PODSŁUCHANE W REDAKCJI: maj w kinie
Redakcja Hatak.pl ocenia filmy, które trafiły do polskich kin w maju. Co dobrego przyniósł ten miesiąc?
Redakcja Hatak.pl ocenia filmy, które trafiły do polskich kin w maju. Co dobrego przyniósł ten miesiąc?
Sezon letni rozpoczęty. Do kin co tydzień trafiają nowe blockbustery, które będą walczyć o miano najbardziej kasowego filmu roku. W maju wytoczono już jedno z najcięższych dział - trzecią odsłonę zbroi Iron Mana, która podbiła serca zarówno widzów, jak i krytyków. Kroku próbowała mu dotrzymać załoga statku Enterprise, nowy Jay Gatsby oraz szybcy i wściekli kierowcy samochodów.
[image-browser playlist="590604" suggest=""]
©2013 Walt Disney Studios
Dawid Rydzek: Recenzenci się zachwycali i mówili o najlepszej części cyklu, tymczasem ja srogo się zawiodłem. Może zresztą przez te recenzje. Oczywiście Downey Jr. świetny, widowisko bardzo efektowne, zaskakująco (to słowo klucz) dobry Kingsley, ale spodziewałem się mimo wszystko czegoś więcej. Niby to miała być najmroczniejsza odsłona serii, a dostaliśmy jakieś tandetne ataki lękowe Starka i nudną, infantylną historię z pomagającym mu dzieciakiem. "Dwójka" miała chociaż Black Widow.
Marta Hołowaty: Tak na serio z wszystkich części "Iron Mana" szczere "wow!" wydusiła ze mnie tylko pierwsza. Downey Jr. jest niby taki, jak zawsze, jednak kolejny film, w którym gra samego siebie, smakuje jak odsmażane frytki. Ataki lękowe Starka są całkowicie zbędnym elementem - nie pogłębiają jego postaci, tylko serwują płytkie liźnięcie tematu. Wydaje mi się, że Downey Jr. nawet nie potrafił tego przekonująco zagrać i sam nie wiedział, po co reżyser zmusza jego "cool" superbohatera do walki z pozornym załamaniem. Wątek z chłopcem - zbyteczny. Ochłodzenie oraz późniejsze rozgrzanie związku - nuda. Walka z przeraźliwym wrogiem - bardziej śmieszna i niepotrzebnie przeciągana. Świetne momenty to piosenka rozpoczynająca film oraz spadający w morze dom. Może to i dobrze, że następnym razem spotkamy Downey Jr. jako Tony’ego Starka, a nie Iron Mana.
Tomasz Skupień: Najsłabszy z trylogii, ale to wszak "Iron Man". Mogło być lepiej, ale też nie jest drastycznie źle. Trochę zaskoczeń, sporo humoru (faktycznie, Mandaryn zaskakujący), tylko czasem scenariusz szwankował (chyba największe zastrzeżenie co do protokołu "Melanż"). Ale pomimo tego bardzo miło mi się oglądało. I chyba w moim prywatnym rankingu wyląduje przed "Avengersami". Aha, byłbym zapomniał - "Blue" jako chyba nieplanowy hit filmu.
Marcin Rączka: Dla mnie rozczarowanie. "Blue" fantastycznie rozpoczęło seans, ale potem było już tylko gorzej. Twist z Mandarynem to jakaś kpina, która nie powinna mieć miejsca. Od tego momentu z bólem dotrwałem do końca filmu. Cóż, dobrze, że to koniec trylogii i Tony’ego Starka zobaczymy już tylko w "The Avengers 2".
Kamil Śmiałkowski: A ja absolutnie na tak. Łykam bez popijania to, co proponują panowie Black i Downey Jr. Oto humor jaki uwielbiam, zwroty akcji może niektóre trochę z dupy, ale co mi tam. Poszedłem "na tak" i wyszedłem "na tak". Dokładnie takie kino komiksowe lubię najbardziej, no i tylko czekać, jak na to odpowie Joss Whedon w drugich "Avengersach".
Łukasz Ancyperowicz: U mnie mix odczuć kolegów z redakcji. W sumie poszedłem bez oczekiwań i wbrew pozorom dobrze się bawiłem. Humor jak zwykle wyśmienity, potrafił rozładować każdą scenę. Nie drażniło mnie też, że to wszystko było efektowne. Tylko wciąż w głowie kołatała się myśl: gdzie jest jakakolwiek fabuła? Bo to, co zaproponował nam fabularnie Blake, jest po prostu kpiną obrażającą inteligentnych widzów. Cóż, blockbuster bez fabuły. A mogło być tak pięknie...
Michał Kaczoń: To ja mam tak, jak Kamil: szedłem z nastawieniem na tak, wyszedłem z nastawieniem na tak, a dodatkowo z szerokim uśmiechem na ustach. Pozytywnie rozwalony w szczególności urzekającą sceną po napisach, zadowolony z efektownego zakończenia trylogii.
Wiola Myszkowska: Czekamy na Avengersów. Zdecydowanie najgorsza część sagi o Iron Manie. Czyżby wrodzona kokieteria Roberta Downeya Jr. obróciła się przeciwko niemu i uniemożliwiła wiarygodne wcielenie się w superbohatera (względnie) złamanego? A może brakowało Tony'emu odpowiednio mrocznego nemezis (aczkolwiek z wielkim uśmiechem pozdrawiamy Mandaryna)? Zawsze można zadzwonić po pomoc do DC Comics, Bane ponoć złamie wszystko.
Adam Siennica: Tylko że nikt tu nie zapowiadał najmroczniejszej części, a raczej najśmieszniejszą. Na pewno najlepsza część po słabej "dwójce" i niezłej "jedynce", ale i tak chyba rozczarowałem się. Niesmak głównie przez zmarnowanie potencjału Mandaryna, choć Kingsley i tak fajny.
Dawid Rydzek: Obejrzyj sobie pierwszy zwiastun i zobacz, czy on wskazuje na to, czy film będzie śmieszny, czy mroczny.
Jan Stąpor: Duży zawód – miałem wrażenie, że zamiast kolejnej odsłony Iron Mana oglądałem film pt. "Niesamowite przygody Tony’ego Starka". Nie, to nie powinno tak wyglądać. Na nieszczęście dla widza, twórcom udało się aż zanadto uczłowieczyć postać Tony’ego i za bardzo zdemitologizować zbroję. Przez co czar prysł, a i efektownych scen, typowych dla poprzednich części, trochę jakby na lekarstwo.
Mateusz Dykier: Oj, panowie i panie, ale się czepiacie. Najlepsza część z cyklu, zdecydowanie - ale żeby to dostrzec, trzeba obejrzeć minimum trzy razy. Po pierwszym razie wyszedłem z mieszanymi odczuciami, ale każdy kolejny seans utwierdzał mnie w przekonaniu, że to najlepsza produkcja Marvela zaraz po wybuchowych i efektownych Avengersach. Doskonałe podsumowanie dorobku Starka i choć mieliśmy kilka zmarnowanych potencjałów oraz ustępstw w stosunku do komiksu (Mandaryn, srlsy? Końcowa scena w szpitalu, rly?!), to i tak było świetnie! A co do uczłowieczania - Shane Black poszedł po prostu drogą przetartą przez Nolana i jego zakończenie trylogii oraz Mendesa i jego spojrzenie na "Skyfall". I bardzo dobrze!
[image-browser playlist="590605" suggest=""]©2013 Fox Searchlight Pictures
Michał Kaczoń: Niezwykle klimatyczna produkcja, która przyciąga uwagę wysublimowaną formą i interesującym aktorstwem. Spojrzenia bohaterów potrafią być naprawdę "creepy", a całości przyświeca hitchcockowski pomysł na kino. Świetna rozrywka!
Wiola Myszkowska: Film przede mną, ale muzykę znam już na pamięć. Koło Clinta Mansella nie można przejść obojętnie. Jeśli "Becomes the Color" w wykonaniu Emily Wells nie zostanie nominowane do Oscara, postaram się zorganizować zamach na jakiegoś Muppeta.
Adam Siennica: Park Chan-Wook to zawsze kino warte uwagi, chociaż chyba nie zaliczy tego filmu do najlepszych. Debiut w roli scenarzysty popularnego Michaela Scofielda z "Prison Break" zaledwie poprawny. A tak to podpisuję się pod tym, co napisała Wiola.
Mateusz Dykier: Park Chan-Wook udowodnił, że Hollywood go nie połknie. Nadal jest to jego autorskie kino, tak rzadko robione w dzisiejszych czasach. Muzycznie i technicznie film jest majstersztykiem, a scena z fortepianem małym arcydziełem. Fabularnie, zgodzę się z Adamem, zaledwie poprawnie. Ale klimatem obraz wszystko nadrabia. Wspominałem już o pracy kamery i aspektach technicznych?
[image-browser playlist="590606" suggest=""]©2013 Kino Świat
Mateusz Dykier: Kino skandynawskie w ostatnich latach wypracowało bardzo dobry pomysł na siebie, a literatura kryminalna ze Szwecji czy Norwegii to wdzięczny materiał na film. Tym razem jest też dobrze - świetna atmosfera, fajny twist po ponad połowie filmu i niezłe postaci, szczególnie tytułowy Hipnotyzer. Po reżyserze można się było spodziewać czegoś więcej, ale i tak nie jest źle. Jeśli ktoś polubił szwedzką wersją Millenium albo Łowców Głów, to seans obowiązkowy.
[image-browser playlist="590607" suggest=""]©2013 Warner Bros. Pictures
Michał Kaczoń: Dobra muzyka. I na tym plusy się kończą. Rozdęta forma i jednostajne aktorstwo sprawiają, że film ogląda się jak przez mgłę. Nie czuć więzi z żadną z postaci, więc trudno przejąć się losem którejkolwiek z nich. Obraz o ponad godzinę za długi, przez co męczy niemiłosiernie. Już dawno tak się nie wynudziłem w kinie.
Wiola Myszkowska: Baz Luhrmann i jego teledyskowe formy. Można je nienawidzić albo zostać uwiedzionym (ach, ten Jacek Koman wykonujący "Roxanne" w "Moulin Rouge!"). "Wielki Gatsby" miał pociągać blichtrem imprez z czasów prohibicji podanym w nowoczesnym sosie muzycznym. Czuć było jednak pewną zachowawczość w porównaniu do jego poprzednich filmów utrzymanych w podobnej konwencji. Poniżej średniej. Z "Wielkiego Gatsby’ego" zapamiętam tylko ostatnie dwie minuty i następujące po nich "Together" The xx.
Marta Hołowaty: Barwny teledysk Luhrmana smakował jak ptysie - pierwsze obezwładniają smakiem, kolejne wywołują mdłości. Podobne uczucia towarzyszyły mi na "Wielkim Gatsbym". Przez pierwsze pół godziny feeria barw przyprawia o zawrót głowy, chce się więcej i więcej. Później niestety staje się ciężkostrawna i prawdę mówiąc wywołuje bóle oczu. Odpuściłam sobie wersję 3D, co być może sprawiło, że wiele drobnych wpadek tym bardziej uderzało w oczy. DiCaprio w wielu scenach był aż za bardzo "wklejony" w tło, a tony pudru na jego twarzy odcinały się od jaskrawego, pocztówkowego nieba. Wszystko to stawało się męczące, a sam los Gatsby’ego nie wywoływał współczucia, tylko irytację. To, co najlepsze w filmie, to zasługa geniuszu Fitzgeralda. Niestety spłyconego przeciętnym aktorstwem i niezłymi piosenkami naniesionymi na nasycone kolorkami tło.
Michał Kaczoń: No właśnie. "Moulin Rouge!" urzeka niezmiernie, wciąga i porywa! A "Roxanne" to chyba jego najlepszy moment. "Gatsby" natomiast nie potrafił z tej otoczki wycisnąć emocji, sprawić, że poczujemy się, iż przeżywamy rozterki wraz z bohaterami. Tym razem otoczka odgradza od bohatera, a nie, jak w "Moulin Rouge!", pomaga się do niego zbliżyć.
Adam Siennica: Zgadzam się z przedmówcami. Jest ładnie, kolorowo i w ogóle mile dla oka (niezłe 3D), ale Luhrman gubi się strasznie w tym splendorze, na czym cierpią pozostałe elementy filmu. No i w ogóle, jak on ładnie brzmi w kinie!
[image-browser playlist="590608" suggest=""]©2013 Imperial - Cinepix
Kamil Śmiałkowski: Najsłabszym elementem tego filmu jest... polski tytuł. Oryginalny "Epic" oddaje znacznie lepiej zawartość. Jest godnie, zacnie i bez nudy. Wraz z dziewięcioletnim synem świetnie nam się oglądało i polecam z przekonaniem. Zwykle twórcy animacji usiłują pogodzić potrzeby dorosłych i dzieci - raz wychodzi to lepiej, raz gorzej. Tu wyszło nieźle, ale ludzie od "Epic" postawili sobie większe wyzwanie - spróbowali pogodzić interesy chłopców i dziewczynek. I moim zdaniem to też im wyszło. Na tym filmie dobrze się będą bawić zarówno fanki "Dzwoneczka", jak i fani "Gwiezdnych Wojen". Zresztą aluzji do obu cykli jest tu spore wiaderko.
Adam Siennica: Pozostaje mi się zgodzić z Kamilem. Dobra zabawa, przygoda, klimat fantasy i rozmach godny oryginalnego tytułu, aczkolwiek mogło być w wielu miejscach o wiele lepiej (mało ciekawe postacie, przeciętny humor), ale może tylko się czepiam?
Mateusz Dykier: Zgadzam się z przedmówcami. Mnie zdziwił nieco dubbing - jakoś tak przestali eksploatować najbardziej znane głosy, dając im odetchnąć i wziąć tych nieco mniej osłuchanych. Technicznie animacja jest chyba najlepszym, co obejrzałem przez ostatnie pół roku. Dużo akcji, humor nawet, nawet. Piosenka też się znalazła. Nie nudziłem się w każdym razie.
[image-browser playlist="590609" suggest=""]©2013 United International Pictures Sp z o.o.
Kamil Śmiałkowski: Urocza familijna jazda bez trzymanki. "Familijna", bo to wbrew pozorom film o wartościach rodzinnych i naliczyłem w nim aż 12 postaci, które wcześniej pojawiły się w cyklu "F&F", a to nieczęste w szóstych częściach jakiegoś cyklu. Jest szybko, zabawnie, wariacko i nieprawdopodobnie (w wielu tego słowa znaczeniach). Polecam z przekonaniem.
Michał Kaczoń: Jedna z moich ulubionych guilty-pleasure'owych serii, jednak nie miałem jeszcze szansy, żeby się wybrać na "szóstkę". Zacieram jednak ręce na moment, gdy zasiądę wreszcie w kinowym fotelu, a jeśli film będzie choć w połowie tak smakowity, jak część piąta, będę wniebowzięty.
Marcin Rączka: W pewnym momencie wydawało mi się, że sceny z czołgiem nie przebiły tego, co zaserwowano nam w "piątce" przy targaniu sejfu przez całe miasto. Gdy okazało się jednak, że to nie koniec filmu, byłem zdumiony! Cóż za rozpierdziel w wielkim finale na niekończącym się pasie startowym :) Realizmu zero, śmiechu co niemiara, ale widowisko mistrzowskie! Na takie filmy chodzi się do kina z ogromną przyjemnością.
Adam Siennica: Dołączam się do pisania laurki. Zabawa na całego! Ile tu akcji, absurdu, głupot i jak to fantastycznie się ogląda! Cieszę się najbardziej, że dano Ginie Carano i Joe Taslimowi chwilę na pokazanie swoich nietuzinkowych umiejętności. Scenę z najdłuższym pasem startowym świata chyba zaliczę do ulubionych w tym roku tuż obok "lotu Doma nad mostem". Mój ulubiony serial - czekam na kolejny odcinek z NIM w roli łotra.
Janusz Wyczołek: Festiwal pojazdów, akcji, pościgów, średniej jakości dowcipów, głupot przeogromnych i łamania praw fizyki. Zdecydowanie jedna z najlepszych części całej serii.
Mateusz Dykier: Zdecydowanie najlepsza część. Justin Lin ma pomysł na serię i to widać. Nie wiem, czy na dobre wyszła całości zmiana konwencji z "Pimp My Ride" na "heist movie", ale ja to kupuję. Ładne nawiązanie do Tokio Drift sprawiło, że całość zatoczyła koło. Ale i tak najlepsze są one-linery. Niezniszczalni na sterydach! Nic tylko iść i dobrze się bawić.
[image-browser playlist="590610" suggest=""]©2013 Monolith Films
Dawid Rydzek: Ryan Gosling i wszystko jasne. Postać tego aktora szybko stała się swego rodzaju fenomenem... a szczerze mówiąc, trochę nie wiem dlaczego. Może to kwestia preferencji?
Marta Hołowaty: Mimo sporej sympatii do Goslinga wydaje mi się, że wpadł w pewną kliszę. Czy tylko mi się wydaje, że dając mu kolejne role panowie z Hollywood celują we wrażliwe na jego urok kobiece serca?
Adam Siennica: Może to dlatego, że pod otoczką wizualnej aparycji przyciągającej oczy płci pięknej jest też dobrym aktorem? A film to coś innego, czego zwykle nie oglądam w sezonie letnim, chcąc utonąć w objęciach efektów specjalnych. Nie żałuję, dobre kino.
Jan Stąpor: Również podobnie, choć nie uważam Goslinga za dobrego aktora. Poszedłem, bo miałem w głowie wizę jego postaci badboya z "Tylko Bóg Wybacza" i naprawdę pozytywnie się zdziwiłem. Dostałem blisko dwugodzinny wykład o ojcostwie, do tego przedstawiony w dość ciekawej formie. Brak praktycznie jakichkolwiek schematów, naprawdę dobrze się ogląda!
Mateusz Dykier: Film z rodzaju takich, które śmiało można nazwać dziełem absolutnym (znajdziecie tam wszystko - akcję, dramat, kryminał, wątki polityczne). Drugi dopiero obraz Dereka Cianfrance to małe arcydzieło - techniczne, obrazowe i fabularne. Film jest tym, czym mogło być i chciało być "Drzewo życia", zanim Malick nie skoncentrował się na powiewających firankach. Winy ojców, krzywdy dzieci, bezradność rodzin i fałszywe tropy - czy to genetyka wpływa na nasz charakter i czyny, czy może wychowanie? Bez jednoznacznej odpowiedzi reżyser po prostu robi swoje, przedstawiając dramat dwóch rodzin, których losy się związały. Do tego szkatułkowa forma. No i Gosling, Cooper, DeHaan - wspaniałe aktorstwo!
[image-browser playlist="590611" suggest=""]©2013 United International Pictures Sp z o.o.
Dawid Rydzek: Z uniwersów, które zaczynają się "Star..." preferuję te z końcówką "Wars" i "...gate". Dlatego znów abramsowe flary obejrzę w bliżej niezidentyfikowanej przyszłości w zaciszu domowym.
Kamil Śmiałkowski: Jako zagorzały Trekkie jestem pod wrażeniem. Abrams pokazał, że wciąż świetnie miesza wszystko ze wszystkim i w efekcie powstają rewelacyjne opowieści. A że nie ma w nich do końca ducha klasycznego ST? Cóż - jakie czasy, taki Star Trek. Dodatkowy plus za świetne dialogi.
Marcin Rączka: Abrams - jak ty to robisz? Jedynka była świetna, a sequel pobił poprzednika, co przecież rzadko się zdarza. Kapitalne science-fiction z niesamowitymi efektami, ciekawą fabułą i zachwycającym Cumberbatchem w roli... wszyscy wiemy kogo. Dla mnie to do tego momentu najlepsze widowisko 2013 roku. Łezka się w oku kręci, że nie ma teraz seriali, które dzieją się w kosmosie. "BSG", wróć!
Wiola Myszkowska: Czego to mi nie naobiecywano w trailerze! Że mrok, że Ziemia w pożodze (bardzo lubię oglądać Ziemię w pożodze), że już nie spojrzę na Sherlocka alias Benedicta Cumberbatcha bez wewnętrznego niepokoju. Tymczasem Abrams wcale nie poszedł w ślady kolegi Nolana i oddał nam załogę USS Enterprise w takim stanie, jaki mogliśmy ją oglądać w latach świetności. Dziury prostej fabuły zostały skutecznie zasłonięte ładnymi efektami specjalnymi, humorem i grą aktorów, którzy potrafią tchnąć nowe życie nawet w najbardziej znane wzorce postaci. Dobrze się oglądało. A warto dodać, że piszę to jako "born and raised Star Wars fan".
Adam Siennica: Ja również, jak Wiola, zaprawiony w bojach "Star Wars fan", więc powinienem hejtować "Star Treka", ale... nie chcę. Abrams tworzy ponownie przyjemną przygodę SF bliższą "Oryginalnej Serii" niż wszystkiemu, co było potem, a za czym nie przepadam. Cumberbatch w moim TOP najlepszych łotrów roku!
Jan Stąpor: Poza Benedictem Cumberbatchem trudno szukać w tym filmie jakichś większych fajerwerków. Świat startrekowy jakoś już nie jest taki startrekowy. Mało ras, a i Kapitan Kirk jakiś taki nalany na twarzy.
Janusz Wyczołek: Fanboj ze mnie żaden, ale i tym razem przednio się bawiłem. Niezła historia, świetne zdjęcia i ogólnie bardzo pozytywne wrażenia.
Mateusz Dykier: Adamie, a może nie hejtujesz Star Treka, bo dobrze wiesz, że Abrams tworząc ST po prostu tworzył sobie w CV wpis pod tytułem: "Patrzcie, umiem zrobić każdą część SW, nawet w Star Treku!" A na poważnie: świetne nawiązania do Kina Nowej Przygody, doskonałe wyczucie, kiedy użyć humoru, a kiedy akcji, no i te efekty specjalne! Lepszy niż poprzednik, doskonałe kino science-fiction. Cumberbatch zmiótł wszystkich o długość świetlną swoją kreacją. I może trochę za mało tej pożogi? No, ale to plakaty obiecywały, więc się nie liczy.
[image-browser playlist="590612" suggest=""]©2013 Forum Film Poland Sp. z o.o.
Jan Stąpor: Nie warto chodzić na wszystko, co grają w kinach. Historia, wszystkie zabiegi i przewijające się motywy w "Uciekinierze" nie porywają, a wręcz nużą. Składam ukłon w stronę Matthew McConaugheya, który sprawdził się w roli kłamliwego, podstępnego i uciekającego przed prawem zbiega. Jednak nie na tyle, aby utrzymać na swoich barkach cały film.
Źródło: fot. ©2013 Warner Bros. Pictures
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat