Smoka nigdy nie zobaczyliśmy
- Wiedzieliśmy tylko, gdzie mniej więcej patrzeć, i tyle. Każdy wyobrażał go sobie po swojemu - mówi o kręceniu scen ze Smaugiem Richard Armitage, znany z roli Thorina Dębowej Tarczy z trylogii "Hobbit".
- Wiedzieliśmy tylko, gdzie mniej więcej patrzeć, i tyle. Każdy wyobrażał go sobie po swojemu - mówi o kręceniu scen ze Smaugiem Richard Armitage, znany z roli Thorina Dębowej Tarczy z trylogii "Hobbit".
Richard Armitage znany jest szczególnie ze swojej pracy w telewizji. Wystąpił m.in. w serialach Spooks, Strike Back i Robin Hood. Z gwiazdą "Hobbita" rozmawialiśmy podczas europejskiej premiery Pustkowia Smauga w Berlinie. Na ekrany polskich kin film wejdzie oficjalnie w piątek 27 grudnia (24 grudnia rozpoczęły się pokazy przedpremierowe).
KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Ile masz wzrostu?
RICHARD ARMITAGE: 189 cm. A Thorin ma niewiele ponad półtora metra. Spora różnica. To ciekawe, bo przecież zwykle ludzie pracujący przy filmach dzięki temu wydają się znacznie więksi niż są naprawdę. Gdy kamera zaczyna pracować, my, aktorzy, przestajemy wyglądać jak bawiące się dzieci, a zaczynamy jak wojownicy. Tym większym wyzwaniem jest pokazanie siły i ego krasnoludów przy tak mizernym wzroście.
Thorin to postać mocna, intensywna...
Jest naprawdę skomplikowany. Czuje na sobie ciężar wielkiej odpowiedzialności za los krasnoludów. Jeśli przegra – nikt go już nie zastąpi. To wielka presja.
Czy to nie przysłania mu potrzeb innych ludzi, innych bohaterów?
Pewnie trochę tak. To jego wielka ambicja – odbudować królestwo. Wydaje mu się, że jest altruistą, ale im bliżej do złota, tym rzecz staje się bardziej osobista. Zaczyna sobie uświadamiać, że przecież gdy odzyska królestwo, pojawi się wielu chętnych na zgromadzone złoto...
Jak przygotowywałeś się do bycia krasnoludem?
Mieliśmy osiem tygodni treningu krasnoludów. Ostry fizyczny wysiłek i długie rozmowy o tym, jak pokazać ich fizyczność. Są przecież od ludzi ciężsi, mają niżej położony środek ciężkości, dzięki czemu wyglądają stabilniej. Ćwiczyliśmy więc na siłowni, jeździliśmy konno, trenowaliśmy łucznictwo. Nawet trenowaliśmy wymowę krasnoludów, jak różnić się powinny akcenty poszczególnych klanów.
Większość krasnoludów schowana jest pod sporą ilością charakteryzacji, brodami, wąsami itp. Często trudno ich pod tym wszystkim rozpoznać. Jak to wpływa na ego aktora?
Jeśli aktor ma ego, to pewnie nie najlepiej... Tak czasem bywa, zwłaszcza jeśli gra się w fabułach fantastycznych. Ale w końcu to część tego zawodu – stać się kimś innym, inaczej wyglądać, poruszać się, mówić. To wyzwanie, a nie kłopot.
Wśród fanów fantastyki jest sporo pasjonatów krasnoludów, badaczy ich rozmaitych wersji, zwyczajów, najsłynniejszych historii. Na ile weszliście w to, przygotowując się do filmu?
Podczas wstępnej przedprodukcji naprawdę mocno zagłębiliśmy się w temat. Mam wrażenie, że to jedna z pasji Petera Jacksona. Tak samo jak przy elfach - najpierw zgłębić daną kulturę, zanim zacznie się opowiadać o niej historię. Zgłębialiśmy więc wszystko: od detali stroju, przez sposoby walki, po wymowę i dialekty.
Co dla ciebie było najciekawszym wyzwaniem w środkowej części trylogii?
Myślę, że finałowa walka ze smokiem. Pewnie dlatego, że nigdy go nie zobaczyliśmy. Był bardzo skomplikowanym efektem specjalnym, stąd nigdy nic nam nie pokazano na planie. To był czysty greenbox. Słyszeliśmy tylko: "Używajcie swojej wyobraźni, a chłopaki od efektów później wstawią smoka gdzie trzeba". Wiedzieliśmy tylko, gdzie mniej więcej patrzeć - i tyle. Każdy wyobrażał go sobie po swojemu. I to dobrze, bo przecież każdy z nas nosił w sobie swojego smoka. Przed laty, gdy pierwszy raz czytałem Hobbita, wymyśliłem, jak Smaug dla mnie wygląda i tego się trzymałem.
A czy możesz coś opowiedzieć o walce z pająkami?
Są wielkie, szybkie i pełne jadu, więc walka nie jest łatwa... A na planie - to była inna walka niż ze smokiem. Tam wszystko było kwestią wyobraźni, a tu mieliśmy pajęcze sieci, czasem nawet jakąś pajęczą nogę w dłoni. Czasem też walczyłeś z niczym, ze swą wyobraźnią, ale powiedzmy, że przy co drugim ujęciu było na czym zawiesić wzrok.
Czy łatwo jest pożegnać się z postacią, którą odgrywa się przez tyle miesięcy zdjęć?
Oczywiście, że nie. Ale też nie mogę się tak całkiem żegnać z Thorinem. Przecież wracamy do Nowej Zelandii na kolejne dokrętki, więc jeszcze go potrzebuję. Nawet na takie spotkania z dziennikarzami, jak to, muszę trzymać Thorina w sobie.
Grywasz sporo w serialach. Czy nie uważasz, że dziś poukładane w serie hollywoodzkie blockbustery przypominają coraz bardziej seriale?
Trochę tak, ale w tym wypadku mamy tak naprawdę jedną opowieść w trzech częściach. Ale fajnie jest zagrać w kinie postać, która w trakcie opowieści zmienia się, ewoluuje. Pod tym względem to faktycznie zaczyna przypominać seriale.
W "Hobbicie" gra wielu aktorów dotąd znanych przede wszystkim z telewizji. Czy to podobna praca, czy są jakieś różnice?
Pracujemy w ten sam sposób, tak samo przygotowujemy się do roli, niezależnie czy to praca dla telewizji, teatru czy kina. Najważniejsza różnica to to, że przy filmie mamy znacznie więcej czasu. Bo to przedsięwzięcie, w którym jest znacznie więcej pieniędzy. A pieniądze po prostu kupują ci więcej czasu. Możesz próbować, eksperymentować, robić kilka wersji. To zdecydowanie najdroższy projekt, przy którym miałem okazję pracować. I widać to wszędzie - od dopracowania detali, po rozmach postprodukcji. W telewizji na wiele z tych rzeczy nie możesz sobie pozwolić, bo nie ma na to czasu ani pieniędzy.
Jak pracowało ci się z Peterem Jacksonem?
Jak już mówiłem, nigdy nie pracowałem w produkcji tworzonej z takim rozmachem. A ten rozmach to właśnie on – to jeden z niewielu ludzi na świecie pracujących na taką skalę. I tak naprawdę ściga się przecież z samym sobą, bo przecież dla niego odnośnikiem jest własna poprzednia trylogia, "Władca Pierścieni". Na planie to wspaniały współpracownik, zawsze świetnie przygotowany. Mam wrażenie, że jego podejście do Tolkiena (zwłaszcza w tej części) przypomina świetnego muzyka jazzowego, który gra jakiś klasyczny standard i rozwija go na swój sposób.
Czy czujecie presję? Rozmawiamy w dzień europejskiej premiery filmu i wczoraj wieczorem widziałem przed kinem, w którym się ona odbędzie, mnóstwo fanów. Czekali przy barierkach. Na was. Jest grudzień, pada, a oni już dobę wcześniej czekają. Z parasolami, otuleni w śpiwory. To wielka odpowiedzialność.
Tak, czuję ją. Od momentu, gdy zaczęliśmy zdjęcia. Już wtedy gdzieś jakoś mieliśmy świadomość, że nadejdzie ten dzień i że oni będą czekać pod parasolami, więc daliśmy z siebie naprawdę wszystko.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat