American Crime: sezon 2, odcinek 1 i 2 – recenzja
American Crime już w pierwszym sezonie zachwycało świetnym podejściem do poruszania trudnych tematów i ciekawym sposobem na opowiadanie o ludzkich emocjach. Chociaż w nowej odsłonie serial powraca z zupełnie inną historią, te najważniejsze elementy nadal są na właściwym miejscu.
American Crime już w pierwszym sezonie zachwycało świetnym podejściem do poruszania trudnych tematów i ciekawym sposobem na opowiadanie o ludzkich emocjach. Chociaż w nowej odsłonie serial powraca z zupełnie inną historią, te najważniejsze elementy nadal są na właściwym miejscu.
American Crime to antologia, każdy sezon jest więc zupełnie inną zamkniętą opowieścią. Chociaż fabularnie nie łączy ich nic, to obie odsłony mają jedną poważną cechę wspólną: ci sami aktorzy wcielają się w zupełnie nowe i zupełnie różne role. Taki zabieg może się kojarzyć z innym serialem, o podobnej nazwie, a mianowicie American Horror Story, jednak próżno doszukiwać się tu podobieństw. W przypadku American Crime trudno budować teorie wokół tego, jak kolejne sezony i postacie mogą się ze sobą łączyć. W tej produkcji od samego początku wiadomo, że z poprzednią odsłoną nie ma ona nic wspólnego.
Może nie do końca od samego początku, bo pierwszy odcinek drugiego sezonu zaczyna się podobne do odcinka pilotażowego – telefonem na policję. Fabuła skupia się tutaj na losach siedemnastoletniego Taylora. Chociaż chłopak pochodzi z biednej rodziny, dzięki otrzymywanemu stypendium uczęszcza do prywatnej szkoły. Jak zatem można się domyślać, nie jest mu tam łatwo – nie pasuje do rówieśników, nie jeździ drogim samochodem, jego rodzina nie jest dobrze sytuowana. Wspólnie ze swoją dziewczyną, Taylor, zostaje zaproszony na imprezę szkolnej drużyny koszykówki, jednak nie przebiega ona tak, jak mógłby się tego spodziewać. Urywa mu się film i nie pamięta nic do czasu, aż koledzy zaczynają przesyłać sobie kompromitujące go zdjęcia. Wtedy to chłopak przyznaje się przed matką, że prawdopodobnie został przez nich zgwałcony.
American Crime w pierwszej odsłonie podejmowało problem rasizmu, religii i podziałów rasowych wśród amerykańskiego społeczeństwa. W drugim serial również nie boi się odważnych i niewygodnych tematów. Tym razem John Ridley bierze na warsztat przemoc na tle seksualnym, amerykański system szkolnictwa i wszechobecne w nim nierówności. Po raz kolejny opowiadana przez niego historia jest sposobem na zwrócenie uwagi na poważne problemy i wytknięcie istotnych błędów.
Chociaż fabuła przeniosła się z Modesto do Indianapolis, to sposób jej opowiadania nie zmienił się. Ridley nadal pokazuje nam całą historię niespiesznie, powoli budując napięcie i ujawniając kolejne szczegóły. Ponownie często wykorzystuje też przeskakiwanie pomiędzy dalekimi i bliskimi kadrami, pokazując w ten sposób, jak niezwykle ważne są w American Crime ludzkie emocje. Czasem, by zrozumieć czyjeś intencje, nie potrzeba słów - wystarczy przyjrzeć się jego zachowaniu, mimice i gestom.
Podobnie jak w pierwszej odsłonie ciekawie stworzeni są prezentowani bohaterowie. Na pierwszy rzut oka nie ma tu nikogo, kogo moglibyśmy od samego początku polubić. Nawet walcząca o sprawiedliwość dla syna matka nie jest tu postacią jednoznaczną, której kibicuje się już na starcie. W American Crime każdy ma swoją ciemniejszą stronę, jakąś dramatyczną historię ukrytą gdzieś głęboko, a chociaż serial nie opowiada tego otwarcie, czuje się to w tych postaciach, przez co też nie można się do nich od razu przekonać.
American Crime powraca w naprawdę świetnym stylu, jeszcze raz fundując nam sezon pełen emocji, niuansów i niedopowiedzeń, wciągający widza od samego początku i poruszający tematykę, o jakiej nie każdy odważyłby się mówić.
Poznaj recenzenta
Monika RorógDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat