„12 małp”: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
5. odcinek "12 małp" wyraźnie miesza w opowieści, oferując kilka solidnych zwrotów akcji zmieniających wydźwięk całej historii.
5. odcinek "12 małp" wyraźnie miesza w opowieści, oferując kilka solidnych zwrotów akcji zmieniających wydźwięk całej historii.
"12 małp" ("12 Monkeys") ukazało w 5. odcinku kilka przełomowych wydarzeń, które pozwalają lepiej zrozumieć bohaterów i poczuć klimat oraz jeszcze bardziej zaznaczają inny kierunek rozwoju fabuły niż ten, który mogliśmy oglądać w filmowym pierwowzorze.
W centrum znajduje się oczekiwane dotarcie do Nocnego Pokoju, w którym skrywany jest wirus odpowiedzialny za wyniszczenie ludzkości. Twórcy serwują zwroty akcji oraz kilka ważnych dla fabuły wydarzeń, które wspaniale rozbudowują historię. Istotne tutaj są tak naprawdę dwie sprawy. Z jednej strony mamy opowieść Cole'a (Aaron Stanford) o tym, jakie winy próbuje odkupić tą misją. I to jest trochę rozczarowujące, bo ja w jego opowieści nie czuję ani winy, ani wyraźnego zła w tym, co zrobił. Po prostu w tym zdarzeniu nie było nic tak drastycznie złego, co mogłoby usprawiedliwiać obecne zachowanie Cole'a. Jego działanie było zbyt usprawiedliwione i niekoniecznie tak nikczemne, jak się mu wydaje. Tutaj widz powinien poczuć odrazę i zrozumienie, a po jego opowieści pozostaje jedynie obojętność. Z drugiej strony mamy motyw ciała będącego źródłem wirusa - arcyciekawy, z dużym potencjałem rozwoju i dość wyraźną sugestią. Chyba każdy zauważył, jak Cole poczuł się w pobliżu trupa i co to może oznaczać... Idzie to w naprawdę dobrym kierunku.
[video-browser playlist="662097" suggest=""]
W wątku Nocnego Pokoju brylują dwie postacie - i nie są to wcale główni bohaterowie, którzy trochę bledną przy bardziej wyrazistych personach. Pierwsze skrzypce ponownie odgrywa Emily Hampshire, która w roli Jennifer Goines potrafi zachwycić, przyciągając uwagę widza i pobudzić jego ciekawość. Hampshire wyśmienicie sprawdza się w tej roli, wprowadzając trochę nieprzewidywalności. Dobrze wtóruje jej Tom Noonan jako siepacz Armii 12 Małp. Szalony i szalenie groźny w swoim spokoju momentalnie przyciąga uwagę i buduje wyśmienitą atmosferę. Tutaj nie interesują sceny Cole'a i Cassandry - ważny jest intrygujący pojedynek Jennifer i Bladego Mężczyzny. Rozegrano to ładnie, ciekawie i pomysłowo.
Po raz kolejny historia osadzona w 2043 roku odgrywa bardzo ważną rolę, potęgując wrażenie tego, że tak naprawdę oglądamy dwa seriale w jednym. Najciekawiej wypada motyw Jones (Barbara Sukova), której wątek rzuca kompletnie inne światło na ten świat oraz całą misję. Mimo wszystko trudno było oczekiwać, że motyw ten zostanie rozwinięty i to w takim kierunku, a udaje się to zrobić rozsądnie i przede wszystkim ciekawie, bo pokazuje postać, która dotąd stała trochę w tle, z innej perspektywy. Pozostaje pytanie, czego jeszcze o niej nie wiemy. Te całe legendy o niej mogą być czymś więcej, niż na razie nam ujawniono.
Czytaj również: „12 małp” – twórcy opowiadają o nadchodzących odcinkach
Kwintesencją tego, jak dobry to odcinek, jest cliffhanger, który pokazuje, że cała teoria resetowania przyszłości zostaje tak naprawdę wyrzucona do kosza. Coś zmieniło się w 2043 roku - nie do końca wiadomo co, ale twórcy przedstawili to w takiej formie, że mam wielką ochotę poznać odpowiedź na to pytanie. Czyż nie o to chodzi w dobrym cliffhangerze?
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat