Biała księżniczka: odcinek 4 – recenzja
Najnowszy odcinek serialu Biała księżniczka to po raz kolejny pozytywne zaskoczenie. Nie mogę wyjść z podziwu, jak o wiele lepszy jest ten serial od Białej królowej.
Najnowszy odcinek serialu Biała księżniczka to po raz kolejny pozytywne zaskoczenie. Nie mogę wyjść z podziwu, jak o wiele lepszy jest ten serial od Białej królowej.
Małgorzata, księżna Burgundii szybko wyrosła na ciekawego gracza w tej politycznej rozgrywce. To, jak z uprzejmej, trochę zagubionej, pogrążonej w żałobie zmienia się w bezlitosnego polityka, który szykuje wojnę, jest niesamowite. Postać bardzo zyskuje w tym odcinku i nawet przyspieszenie tej przemiany kompletnie nie razi. Odbywa się ona w tak sprawny sposób, że nie ma czasu nad tym, by dogłębniej przeanalizować. I serio, ważniejsze jest to, jak ta postać teraz rozgrywa partię, niż to, czy ta przemiana jest w 100% wiarygodne. A wydaje się, że jest to akurat na akceptowalnym poziomie.
Widzimy też, że Małgorzata jest bezwzględna. To jak wykorzystuje młodego Lamberta do wojny, jest porażające. Szczególnie, że to akurat nie jest wątek przedramatyzowany dla efektu w serialu. Znakomicie to działa w bitwie, która sama w sobie jest solidna, acz bez fajerwerków. Widzieć jednak tę rzeź z perspektywy bogu ducha winnego dzieciaka, na którego bryzga posoka jego domniemanych towarzyszy działa mocno, emocjonująco i angażuje w scenę. Tym bardziej to działa lepiej, gdy nie zna się faktów historycznych, bo wówczas los młodzieńca jest nieznany.
Kapitalnie rozwija się relacja Elżbiety York z Henrykiem. To jak dobrze, stopniowo i wiarygodnie rozwijają tę relację jest godne pochwały, bo odróżnia to od kiepskie relacji królowej z mężem z poprzedniego serialu. Tam przypominało to kiepską telenowelę, tutaj jest ciekawie, rozsądnie i emocjonująco. Dobrze to działa, gdy oboje zaczynają się otwiera przed sobą. Świadomość ich ról w tej grze wzbudza współczucie wobec postaci, które ciągłe dojrzewają. Widzimy, że postawiono kolejny krok na odcięciu się od rodziców. U Elżbiety podjęło go jednak jej matka, gdy okłamała ją w rozmowie, a to popchnęło resztę wydarzeń. Elżbieta York wyrasta na postać wartościową i wyrazista, czego nie spodziewałbym się po pierwszym odcinku. A jej bezpośrednie starcia z Małgorzatą, matką króla są dowodem jest dorastania. Zawsze w tym aspekcie twórcy mają idealne wyczucie czasu, dzięki czemu satysfakcja jest wielka.
Teoria o tym, że twórcy czerpią z niepotwierdzonej informacji o tym, że Teddy był niepełnosprawny umysłowo, jedynie się potwierdza. Jego zachowanie podczas parady jest absurdalne i kompletnie nie wyjaśnione fabularnie. Gdy zna się fakty z życia tej postaci, to nabiera sensu, ale bez tego można się jedynie domyślać, ale i tak pewności nie ma. To trochę razi, bo twórcom powinno zależeć, by ich intencja była klarowna, bo inaczej widz może uznać to za wadę lub niedopatrzenie.
Elżbieta York i Henryk zbliżyli się do siebie na tyle, że ich relacja rozwinęła się naturalnie, bez banalnych zabiegów czy niepotrzebnych naciągnięć. To starcie z Małgorzatą okazało się zwycięskie, a jako widz odczuwam satysfakcję, bo rozrywka to naprawdę niezła.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat