W głowie się nie mieści #2: O genialnej promocji Deadpoola
Dziś zatrważająca, mrożąca krew w żyłach historia. Historia tego, jak zostałem porwany, przemielony przez system i przekonany do obcych mi wartości. W skrócie - opowiem o genialnej promocji Deadpoola.
Dziś zatrważająca, mrożąca krew w żyłach historia. Historia tego, jak zostałem porwany, przemielony przez system i przekonany do obcych mi wartości. W skrócie - opowiem o genialnej promocji Deadpoola.
Jeśli chodzi o produkcje superbohaterskie, to hierarchia u mnie rozkłada się bardzo prosto. Najpierw jest DC, choć obawy o to, czy Batman v Superman: Dawn of Justice okaże się hitem lub kitem, są naprawdę spore. Na drugim miejscu jest seria X-Men - ze względu na obsadę, którą można obłożyć wszystkie blockbustery roku. Gdzieś tam niżej majaczą sobie produkcje Marvela ze stajni Disneya – czekam na nie, do kina pójdę, ale nie należę do fanów. Gdyby jednak ktoś rok temu powiedział, że najbardziej oczekiwanym przeze mnie filmem będzie spin-off jednej z najgorszych produkcji tego rodzaju, odesłałbym do lekarza, takiego od głowy. Ale najwyraźniej to ja muszę się udać na leczenie, bo w ciągu kilku miesięcy uzależniłem się i mój apetyt nie zostanie zaspokojony, póki nie obejrzę Deadpool.
Zobacz także: Deadpool i piłkarze Manchesteru United
Sęk w tym, że X-Men Origins: Wolverine nie widziałem, o Deadpoolu usłyszałem tylko przy okazji grania w jakąś podrzędną gierkę na Xboksie 360 lata temu, a Ryan Reynolds kojarzy się albo z fatalnymi rolami w tego rodzaju filmach, albo z komediami romantycznymi. Czy jakakolwiek informacja na temat tego filmu może zmienić moje zdanie? No nie! A przynajmniej tak mi się wydawało…
Nie ruszał mnie ani wyciek testowej animacji z dubbingiem Reynoldsa, ani zapowiedź, że film rzeczywiście jest w produkcji. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy aktor wrzucił na Twittera zdjęcie w kostiumie, które wyraźnie inspirowane jest słynnym zdjęciem nagiego Burta Reynoldsa na niedźwiedziej skórze. Do tego kolejne metanawiązanie w postaci parafrazy sloganu ze Spider-Mana i moja uwaga zaczęła coraz bardziej skupiać się na bohaterze w czerwonym stroju – kampania zaczęła się w sposób zabawny, subtelny i mało inwazyjny. Coś, czego bym się nie spodziewał po produkcji superbohaterskiej.
Zobacz także: Deadpool parodiuje Z Archiwum X
Od czasu zapowiedzi filmu najważniejszą kwestią było to, jaką kategorię wiekową otrzyma Deadpool. Wszyscy wiedzą, jak okrutną instytucją jest sekta zwana MPAA, często decydująca o być albo nie być danego filmu. Dla niektórych literka „R” brzmi jak wyrok. Na szczęście nie dla twórców Deadpoola, którzy od początku celowali w brutalność, nagość i przekleństwa. Spece od promocji doskonale zdawali sobie z tego sprawę, więc ogłoszenie kategorii wiekowej musiało być wyjątkowym wydarzeniem. Tak też się stało – idealnie na Prima Aprilis.
Najlepsze miało jednak nadejść. Okazało się, że promocja Deadpoola będzie dokładnie taka jak jego bohater – bezczelna, wulgarna, zabawna i jakimś cudem wchodząca w tak wysokie rejestry, że nazywanie tej kampanii wyrafinowaną wcale nie jest parabolą. Punktem wyjścia była oczywiście podstawowa cecha głównego bohatera, znana już z komiksów, czyli świadomość swojej medialności. Tak więc Deadpool, świadomy tego, że jest filmowym bohaterem, równie dobrze może sam reklamować swój film. W czasie, gdy Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy promowane były kolejnymi nowymi scenami lub po prostu różnie zmontowanymi tymi samymi fragmentami, Ryan Reynolds / Deadpool mógł stanąć przed kamerą, obrazić kilku ludzi i poinformować o możliwości dowiedzenia się czegoś więcej o nadchodzącym filmie. A dostaje się wszystkim – studiu, które spi*****iło wcześniejszą produkcję Deadpoola, Hugh Jackmanowi, Reynoldsonowi, Brazylijczykom, Australijczykom, Kanadyjczykom… Moim absolutnym faworytem jest zapowiedź Comic-Con Experience w Sao Paulo. Prosta, wulgarna, zabawna zajawka, wyraźnie stworzona, by promować nie tak znowu popularne wydarzenie, lecz z pasją i wdziękiem. W tle pali się kominek, Deadpool nonszalancko siedzi na stole bilardowym i w ciągu trzydziestu sekund obraża kilkakrotnie portugalskojęzycznych przyjaciół. Me gusta!
Okazji, by bezczelny superbohater pojawił się znów na naszych ekranach, było mnóstwo – bo było przecież Halloween, 12 przedświątecznych dni zapowiadających finałowy zwiastun (codziennie na różnych popularnych portalach pojawiały się ekskluzywne materiały z filmu) i oczywiście Walentynki. Pomysł, by promować Deadpoola jako idealny film dla zakochanych, to nie tyle strzał w dziesiątkę, co absolutny marketingowy geniusz. Pojawiły się wiec banery i krótkie zwiastuny w odrobinę innym klimacie. Jeżeli choć procent potencjalnej widowni da się nabrać na ten pomysł, to pomysłodawca powinien być ozłocony, choć domyślam się, że korki od szampanów strzelały już w momencie zaproponowania takiego rodzaju promocji.
Nareszcie nadszedł długo oczekiwany zwiastun i jeszcze bardziej podsycił oczekiwania. Otrzymaliśmy zresztą bardzo podobny schemat, znany już z pierwszego trailera, czyli ekspozycję głównego bohatera, nieudany eksperyment, próbę zemsty, żarciki i powtarzany w każdej zajawce utwór X Gon Give It To Ya DMXa. Zobaczyliśmy także kilka nowych scen, sporo brutalnych momentów i parę niewybrednych żartów, w tym zabawne i błyskotliwe „nie połykaj”. Zresztą tych seksualnych nawiązań z czasem było coraz więcej i w dużej mierze ostatnia faza promocji właśnie tej sfery dotyczy – być może spece od marketingu woleli wpierw wybadać grunt, by można było pobawić się formą. Lecz z drugiej strony dostajemy także poradniki wykrywania nowotworów jąder i piersi, które niby wpisują się w ten temat, a jednak stają się ciekawą, misyjną wersją promocji.
W międzyczasie pojawiały się plakaty, jedne lepsze, drugie trochę mniej interesujące, jak ten na dzień swetra. Z reguły jednak każdy poster jest pomysłowy, zabawny i ładny. Jednym z moich ulubionych jest ten z pistoletem przy kroczu, aczkolwiek ten najczęściej wiszący w kinach jest kwintesencją całej kampanii. Seksowna, choć niespotykana często wśród mężczyzn poza Deadpoola, który na plecach ma kolorowy tornister. Do tego tagline „Bad ass. Smart ass. Great ass”. Nawet najstarszym filozofom nie śniło się, że na polskim gruncie poster ten sprawdzi się równie dobrze – ludzie z Imperial Cinepix przetłumaczyli hasło jako „Cwaniaczek. Przyjemniaczek. Przystojniaczek.”. Chapeau bas, panie i panowie, chapeau bas!
Na uwagę zasługuje także jednodniowa akcja w mediach społecznościowych – głupiutka, zabawna, błyskotliwa zabawa w rebus, w ramach której internauci mieli rozszyfrować tytuł ukryty wśród bardzo łatwych do rozpoznania obrazków. Odpowiedź powinna być tylko jedna – Deadpool. Hm, no właśnie nie…
A wiecie, co jest najciekawsze? Że przy masie dostępnych materiałów o samym filmie wiemy tyle, co pół roku temu. Tak intensywna kampania, tak szeroko zakrojone przedsięwzięcie pełne plakatów i klipów nie bawi się kolejnymi scenami, lecz ich klimatem i ponowną interpretacją. Nie wiem więcej i nie chcę wiedzieć, bo nie kupuję w przedsprzedaży biletów na Deadpoola w imaksie po to, by poznać fabułę, lecz dla postaci, która została zaprezentowana w wybitny sposób. Z osoby, która o Deadpoolu wiedziała tyle co nic, stałem się wielkim fanem, dalej nie mając większej z nią styczności, na pewno nie większej niż wielu z Was. I nawet jeśli film nie okaże się choć w połowie tak dobry jak jego promocja, to nie będę mieć nikomu za złe – bo to, co się uśmiałem przez te ostatnie pół roku, to moje.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat