobić. Tutaj to widać jeszcze mocniej, zwłaszcza przez tempo pracy. Mówimy dużo, dialogi przeskakują jak w szybkim „tenisie słownym”, więc na początku może to być wręcz szokujące.
Rzuciła mi się w oczy wyjątkowa chemia, którą masz z Joanną Kulig. Czy to efekt tego, że wiele lat temu zaczynaliście razem w teatrze?
Na pewno to pomogło. Dawno się nie widzieliśmy, ale faktycznie zrobiliśmy w Starym Teatrze Sen nocy letniej i jeszcze jedno zastępstwo. Chyba w podobnym momencie byliśmy na etacie. Aśka jest świetną aktorką, więc się w tym odnalazłem bez problemu.
W ostatnich latach Joanna Kulig kojarzona jest bardziej z dramatami, a tu mogła przypomnieć, że jest świetna w komedii. Czy komedia jest najtrudniejszym gatunkiem dla aktora? Wymaga więcej precyzji niż improwizacji?
Tak się mówi i rzeczywiście coś w tym jest. Wcześniej nie grałem tak stricte komediowych ról, więc sam się zastanawiałem, czy w ogóle potrafię. I okazuje się, że tak — choć to jest strasznie trudne. Nie wiem, czy trudniejsze niż dramat, bo dramatyczne role potrafią być ciężkie, ale tutaj wymaga się ogromnego zaangażowania i pilnowania, żeby grać zupełnie na serio. To, że ekipa się śmieje, że my się potem śmiejemy — to już inna sprawa. Sama praca jest trudna.
W The Office PL widzę taki luz i naturalność. Myślę sobie: to musi być improwizacja! A potem czytam wywiady, w których mówicie o trzymaniu się scenariusza. Jaka musi być w tym precyzja!
To jest szalona precyzja. To jest strasznie śmieszne, bo ja też przy pierwszym sezonie miałem takie: „Jak to? Nie improwizujemy? Przecież na tym chyba polega komedia?”. I wtedy Łukasz Sychowicz – jeden z naszych scenarzystów – bardzo ładnie mi wytłumaczył, że jak się improwizuje i coś zmienia, to fabuła skręca gdzie indziej. A na to nie ma już czasu, bo odcinek ma dwadzieścia cztery czy dwadzieścia pięć minut.
Mamy totalne szczęście, że każdego dnia jest z nami jeden ze scenarzystów odcinka, który kręcimy. Nawet jak gramy sceny z dwóch różnych odcinków w jednym dniu, to oni się zmieniają i zawsze ktoś „opiekuje się” tekstem. Oni przywiązują wagę do każdego słowa. Mają świetny timing komediowy. I nawet jak powiesz „lub” zamiast „albo”, to mówią: „Powiedz albo, będzie śmieszniej”. I rzeczywiście — mają rację. Przy drugim sezonie mieliśmy takie: „O Jezu, jak oni nas męczą”. A teraz już totalnie to kumamy.
Pamiętasz jakieś sceny, które weszły do serialu, a były efektem twojej improwizacji?
Pamiętam dwie rzeczy, które rzeczywiście były improwizowane. Były strasznie śmieszne, więc byłem z siebie dumny.
W pierwszej świętowałem piętnastolecie pracy w biurze. Powiedziałem do kamery: „Ha, piętnaście lat, ćwierć wieku”. I wszyscy uznali: „Okej, super”. A druga była na domówce. Jakoś tak mnie tknęło, pociągnąłem kamerę za sobą i pokazałem: „Lewan, dywan, lewan, dywan”. Nie wiem, skąd mi to przyszło. Czasami masz taki moment, że coś nagle wpada i myślisz: „Dobra, powiem. Zaryzykuję”. Nie ma czasu na zastanawianie się, więc lecisz. Czasami takie rzeczy wchodzą.
W jednym odcinku 5. sezonu twoja postać mówi: „To właśnie robi dobra komedia – sprawia, że człowiek na chwilę zapomina i jakoś daje radę iść przez życie”. Te słowa świetnie oddają to, co robi samo The Office PL. Odcinamy się, ale jednocześnie coś w nas zostaje, bo poruszacie ważne tematy.
Cały czas poruszamy ważne tematy i to jest właśnie sekret tego serialu. O niektórych rzeczach trudno mówić na głos – człowiek boi się reakcji, zwłaszcza dziś, w social mediach, w trochę szaleńczym świecie. To wymyślił już Ricky Gervais, gdy pisał Biuro. On nigdy nie śmieje się z samych tematów – czy to mniejszości seksualnych, czy jakichkolwiek innych – tylko z ludzi, którzy nie wiedzą, jak reagować. Którzy próbują być „cool”, a im nie wychodzi, bo kompletnie tego nie rozumieją. I to są ludzie, którzy są bardzo śmieszni. Politycy są świetnym przykładem do naśladowania w tym sensie.
Wiem, że przy tworzeniu Michała Holca inspirowałeś się politykami. Czy przed 5. sezonem znalazłeś nową inspirację?
Jeszcze nie. Wystarczy włączyć na chwilę wiadomości. Bardzo fajne wstawki pokazuje Michał Marszał czy Make Life Harder – takie rzeczy, które są wręcz gotową inspiracją. Polityk to właśnie taki Holc. Szkoda, że tacy ludzie istnieją. Tacy, którzy muszą ściemniać i owijać temat w bawełnę, żeby się wybronić i żeby ktoś na nich zagłosował. I wciąż zaliczają te same wpadki. Widać jak na dłoni, że kluczą albo kombinują.
Jeden odcinek mnie zaskoczył! Był poświęcony serialowi 13 posterunek!
To zabawne, bo jako dzieciak nie widziałem zbyt wielu odcinków 13 posterunku. Nie pamiętam, w jakim byłem wieku, ale miałem świadomość, jak ogromnie popularny i kultowy to był tytuł. Nie zdziwiłbym się, gdyby scenarzyści, pisząc naszą wersję, trochę szukali inspiracji właśnie w tym, co w Polsce funkcjonuje komediowo, bo cytaty z oryginału wciąż krążą w przestrzeni publicznej. To cały czas gdzieś żyje. Pamiętam, że ten odcinek był bardzo przyjemny. To są świetne tematy, nie? Jedna komedia opowiada o drugiej.
Fajne jest to, że jednocześnie poruszacie ważny temat: jak humor, który kiedyś działał, jest odbierany dziś. I jak bardzo to wszystko się zmienia.
To bardzo ciekawy temat – jak komedia ewoluuje w naszym kraju. Kiedyś mieliśmy słynne kabarety z czasów PRL-u i kultowe komedie tamtej epoki, a potem pojawiła się duża sinusoida jakości i stylu. Cieszę się, że dzięki chłopakom piszącym The Office komedia wraca z przytupem. Wydaje mi się, że znowu ma swoją energię i świeżość.
Mamy The Office PL, mamy 1670 – komedie znowu są na topie. Może w pewnym momencie zapomnieliśmy, że śmianie się z siebie jest okej? The Office PL właśnie to robi: pokazuje nasze wady, zalety i różne aspekty rzeczywistości. I dzięki temu jest tak świeżo, jak na warzywnym targu w letni poranek.
Mam wrażenie, że najbardziej widać to po kabaretach, które kiedyś dominowały, a potem stopniowo traciły na znaczeniu. Teraz scena stand-upowa staje się coraz silniejsza. Bardzo piękne porównanie z tym targiem!
To też dla nas przyjemne, bo mamy zwykle dwa dni przed zdjęciami, żeby przeczytać razem cały scenariusz. I to jest cudowne, bo zawsze pojawia się lekki lęk. Jak będzie w tym roku? Czy uda się podnieść poprzeczkę? Na szczęście scenarzyści są wybitni. Tematów społecznych, politycznych czy obyczajowych jest nieskończenie wiele. I bardzo się cieszę, że postacie dostają coraz głębsze historie. Opowiada się o nich coraz szerzej.
fot. CANAL+ PolskaCzy przed jakąś sceną 5. sezonu czułeś, że to będzie trudne wyzwanie?
W tym sezonie miałem poczucie, że czeka mnie duże wyzwanie, bo Michał dostał sporo emocjonalnych scen. Czułem, że to będzie trudne i takie było. Jest na przykład bardzo długa scena w odcinku Strzelnica, w której cały czas boi się, że ktoś go zastrzeli. Wychodzi szydło z worka: co zrobił z firmą, jak bardzo się nabrał na Michalinę, jak nie słuchał ostrzeżeń. Do tego doszedł fakt, że nie jestem fanem broni ani strzelania, więc sam klimat tej sceny był dla mnie trudny. To było konkretne wyzwanie.
Było zresztą więcej takich momentów – ważnych fabularnie. Jestem bardzo dumny z debaty, bo to była wymagająca scena dialogowa. Pamiętam też, że byłem dumny z pomysłu, jak będzie mówił prezydent Ghany. Inspirowałem się Ostatnim królem Szkocji.
Gracie to wszystko tak poważnie! Jak to robiliście, że nie parskaliście śmiechem? Przypuszczam, że takie sytuacje się zdarzają.
Zdarzają się bardzo często. Debata była świetnym przykładem – byłem dumny, że udawało mi się rozśmieszać Woronowicza. Im dłużej jesteśmy na planie, tym łatwiej „odpłynąć”. Jesteśmy już tak osadzeni w tym świecie, że gdy robimy poważne, mocne sceny albo wypowiadamy ostre kwestie, trudno wytrzymać. Czasami ktoś rzuci coś tak dobrego, że pojawia się myśl: „Boże, oby kamera nie była teraz na mnie, bo pęknę”.
Mamy też swoją małą zabawę: czasem celowo „dokręcamy”, żeby sprawdzić, czy ktoś wytrzyma. Vanessa jest pod tym względem absolutnie najlepsza – ma problem z utrzymaniem powagi, co jest cudowne. Czasem to delikatnie widać w ujęciach. Tak samo było w Przyjaciołach, kiedy Phoebe prawie wybuchała śmiechem.
Powróćmy na chwilę do Gwiezdnych Wojen. Która część jest twoją ulubioną?
Zawsze wracam do oryginalnej trylogii, tej najstarszej. I niezmiennie najbardziej kocham Imperium kontratakuje. Pamiętam, że jako dzieciak byłem zaskoczony, bo to był jeden z pierwszych filmów, które nie kończą się dobrze. Ma mroczny ton, jest pełny napięcia - trochę jak europejskie kino, które dopiero zaczynałem poznawać. No i oczywiście Vader. Ogromne wrażenie robi to, jak duża jest jego obecność w tym filmie. Do tego dochodzi twist z ojcem – absolutnie kultowy.
Nie jestem też przeciwny nowej trylogii. Widzę, że Abrams bardzo chciał oddać hołd oryginałom – tak jak zrobił to wcześniej ze Star Trekiem. Ostatnia część rzeczywiście bywa przesadzona, ale podchodzę do tego otwarcie.
Natomiast ogromne wrażenie zrobił na mnie Łotr 1. To było fantastyczne rozwinięcie historii, świetny pomysł, żeby osadzić akcję tuż przed wydarzeniami z Nowej nadziei. No i serial Andor - fenomenalny pod każdym względem.
To tak wielki świat, że można opowiedzieć bardzo różnorodne historie. Może Biuro w odległej galaktyce?
Tak, The Office na pokładzie Gwiazdy Śmierci. Na końcu się okaże, że to nie Luke Skywalker ją rozwalił, tylko Michał Holc źle połączył kabelki. [śmiech]
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1965, kończy 60 lat
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1945, kończy 80 lat
Lekkie TOP 10