„12 małp”: sezon 1, odcinek 10 – recenzja
Serial "12 małp" wkracza w decydująca fazę 1. sezonu, a wyścig z czasem w celu powstrzymania końca świata staje się coraz bardziej emocjonujący.
Serial "12 małp" wkracza w decydująca fazę 1. sezonu, a wyścig z czasem w celu powstrzymania końca świata staje się coraz bardziej emocjonujący.
„12 Monkeys” wykorzystuje znakomicie fakt, że jest nowym serialem, może szukać różnych rozwiązań w opowiadaniu historii i bawić się z widzem, przedstawiając coraz to oryginalniejsze pomysły. I to wyróżnia produkcję Syfy na tle masy innych debiutantów – tutaj nie ustala się pewnego schematu w pierwszych kilku odcinkach i potem według niego podąża. Twórcy nie boją się zmian i burzenia status quo, dzięki czemu nie zaznamy tu stagnacji, wciąż odkrywając coś świeżego w każdej kolejnej odsłonie.
W „Divine Move” dochodzi do przełomu w wątku relacji Cole’a z Ramsem. Do tej pory byli najlepszymi przyjaciółmi i byli gotowi dla siebie zginąć. Tymczasem szykuje się tu prawdziwy obrót o 180 stopni, a panowie mogą w końcówce tej serii (i być może w następnych) stać się śmiertelnymi wrogami.
Powiem szczerze, że gdy Jose znalazł nagle swoją dawną miłość i odkrył, że ma syna, zapachniało mi to trochę telenowelą. Jednak dalszy rozwój tej linii fabularnej wyprowadził mnie z błędu. Bohater odkrył, że w świecie zdziesiątkowanym przez wirus posiada rodzinę i ma kogo chronić. Cole i misja momentalnie straciły na wartości i liczyło się tylko bezpieczeństwo jego bliskich. Ale musiał on zdawać sobie sprawę, że desperacja Jones jest równie silna. W tym pojedynku ktoś musiał ucierpieć. I oto nagle dochodzi do sytuacji, w której poboczna postać drugoplanowa staje się jednym z najważniejszych elementów dalszych wydarzeń, a podróżników w czasie mamy już dwóch. Jeszcze w pilocie postać grana przez Żeljko Ivanka (oj, jak miło, że pojawi się tutaj znów) dała nam sygnał, że historia Cole’a zaprowadzi go do roku 1987, i ten moment właśnie nadszedł. Jest tam jednak również Ramse.
[video-browser playlist="675609" suggest=""]
Ileż wspaniałych furtek otworzyli sobie twórcy tym znakomitym ruchem! Jose nie można namierzyć, więc jego wycieczka w przeszłość jest w jedną stronę. Wkleił się więc w tamtejszą linię czasową i będzie mógł ją modyfikować. Wiemy, że zaprzyjaźni się z Jennifer Goines, i możemy spekulować, że to on jest tajemniczym Świadkiem. Jak dobrze, że Syfy zamówiło 2. sezon, bo choć to produkcja stricte rozrywkowa, to ma tak niesamowity potencjał, że chęć odpalenia następnego odcinka po każdym seansie jest przeogromna.
To Ramse był gwiazdą „Divine Move”. Cole i Cassie nie mieli zbyt wiele do roboty, ale w ich wątkach także pojawiły się nowe elementy. Choćby kolejny strzępek męczących Jamesa wizji został ujawniony – rozbita szklanka mleka, mały chłopiec, potencjalne morderstwo i jak się okazuje - również dr Riley. Tak, ona też tam była. No i znów mamy kolor czerwony - po odcinku „Red Forest” trzeba na niego zwracać uwagę. Tym razem, gdy Cole znika w restauracji, pobliska roślinka zmienia kolor. Jakie to ma znaczenie? Pewnie dowiemy się wkrótce.
Czytaj również: Powstanie serial na podstawie filmu „Nieustraszeni bracia Grimm”
„12 Monkeys” wciąż ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Serial potrafi co tydzień zaskoczyć, serwując przy tym niezwykle intrygującą opowieść. Do końca 1. serii pozostały tylko 3 odcinki, a protagoniści są zdania, że w Tokio w roku 1987 dojdzie do ostatecznego starcia z Armią 12 Małp i stłamszenia ich apokaliptycznych planów. Prawa telewizji każą sądzić, że im się nie uda, ale z całą pewnością będzie się działo!
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat