W serialach - na pewno. Po dość monotematycznym odcinku, Jednostka 19 powoli wraca do nieco bardziej zróżnicowanej akcji. Co prawda bohaterowie dalej są podzieleni na mniejsze grupy i ich wątki nie łączą się ze sobą, nie mniej jednak tym razem łatwiej o poczucie jedności wśród bohaterów. Od tego typu serialu oczekuje się współpracy i dobrze zorganizowanej ekipy. Zwłaszcza jeśli mowa o strażakach. Dlatego w ogólnym rozrachunku ten odcinek może się podobać, nawet mimo kilku słabszych momentów. A do tych spokojnie można zaliczyć cały wątek Deana i jego rodzinnej kolacji. Jest najsłabszym punktem odcinka i nie wnosi zbyt wiele do całości. Wydaje się być przerywnikiem pomiędzy bardziej wymagającymi fragmentami, a i tak nie wnosi nic nowego. Pomysł z rodzinną konfrontacją nie jest ani nowatorski, ani zrealizowany na najwyższym poziomie. Nie dzieje się tam nic, czego nie widzieliśmy już w telewizji, ani nic, czego by nam brakowało. Co prawda może i pokazuje rzeczywistość strażaków poza ich życiem zawodowym, ale z drugiej strony nie jest to aż tak angażujące. O Deanie i jego rodzinie zapomina się szybko, z łatwością skupia się na innych wątkach. Na szczęście jest ich kilka i to dzięki nim odcinek nie jest całkowitą katastrofą. Przede wszystkim do remizy trafia niemowlę, porzucone przez zdesperowanego rodzica. Dziecko w torbie wiąże się z kilkoma zabawnymi sytuacjami, zwłaszcza ze strony Andy i Mai. Co ciekawe serial próbuje łamać stereotypy dotyczące kobiet i dzieci. Okazuje się, że bohaterki serialu nie do końca odnajdują się w towarzystwie niemowląt, a ich awersja wobec dzieci wydaje się być aż nadto przerysowana. Trochę brakuje mi tutaj wypośrodkowania reakcji. Ukazywanie skrajnej postawy wobec noworodka sprawia, że bohaterowie serialu wbrew oczekiwaniom wychodzą płasko i bez głębi postaci. Ponownie też ukazuje się ich emocjonalną stronę, a nie zawodowe kwalifikacje. Nie do końca widać tutaj procedury, czy nawet po prostu szerszy Wydaje się, że twórcy serialu nie do końca sami wiedzą jakich bohaterów chcą mieć we własnej produkcji. Trzymają ich w zawieszeniu pomiędzy tym, co w teorii dyktuje im zawód, a tym co dobrze oglądałoby się w telewizji. Brakuje tutaj jednego głosu i pomysłu na bohaterów. To, co przyciąga największą uwagę, jest historia nastolatki, która wjechała samochodem w garaż remizy. Chcąc ratować matkę, Ellie powoduje wypadek, uszkadzając samochód i budynek remizy. Trochę abstrakcyjny pomysł, ale za to rewelacyjnie się go ogląda. Jest tutaj wszystko, czego można oczekiwać od strażaków. Nie ma znaczenia, czy mowa o akcji ratowniczej, wsparciu psychologicznym, czy naprawianiu szkód. Ciężki stan matki zostaje opanowany dzięki medycznym zdolnościom Warrena. Jakby tego było mało, dochodzi do wybuchu, który niszczy pół remizy i dopiero teraz strażacy w pełni mogą się wykazać na czym tak naprawdę opiera się ich zawód. A jeśli tego jeszcze byłoby mało dla wielbicieli akcji, to również i córka dostaje ataku spowodowanego niedocukrzeniem. Wszystko razem splata się w skomplikowaną, ale nad wyraz przyjemną dla widza, całość. To właśnie tego brakowało ostatnimi czasy w serialu. Tego zaskoczenia, pośpiechu, szybkich reakcji, nieprzewidzianych zwrotów akcji. Brakowało tutaj adrenaliny, którą powinniśmy czuć razem ze strażakami. Dlatego tym większe wrażenie robi, kiedy w końcu się pojawia. Dodatkowo odcinek obfituje w kilka romansowych elementów, podczas których Ripley i Victoria zderzają się z tymi samymi co zawsze przeszkodami, jakie można znaleźć w związku szefa z podwładną. Co ciekawe romans Jacka i Mai w dalszym ciągu jest na tapecie. Ciekawe na jak długo i czy skończy się w podobny sposób jak ten z Andy? Mam nadzieję, że chociaż tym razem twórcy wysilą się na nieco więcej oryginalności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj