

Bohema to prawdopodobnie jedna z najciekawszych nowych gier karcianych na rynku. Sam pomysł na rozgrywkę jest bowiem dość niezwykły. Gracze mają za zadanie wcielić się w różnej maści artystów, którzy próbują wyżyć w Paryżu i odnieść sukces, co okazuje się dość sporym wyzwaniem. Na drodze do sukcesu stoją nie tylko krytycy, ale również syfilis, długi i kryzys egzystencjalny. A to dopiero początek trudnej drogi artysty.
Na początku rozgrywki każdy gracz musi wybrać swojego artystę, jego osobowość, a także zawód, dzięki któremu może jakoś przeżyć. Przykładowa kombinacja to: malarz, wizjoner i żebrak. W każdej turze dobiera się karty z talii Zwyczajów, a potem układa z nich plan dnia naszego artysty. Jeśli nie znajdzie się w nim miejsce na pójście do pracy, możecie zdobyć więcej punktów, ale postać spotka kara – dobranie losowej karty Udręki. Może to być choroba, długi, wyrzucenie z domu czy mania – tragedii jest od wyboru do koloru, jak w prawdziwym życiu.
Następnie przychodzi czas chyba na najciekawszy etap, ponieważ gracz, bazując na zagranych przez siebie kartach, musi opowiedzieć, jak minął dzień jego artyście. Ma to w sobie elementy gry RPG-a i może być szalenie zabawne. Dosłownie w ten sposób zbudowałam całą epicką historię mojego bawidamka malarza, który żył z pożyczania pieniędzy u znajomych, choć nie chciał nazwać tego żebraniem, a jedyne, co w życiu osiągnął, to skrajne ubóstwo. Mieliśmy też rzeźbiarza-rewolucjonistę, który odnalazł prawdziwą miłość, czy muzykantkę, która marzyła o tworzeniu disco polo w Paryżu. Słowem, to moment, w którym możecie popisać się fantazją, kreatywnością i okrucieństwem wobec swoich postaci. No i oczywiście przed zakończeniem dnia zostaje podliczenie punktów, które zyskujemy przez odpowiednie dopasowanie kart i łączenie ich na przykład z Muzami dla większych korzyści.

W Bohemę można grać zarówno w trybie jednoosobowym, jak i kooperacyjnym. Cel pozostaje taki sam, czyli zdobycie pięciu Osiągnięć (kamieniem milowym w życiu naszego artysty jest na przykład pozytywna recenzja w lokalnej gazecie). Z tą różnicą, że w przypadku kilku osób rozgrywka trwa tak długo, aż ktoś ich w końcu nie zdobędzie, a grając solo, mamy ograniczoną ilość tur, podczas których musimy je zebrać. Moim zdaniem oba warianty mają swoje plusy. W trybie kooperacyjnym jest zabawniej, ponieważ mamy kogoś, kto wysłucha codziennych perypetii naszego artysty. Możemy naprawdę popuścić wodze fantazji i się pośmiać. Z drugiej strony, w trybie jednoosobowym dostajemy o wiele bardziej skondensowaną rozgrywkę. Ograniczona liczba tur dodaje dynamiki i stawia trochę inne wyzwanie. Moim zdaniem o wiele bardziej skupia się wtedy na punktach i optymizacji.
Jest jeszcze jeden tryb (można w niego grać solo i w kooperacji) – Duchy Czasu. Są w nim dostępne trzy różne scenariusze: Koła Przemysłu, Kajdany Przyzwoitości i Szpony Dekadencji. Każdy z nich ma swoje własne unikalne zasady i cele. W zamyśle jednak nasz artysta musi stawić czoła opresyjnym aspektom kultury głównego nurtu. Przykładowo: w przypadku Koła Przemysłu cofamy się w czasie do ery pary i nauki, podczas której maszyny zaczęły zastępować ludzi, niektórzy rzemieślnicy zaczęli tracić pracę, a sztuka miała być przede wszystkim użyteczna i praktyczna. Nasz protagonista musi więc zbuntować się i tworzyć mimo wszystko.
Na starcie zasady mogą wydawać się trochę skomplikowane, głównie ze względu na wiele różnych oznaczeń, które początkowo wyglądają w instrukcji jak zagadkowe hieroglify. Kilka zasad na kartach zostało też napisanych tak, że uparty człowiek mógłby się doczepić, że brakuje jakiegoś słówka i można pokusić się na różne interpretacje. Nigdy jednak nie trafiłam na nic, co faktycznie zatrzymało by grę. Dla porównania: przy Zombicide kilka razy musiałam googlować, jak inni interpretują jakąś zasadę. W przypadku Bohemy wystarczyła sekunda dedukcji, by zrozumieć, co miał na myśli twórca opisu.
Poza tym, mniej więcej już po jednej turze zapamiętałam wszystkie zasady, co pokazuje, że jeśli gra wydaje się skomplikowana, to tylko na papierze. W praktyce jest prosta i przejrzysta. Co najwyżej pierwsza rozgrywka może się trochę dłużyć, gdy człowiek dopiero poznaje karty i możliwe kombinacje. Gdy już rozgryzie, jak najlepiej wykorzystywać Pracownię, co dają Muzy i na co wydawać zarobione punkty, jeśli nie stać nas jeszcze na Osiągnięcie, rytm staje się naprawdę przyjemny.

Recenzując jakiekolwiek gry, staram się zawsze zadawać pytanie: dla kogo jest przeznaczona? Jakość to jedna kwestia, ale gusta i guściki – druga. Jeśli chodzi o Bohemę, uważam, że to naprawdę dobra i ciekawa gra. Podoba mi się sam koncept, bo wydaje się dość niespotykany. Wykonanie też oceniam pozytywnie, ponieważ widać, że twórcy podeszli do tego z dużą dawką czarnego humoru, który jest niezbędny w życiu biednego artysty. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że jednym z największych Osiągnięć, jakie może zdobyć nasza postać, nie jest sława i pieniądze, a... „ulica w Paryżu nazwana twoim imieniem (pośmiertnie)”. Albo fakt, że można drugiego gracza zarazić Syfilisem.
Bohema jest idealna dla osób, które lubią budowanie talii. Ja na przykład uwielbiam siedzieć nad różnymi kombinacjami i od nowa liczyć, która z nich zapewni mi najwięcej punktów. Zresztą nie bez powodu Quilts and Cats of Calico to moja „comfort” planszówka, przy której zawsze się uspokajam. Bohema spodoba się osobom z czarnym humorem – i to nie tylko biednym artystom. No i przede wszystkim fanom role-playowania. Musicie pamiętać, że ten ostatni element jest dość ważny. Ja dzięki niemu miałam naprawdę przednią zabawę, ale osoby, których odgrywanie postaci i wymyślanie scenariuszy nie bawi, mogą się po prostu męczyć i nudzić na tym etapie.
Na końcu chciałabym pochwalić coś, co według mnie jest dość ważnym elementem gry o artystach, czyli stronę wizualną. Z tego, co widzę w instrukcji, za ilustracje odpowiadali Hanna Kuik, Roman Kucharski i Tomasz Jędruszek, a za projekt graficzny Mateusz Kopacz. I wykonali kawał świetnej roboty. Jestem naprawdę zachwycona stylem Bohemy. Karty są piękne i wykonane z dbałością o szczegóły. Największe wrażenie zrobiły na mnie karty scenariuszy. Mają w sobie elegancki, dekadencki i nieco upiorny szyk. Cieszę się, że w tym przypadku obyło się bez ironii i gra o sztuce dostała solidną oprawę graficzną. Czapki z głów.
Poznaj recenzenta
Paulina Guz
