Annabelle: Narodziny zła – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 11 sierpnia 2017Laleczka Annabelle nadal straszy i robi to w dobrym stylu.
Laleczka Annabelle nadal straszy i robi to w dobrym stylu.
Kilka lat po tragicznej śmierci córki lalkarz Samuel Mullins (Anthony LaPaglia) i jego żona Esther (Miranda Otto) przyjmują pod swój dach dziewczynki z sierocińca oraz opiekującą się nimi zakonnicę Charlotte (Stephanie Sigman). Przestronny dom, który ma być dla nich kawałkiem nieba na ziemi, szybko staje się śmiertelną pułapką. Wszystko przez zło kryjące się w upiornie wyglądającej laleczce o imieniu Annabelle.
David F. Sandberg wyszedł ze słusznego założenia, że dobremu horrorowi z 2014 roku przyda się równie ciekawy prequel. W końcu każdy chce się dowiedzieć, jaka tragedia kryje się za powstaniem opętanej lalki. Kim jest tytułowa Annabelle i dlaczego jej duch został wezwany do nas z zaświatów. Za odpowiedzi na te pytania odpowiedzialny jest Gary Dauberman, autor oryginału. Historia, jaką wymyślił, jest spójna i powinna zadowolić wszystkich fanów. Zresztą scenarzysta już pracuje nad spin-offem zatytułowanym The Nun, który do kin ma trafić już w przyszłym roku.
Film rozpoczyna się od scen sielanki. Na pierwszym planie mamy uśmiechniętą rodzinę, której niczego nie brakuje. Nagle dochodzi do tragicznego wypadku i fabuła przeskakuje o 12 lat do przodu. Do domu przepełnionego bólem i smutkiem wprowadza się sześć sierot. Czemu małżeństwo pogrążone w rozpaczy przygarnia dziewczynki? To jest sedno całej produkcji. David F. Sandberg świetnie buduje napięcie. Nie uderza nas grozą już w pierwszej minucie, ale spokojnie czeka, by za pomocą świetnej muzyki Benjamina Wallfischa, powoli podbijać atmosferę. Pod skórą czujemy zbliżające się niebezpieczeństwo, choć jeszcze nie wiemy, co nim jest. Czy zagrożeniem może być snujący się po domu bez życia Pan Mullins? A może jego małżonka, która nie opuszcza swojego pokoju ? Reżyser zostawia widzowi wiele tropów. Oczywiście wszystko, co złe, dzieje się po zachodzie słońca, gdy posiadłość ogarnia mrok. Skrzypiące podłogi, uderzające pod wpływem wiatru okiennice czy otwierające się drzwi to oczywiście najprostsze efekty mające wystraszyć widza, jednak zostały wkomponowane w całą opowieść z wielkim wyczuciem.
Duża w tym zasługa obsady, która w żadnym momencie nie przekombinowała swoich scen. Widz bez problemu kupuje ich przerażenie. Największe słowa uznania należą się młodziutkiej Talithan Bateman, czyli filmowej Janice. Z grupki dziewcząt to ona wybija się na pierwszy plan. Widz widzi jej niedolę, zwłaszcza że dodatkowo została obarczona niepełnosprawnością. Tym bardziej mamy nadzieję, że spotka ją szczęśliwe zakończenie. Czy jednak w horrorze można mówić o jakimkolwiek happy endzie? Ciekawie prezentuje się także Anthony LaPaglia jako pogrążony w rozpaczy ojciec, którego intencje względem dziewczynek nie są na początku takie oczywiste.
Annabelle: Creation to produkcja złożona ze schematów, ale poukładanych tak dobrze, że pomimo uczucia oglądania czegoś znajomego, nie jesteśmy w stanie oderwać wzroku od ekranu. Ten film przyciąga i hipnotyzuje. Jest to horror z klimatem znanym sprzed lat. Taka stara dobra szkoła filmowa tego gatunku.
Film Sandberga świetnie też komponuje się z pierwszą odsłoną o Annabelle, dzięki czemu, jak w przypadku Saw, możemy te produkcje oglądać ciągiem, mając wrażenie, że oglądamy jeden długi film podzielony na dwa akty.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat