Batman Death Metal. Tom 3 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 23 marca 2022Batman Death Metal. Tom 3 to kolejna magnetyczna w wydźwięku podróż po mrocznych rejonach multiwersum DC. Recenzujemy nową odsłonę serii.
Batman Death Metal. Tom 3 to kolejna magnetyczna w wydźwięku podróż po mrocznych rejonach multiwersum DC. Recenzujemy nową odsłonę serii.
Właśnie wydany na polskim rynku Batman Metal. Batman Death Metal. Tom 3 to przedziwny komiks; właściwie nie pomylą się specjalnie ci z Was, którzy kolokwialnie określą go mianem popkulturowych "cudów na kiju". Scenarzyści wchodzących w skład albumu historii, czyli Scott Snyder, Joshua Williamson i James Tynion IV, dają tu prawdziwy popis swojej kreatywności artystycznej, serwując czytelnikom całą sieć koncepcji, która bez cienia wątpliwości będzie dzielić w odbiorze. Z jednej więc strony recenzowany tom jawi się jako przystanek w drodze do finału opowieści czy swoiste przegrupowanie sił, z drugiej znajdziemy w nim mnóstwo wątków, które zaświadczają, że twórcy nieustannie stawiają na fabularną jazdę bez trzymanki. Nie zmienia to faktu, że nawet mając pełną świadomość hermetyczności przekazu, nie tak znowu mała część z Was będzie koncepcjami autorów zachwycona. Rzeczywistość Death Metalu staje się przecież coraz gęstsza i mroczniejsza, a w obliczu nadchodzącej zagłady herosi i inne postacie mają zaskakująco sporo czasu na inteligentne potyczki słowne, w które wpleciono zresztą pokaźną ilość humoru. W dodatku akcja pędzi na złamanie karku, co pozwala prześledzić ewolucję podejścia Snydera do szkicowanego mrocznego multiwersum.
Batman, Superman i Wonder Woman trafiają do ponurych rzeczywistości, dla których podwaliny ustawiły fundamentalne w mitologii DC Kryzysy. W starciu z niewyobrażalnie potężnym Batmanem, Który się Śmieje w sukurs przychodzi im Pierwszy Superboy; ta nieoczekiwana pomoc jest zaskakująca sama w sobie. Na przeciwległym biegunie fabularnym Liga Sprawiedliwości, prowadzona już do boju przez Nightwinga, podejmie się próby zniszczenia tronu bogini Perpetui. Oba wątki to jednak zaledwie kropla w artystycznym morzu Snydera i innych scenarzystów. Przygotujcie się więc na całą armię dziwacznych wersji Mrocznego Rycerza (jestem niemal przekonany, że osobliwe połączenie Batmana z Lobo o naprawdę intrygującym przydomku podbije Wasze serca) czy relatywnie krótki, gościnny występ samego Ostatniego Czarniana, który wciąż jest w tej historii jedynym w swoim rodzaju zawadiaką, ale przy okazji jego ekspozycja różni się od antybohatera, z którym w latach 90. mogli zapoznać się rodzimi odbiorcy. Na tym jednak nie koniec; korowód dziwadeł w tym tomie raz jeszcze daje o sobie znać, a obserwowanie poczynań dobrze nam znanych postaci w mrocznych rejonach multiwersum potrafi angażować bez reszty.
Snyder i sekundujący mu Williamson i Tynion IV w nowej odsłonie Death Metalu chyba jeszcze mocniej niż do tej pory popuszczają wodze fantazji, przez co ich opowieść pęcznieje od mnogości serwowanych tu z prędkością karabinu maszynowego pomysłów. Paradoksalne jest to, że nawet w tym fabularnym gąszczu czytelnicy niespecjalnie odczują przeładowanie poszczególnymi treściami; twórcy nie zapominają przecież, że w obliczu batalii o całe multiwersum najlepszą rzeczą, którą mogą zaoferować odbiorcom, wciąż jest inteligentnie skrojona rozrywka. Na tej łajbie kapitanami są więc nie tylko na dobre już zakorzenieni w mrocznych światach Batman czy Superman, ale także wspomniany wcześniej Lobo, Starro czy Marsjański Łowca. Co więcej, w tomie znajdziemy swoistą wariację na temat Opowieści z krypty w postaci przerażających swoją posępnością historii, którymi raczy nas Król Robin. Obok tego typu zabiegów sprawdzają się jeszcze znane już z konwencji superbohaterskiej schematy: systematyczne podkreślanie stawki bitwy ze złem, zarysowanie wielkiego poświęcenia, na które muszą się zdobyć herosi, postępująca eskalacja konfliktu czy przetasowania w aspekcie hierarchii mocy. W mojej prywatnej ocenie największą zaletą 3. części Death Metalu jest jednak to, że w tym ponurym świecie protagoniści zdążyli już się zakonserwować i w jakiejś mierze dojrzeć, co widać prawdopodobnie najlepiej na przykładzie roli, jaką w tym tomie pełni Nightwing.
Warstwa graficzna komiksu jest efektem prac grupy artystów, wśród których prym wiedli Greg Capullo i Xermanico. To zwłaszcza ilustracje tworzone przez drugiego z nich, osadzone w unikalnej miksturze onirycznej i postapokaliptycznej, potrafią zapaść w pamięć. Pod względem wizualnym świetnie wypadają także historie, których protagonistą jest Król Robin - kilka nut horroru to doskonałe uzupełnienie świata przedstawionego. Nieco gorzej jest w innych opowieściach, których twórcy mieli różnorakie problemy z przefiltrowaniem swojej stylistyki przez zasady rządzące rzeczywistością Death Metalu, co wcale nie oznacza, że w aspekcie graficznym ten tom należy podsumować tylko jako "poprawny" - zasadniejsze wydaje się stwierdzenie, że na tym polu każdy znajdzie coś dla siebie.
Powoli zbliżamy się już do finału serii Death Metal. O ile 3. tom cyklu jest równie udany jak jego poprzednie odsłony, o tyle prawdziwym papierkiem lakmusowym dla oceny całej opowieści stanie się jej nadchodząca część. Bez wchodzenia na terytorium spoilerów nadmienię, że Snyder i spółka w kulminacyjnych momentach historii zderzyli się z naturalną konsekwencją masowego serwowania czytelnikom fabularnych dziwactw i z tego boju wyszli zwycięsko tylko w sposób połowiczny. Nie zmienia to faktu, że Death Metal nadal pozostaje jedną z najoryginalniejszych serii komiksowych, które w ciągu ostatnich lat ukazywały się w naszym kraju. Zanim nastanie czas rozliczeń, zachłyśnijcie się tym mrocznym światem raz jeszcze.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat