Prequel Trylogia Gwiezdnych Wojen nie jest taka zła
W 1999 roku fani Gwiezdnych Wojen podzielili się na wielbicieli Oryginalnej Trylogii i Trylogii Prequeli. Część jednak potrafi docenić obie, a niektórzy darzą zaskakująco agresywną nienawiścią tę nowszą. Czy zasłużenie?
W 1999 roku fani Gwiezdnych Wojen podzielili się na wielbicieli Oryginalnej Trylogii i Trylogii Prequeli. Część jednak potrafi docenić obie, a niektórzy darzą zaskakująco agresywną nienawiścią tę nowszą. Czy zasłużenie?
Do 1999 roku fani Gwiezdnych Wojen byli zjednoczeni pod jednym sztandarem. Łączyła ich pasja do tego uniwersum, dyskusje na temat różnych elementów Oryginalnej Trylogii oraz - w przypadku tych większych fanów - zagłębianie się w Expanded Universe (książki i inne materiały rozbudowujące ten świat). Potem zadebiutowała Prequel Trylogia.
Czytaj także: Sprawdź, jak dobrze znasz Atak Klonów - quiz
W 1999 roku, wraz z premierą Mrocznego widma, doszło do bardzo drastycznego podziału i pojawiły się dwa obozy. Jeden wielbił Oryginalną Trylogię i ekstremalnie ostro atakował wszystko związane z Prequel Trylogią. Drugi to fani, którzy docenili zalety części 1-3 - oni zostali wsparci przez młode pokolenie, które dało się po raz pierwszy porwać magii Gwiezdnych Wojen właśnie dzięki tym trzem nowym filmom. Wbrew temu, co niektórzy mogą myśleć, człowiek nie zostaje fanem tylko i wyłącznie przez Oryginalną Trylogię. Tak naprawdę to wszystkie sześć filmów ma na to wpływ, a są ludzie, którzy nawet bardziej doceniają te nowsze i stawiają je wyżej nad starszymi.
Ja tak naprawdę stoję pomiędzy. Wychowałem się na Oryginalnej Trylogii i cenię ją bardzo, ale nie byłem w kinie, gdy po raz pierwszy debiutowała na wielkim ekranie. Prawie jako dorosły widz po raz pierwszy mogłem doświadczyć nowych Gwiezdnych Wojen na wielkim ekranie. Mogłem otwarcie podejść i przyjąć to, co zaoferuje mi George Lucas. Zaakceptowałem to, co dostałem, i polubiłem wszystkie trzy części, które często oglądam po dzień dzisiejszy.
Kłopot w tym wszystkim polega tak naprawdę na jednym głównym czynniku: osoby skrajnie reagujące na Prequel Trylogię patrzą na te filmy przez okulary nostalgii wobec Oryginalnej Trylogii. Kwestia oczekiwań zawsze jest kluczem do odbioru filmu, bo jeśli zbuduje się je źle lub zapowie się film inny niż ten, który faktycznie pojawi się w kinach, widz będzie kręcić nosem. W tym przypadku fani oczekiwali przede wszystkim genialnego klimatu znanego z Oryginalnej Trylogii i wszelkich elementów, które uczyniły ją wielką. Stąd wynika rozczarowanie, bo siłą rzeczy nie dało się sprostać kosmicznym oczekiwaniom, ale nie oznacza to, że te filmy nie dają wiele dobrego.
Prequel Trylogia przede wszystkim jest kompletnie inna. Nie oferuje widzom tego samego klimatu, ale jednocześnie nie można odmówić tym trzem filmom ducha Gwiezdnych Wojen. Fakt, że George Lucas nie stworzył dokładnie tej samej atmosfery, jest tak naprawdę zaletą, bo gdyby w kompletnie innych czasach przed Imperium klimat był ten sam, to też nie byłoby dobrze. Tylko że ja nadal widzę tę magię świata Gwiezdnych Wojen, który kocham. Jest tutaj atmosfera, przygoda, walki na miecze świetlne, bitwy, fajne postacie (Yoda, Qui Gon, wesoło przerysowany Imperator, Obi-Wan, Dooku, Maul itd.), wielkie emocje podbudowane przez muzykę Johna Williamsa oraz elementy fabularne, które działają i dają wiele radości. Są w tych trzech filmach sceny, o jakich niektórzy marzyli, a wykonanie techniczne imponuje po dzień dzisiejszy. Akurat kilka dni temu znów powtarzałem sobie wszystkie części i patrząc z dzisiejszej perspektywy, naprawdę wygląda to dobrze, a elementów sztucznych w efektach specjalnych lub takich, które by się zestarzały, nie ma zbyt wiele. Jest to bardziej dopracowane i imponujące niż wiele współczesnych blockbusterów na czele z trylogią Hobbit, które rażą bardzo wyraźnie niedopracowanymi efektami komputerowymi.
Ciekawe jest to, że wraz z każdym seansem Prequel Trylogii zaczynam dostrzegać niuanse, które niwelują różne niedociągnięcia - po każdym kolejnym obejrzeniu to wszystko tak jakby zaczyna nabierać większego sensu, a to, co kiedyś irytowało, teraz staje się po prostu akceptowalne. Nie zrozumcie mnie źle - nadal dostrzegam liczne wady tych trzech filmów. Są sceny niezamierzenie komiczne (podryw na "nie lubię piasku"...), Jar Jar Binks w Mrocznym widmie irytuje, a dialogi pomiędzy Anakinem i Padme przypominają słaby fanfik (ale jak lepiej się przyjrzeć, nawet one mają sens). Sęk w tym, że zalet ma to o wiele więcej i zapewniają one sporo frajdy oraz emocji, które dla mnie są podstawą każdej części Gwiezdnych Wojen. Wyścig ścigaczy czy walka z Darthem Maulem z części 1, Bitwa o Geonosis, walki na miecze i Yoda w akcji z części 2 czy bitwa kosmiczna oraz pojedynki na miecze świetlne z części 3 to tylko kilka elementów, które nadal działają, mają w sobie tego ducha i są zgodne z przygodową ideą Sagi. Nie zapominajmy też o muzyce Johna Williamsa, który w tych trzech częściach stworzył coś fenomenalnego, na najwyższym poziomie, co znakomicie buduje klimat Gwiezdnych Wojen.
Kłopot w odbiorze Prequel Trylogii może też polegać na zbyt dużej gloryfikacji Oryginalnej Trylogii. Od lat oglądam wszystkie części minimum raz w miesiącu, więc przy różnych seansach skupiam się czasem na innych elementach, dokonując analizy i bawiąc się przy tym jak dziecko. Chodzi o to, że Oryginalna Trylogia ma masę wad oraz niedociągnięć i wcale nie odstępuje pod tym względem Prequel Trylogii. W wielu aspektach pojawiają się nawet podobieństwa, jak np. drewniany Luke Skywalker (te jego jojczenie w Nowej nadziei...) i równie sztuczny Anakin Skywalker. Czasem sobie myślę, że Hayden Christensen obejrzał Oryginalną Trylogię i zrobił wszystko, aby oddać w swojej postaci jak największe podobieństwo do filmowego syna.
Oczywiście możemy winić Stevena Spielberga, Roberta Zemeckisa i Rona Howarda za to, że nie zgodzili się wyreżyserować Mrocznego widma i namawiali Lucasa na to, by sam się tym zajął, jednak najwyraźniej George Lucas był świadomy tego, że on chce się bawić zabawkami - nie chce pisać scenariuszy i reżyserować, bo może go to przerosnąć. Jego domeną były efekty specjalne, a dzięki nim Prequel Trylogia jest dopracowana i dokonała w 1999 roku rewolucji blockbusterów, kierując je na tory, po których Hollywood jedzie do dzisiaj. Nie można negować błędów Lucasa popełnionych w scenariuszu (aż szkoda, że Lawrence Kasdan sam nie wziął go na warsztat), upraszczania historii (przemiana Anakina) i nietrafionego castingu (Natalie Portman po dzień dzisiejszy nie umie grać w blockbusterach, co pokazała w obu częściach Thora), jednak zrobił w tych filmach też wiele rzeczy dobrze, które działają, zapewniają frajdę i wspaniale uzupełniają całą historię Sagi.
Pod względem fabularnym Prequel Trylogia tak naprawdę stanowi uzupełnienie tego, co znamy z Oryginalnej Trylogii. Ma ona duży wpływ na odbiór całej Sagi, która stała się historią narodzin, upadku i odkupienia Anakina Skywalkera. Choć w wielu momentach widać niedociągnięcia i jestem ich świadomy, to cenię wszystkie sześć filmów. Nawet dostrzegłem po latach, że różne osoby powoli zaczęły się przekonywać do nowych filmów i dostrzegają ich zalety, nie dając przytłoczyć się wadom.
Rozumiem niechęć wielu widzów do Prequel Trylogii, ale trudno mi ją tak naprawdę zaakceptować. Nadal widzę w tych filmach dobre kino przygodowe z dopracowanymi efektami specjalnymi i fajnymi postaciami, ale też z wadami stawiającymi je trochę niżej niż OT. To przede wszystkim nadal są Gwiezdne Wojny, które jestem w stanie doceniać pomimo świadomości niedoskonałości. Gniew i nienawiść prowadzą na Ciemną stronę Mocy, prawda? Chyba lepiej podejść do nich otwarcie, bez skrajnych emocji, docenić to, co jest w nich dobre, i spojrzeć głębiej na niedoskonałości - może wówczas uda się zaakceptować fakt, że Prequel Trylogia to nie są takie złe filmy.
Te oczekiwania przy Przebudzeniu Mocy działają inaczej też dzięki Prequel Trylogii. Wiemy, jak wyglądają klimaty obu dostępnych trylogii oraz jak się od siebie różnią. Wydaje się, że towarzyszy widzom świadomość, że część VII siłą rzeczy będzie bliższa Oryginalnej, bo jest jej bezpośrednią kontynuacją i to pokazują zwiastuny. Jednak nadal dla wielu młodych widzów być może będzie to pierwsza styczność z Gwiezdnymi Wojnami, tak jak dla pokolenia, które oglądało w kinach Prequel Trylogię. Szkoda czasu na otwarte wyrażanie nienawiści wobec tych filmów. To nie jest zgodne z ideą Gwiezdnych Wojen. Pamiętajmy, że przecież... każde pokolenie ma własną historię, a ta idea je łączy.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat