Ból i blask - recenzja filmu [Cannes 2019]
Data premiery w Polsce: 30 sierpnia 2019Pedro Almodóvar napędzany narkotykowym głodem, czyli miłością do tworzenia kina, podsumowuje swoją karierę i oferuje klasyczny melodramat. Jego Ból i blask jest filmem autotematycznym, w którym alter ego reżysera walczy z własnymi słabościami.
Pedro Almodóvar napędzany narkotykowym głodem, czyli miłością do tworzenia kina, podsumowuje swoją karierę i oferuje klasyczny melodramat. Jego Ból i blask jest filmem autotematycznym, w którym alter ego reżysera walczy z własnymi słabościami.
Almodóvar zdobywa się na bardzo osobisty ton. Ból i blask jest autobiograficzną opowieścią o weteranie wśród filmowców Salvadorze Mallo (Antonio Banderas) przeżywającym kryzys artystyczny połączony z ciężką depresją. W otwierającej sekwencji widzimy go zanurzonego pod wodą. Scena symbolizująca odizolowanie od świata będzie powracała w innych konfiguracjach – zamknięcia w domu, uwięzienia w związku. Salvador wyrusza w introspektywną podróż wywołaną spotkaniem z dawno niewidzianym przyjacielem Alberto. Aktor, z którym zrealizował przed laty nieudany dramat Sabor, proponuje mu kreskę heroiny. Wracają dawne wspomnienia – skromnego dzieciństwa w wiosce z lat 60. i intensywnych madryckich zabaw z lat 80. Bliscy jawią się tutaj jako pierwsi przewodnicy - oszczędny ojciec przeprowadził rodzinę do ciasnej jaskini, w której mieszkali migranci z klasy robotniczej, a łagodna matka (wspaniała rola Penélope Cruz) wychowała utalentowanego artystycznie syna w religii katolickiej. Salvador przechodzi inicjację seksualną, która w epoce Franco była czymś zakazanym i wstydliwym. W melancholijnych wspomnieniach pojawia się temat miłości, bólu tworzenia, przebaczenia i żałoby.
Nie zaskakuje, jak zawsze u hiszpańskiego reżysera perfekcja inscenizacji, bogata w intensywne kolory scenografia i wielość poziomów narracji. Jedną ze swych najlepszych kreacji stworzył Antonio Banderas – jest wyrazisty, powściągliwy i sprawia, że widz chce podążać za nostalgiczną historią. Po występie w 1982 roku w Labiryncie namiętności Banderas stał się jednym z najpopularniejszych artystów w Hiszpanii. Tym razem, grając alter ego reżysera, musiał się postarzeć do tej roli (zapuścił brodę i posiwiał). Najważniejsze w jego kreacji są ograniczenia – zbliżający się do siedemdziesiątki artysta walczy z bólem fizycznym i egzystencjalnym.
Ból i blask w szerszym kontekście twórczości okazuje się najbardziej intymnym filmem w karierze Almodóvara. Nawiązuje do swoich wcześniejszych tytułów, w których sportretował reżyserów - Prawa pożądania (1988) i Złego wychowania (2004). Obdarzony niezwykłą wyobraźnią Pedro Almodovar napisał list miłosny do własnego kina. „Sensem mojego życia zawsze było kręcenie filmów - mówił w wywiadach - bez miłości do filmu byłbym stracony. Może już bym nie żył”. Czy jednak to wystarczy, aby usatysfakcjonować się najnowszym filmem? Miłośnicy jego twórczości będą uradowani, a pozostali po raz kolejny przeczytają: „to wielki powrót hiszpańskiego mistrza”. Oczywiście, forma spowiedzi jest szczera, reżyser odsłania się bardziej niż kiedykolwiek, jednak to bardzo bezpieczny ekshibicjonizm. Brakuje jego ekstrawaganckiego stylu i reżyserskiego pazura. Almodóvar portretuje zlęknionego upływem czasu artystę. Zachowawczość wpisuje się w wydźwięk Bólu i blasku. Ból pojawił się w wyniku twórczej niemocy, blask już dawno przeminął. Pozostał jedynie rachunek sumienia i rozliczenie z najbliższymi. Ten pojawia się w refleksyjnej scenie, gdy Salvador opiekuje się matką. Wycofany i wyciszony Ból i blask nie zachwyca.
Poznaj recenzenta
MarcinRadomskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat