Beetlejuice Beetlejuice – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 6 września 2024Michael Keaton powraca do jednej ze swoich ikonicznych ról. Czy reżyserowi Timowi Burtonowi udało się odtworzyć klimat oryginalnego Soku z żuka? Sprawdzamy.
Michael Keaton powraca do jednej ze swoich ikonicznych ról. Czy reżyserowi Timowi Burtonowi udało się odtworzyć klimat oryginalnego Soku z żuka? Sprawdzamy.
36 lat zajęło Timowi Burtonowi wybranie odpowiedniego scenariusza kontynuującego przygody Beetlejuice'a. Film z 1988 roku był jak powiew świeżego powietrza, który przedstawił amerykańskiego reżysera szerokiej publiczności. Świat wykreowany w Soku z żuka był zarówno mroczny, jak i zabawny. Wszystko dzięki galerii barwnych postaci oraz niezastąpionemu Michaelowi Keatonowi, który swoją kreacją skradł całe show. Możemy mówić tu nawet o efekcie Mandeli, bo większość widzów uważa, że to Beetlejuice był główną postacią tej produkcji, choć w rzeczywistości na ekranie widzieliśmy go przez 17 minut. Postać jest tak świetnie napisana i zagrana, że dominuje nasze wspomnienia.
Oryginalny Sok z żuka we wspaniały sposób opowiadał o śmierci i tym, co czeka na nas po drugiej stronie. Chyba nikt wcześniej nie podszedł do tego tematu w tak zwariowany sposób. Produkcja wyznaczyła też reżyserowi ścieżkę, którą konsekwentnie podążał – nakręcił później Batmana, Edwarda Nożycorękiego, Jeźdźca bez głowy, Gnijącą pannę młodą. Widz pokochał jego mroczne spojrzenie na świat. Burton jak dotąd tylko raz powrócił do jednego ze swoich bohaterów, gdy zgodził się na Powrót Batmana. W innych wypadkach kulturalnie odmawiał, a w wywiadach zasłaniał się kolejnymi projektami, które czekały na realizację. Jednak w wielu rozmowach podkreślał, że akurat Beetlejuice'em chętnie się zajmie, jeśli wpadnie mu w ręce odpowiedni scenariusz. I tak 36 lat później Alfred Gough i Miles Miller napisali taką historię. Wracamy w niej do dorosłej już Lydii (Winona Ryder). Kobieta prowadzi program telewizyjny i na wizji konfrontuje się z duchami. Ma córkę Astrid (Jenna Ortega), która od śmierci ojca z nią nie rozmawia. Dziewczyna nie wierzy w dar widzenia zmarłych, a sława matki zaczyna jej ciążyć. Chce prowadzić normalne życie, z dala od duchowego biznesu. Jednak gdy umiera jej ukochany dziadek, wraz z całą rodziną Deetzów musi wrócić do domu w Winter River. W końcu tam wszystko się zaczęło. Na Lydię czeka wciąż zakochany w niej Beetlejuice, który nie może przeżyć, że uciekła mu sprzed ołtarza.
Beetlejuice Beetlejuice na pewno nie jest kontynuacją tworzoną na siłę. Widać w niej zalążki ciekawego pomysłu. Ma też bardzo dobrze napisanych bohaterów. Problem polega na tym, że historia wyczerpuje się gdzieś w połowie filmu i później następuje chaos. Da się to odczuć zwłaszcza po postaci Delores granej przez Monicę Bellucci. Odniosłem wrażenie, że partnerka Burtona jest wciśnięta do tej produkcji na siłę. Gdyby ją usunąć, nic by się w historii nie zmieniło. Przez większość filmu Delores po prostu szwenda się po planie. Oczywiście Bellucci wygląda przepięknie w czarnej sukni, trochę jak Morticia Addams z Rodziny Addamsów Barry'ego Sonnenfelda. Tylko co z tego, skoro nie ma tu praktycznie nic do zagrania.
Show tym razem dzielony jest na trójkę aktorów. Winonę Ryder, Jennę Ortegę i Michaela Keatona. To oni nadają ton tej produkcji i znakomicie odgrywają swoje role. Ryder świetnie pokazuje przemianę Lydii z pewnej siebie nastolatki w zagubioną kobietę, która nie za bardzo wie, jak pokierować swoim losem, ma problemy z podejmowaniem decyzji i nie czuje się najlepiej jako rodzic. Jest niezwykle podatna na manipulacje, co wykorzystuje jej manager Rory (Justin Theroux). Scenarzyści w bardzo ciekawy sposób pokazują, jak wygląda życie dorosłych buntowników, którzy w dzieciństwie zachowywali się tak, jakby byli najmądrzejsi na świecie.
Z wielką gracją do swojej roli powraca także Catherine O’Hara. Ekscentryczna Delia Deetz z ogromną przyjemnością patrzy na problemy Lydii, niemogącej się dogadać z córką. Wielokrotnie wbija jej szpile, mówiąc, że karma wraca. Na każdym kroku podkreśla, że bycie rodzicem nie jest wcale takie łatwe.
Beetlejuice Beetlejuice ponownie zabiera nas do fenomenalnego świata Tima Burtona. Powiem szczerze, że nie wierzyłem zbytnio w dobrą formę reżysera. Nie jestem fanem Mrocznych cieni, Osobliwego domu Pani Peregrine czy Dumbo. Uważałem, że stracił on swój dar tworzenia ciekawych światów. Porzucił praktyczne efekty specjalne na rzecz komputerowych i się rozleniwił. Jednak swoim najnowszym dziełem udowadnia, że nadal potrafi bawić się na planie. Musi jednak dostać lepszy scenariusz, ponieważ historia w Beetlejuice Beetlejuice starczyła jedynie na pół filmu. Powrót oryginalnego bohatera trochę na tym traci. A Keaton wygląda i zachowuje się tak, jakby grał go od zawsze. Dobrze było go zobaczyć w tej ikonicznej roli. Nie czuć, że minęło 36 lat. Zadziałał też efekt nostalgii podczas seansu. Wróciły pewne wspomnienia z lat dziecięcych, gdy po raz pierwszy oglądałem Sok z żuka. To jednak za mało, by obwieścić pełen sukces. Oczekiwania miałem znacznie większe.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat