Colony: sezon 1, odcinek 10 (finał) – recenzja
Zachęcający konceptem, lecz mało zaskakujący jakimkolwiek elementem realizacji pierwszy sezon Colony dobiegł końca. Z pewnością nie była to najbardziej intrygująca i emocjonująca podróż ostatnich miesięcy, jednak w serialu Condala i Cuse’a jest coś, co utrzymuje widza przed ekranem, a wątków, które można rozwinąć, jest przecież od groma.
Zachęcający konceptem, lecz mało zaskakujący jakimkolwiek elementem realizacji pierwszy sezon Colony dobiegł końca. Z pewnością nie była to najbardziej intrygująca i emocjonująca podróż ostatnich miesięcy, jednak w serialu Condala i Cuse’a jest coś, co utrzymuje widza przed ekranem, a wątków, które można rozwinąć, jest przecież od groma.
Cały czas trudno uwierzyć mi w to, że twórcy Colony pokazali okupantów w finale sezonu. Po pierwsze dlatego, że rozwiązanie z robotycznym humanoidem jest po prostu zbyt banalne i oczywiste (no chyba, że skolonizowali bohaterów ludzie z przyszłości). Znając zaś twórczość Cuse’a, można się spodziewać tego, że twórcy ciągle będą nas wyprowadzać w pole i odciągać od odpowiedzi na podstawowe pytania. To jest powód drugi.
Tak czy inaczej, porwanie VIP-a przez bohaterów wywołuje okrutne konsekwencje – niszczone są budynki, a mieszkańcy Los Angeles giną na ulicach. Obarczeni ogromną odpowiedzialnością rebelianci mają niewiele czasu na to, by dowiedzieć się czegokolwiek o okupantach, szczególnie że Will szybko odnajduje swoją żonę. To właśnie konflikt między nimi jest najciekawszym elementem finałowego epizodu. Skończyły się kłótnie i sekrety, wreszcie można oglądać cichy rozpad ich relacji, spowodowany diametralnymi różnicami w poglądach.
Zresztą układ sił w serialu uległ całkowitej zmianie. Rodzina Bowmanów jest w rozpadzie, Bram został złapany przez żołnierzy, a młoda Gracie dalej poddawana będzie indoktrynacji. Maddie znajdzie się w wyższych sferach bloku Los Angeles, a Snyder przestanie być zarządcą miasta. Twórcy obiecują, że druga seria ukaże o wiele mroczniejszy oraz brutalniejszy świat niż ten, który znaliśmy wcześniej, i przemiany zaobserwowane w finale tej serii wyraźnie to zwiastują.
Ciekawe zresztą, co planują twórcy w kolejnym sezonie, bowiem kilka istotnych wątków zapowiada się naprawdę ciekawie - przede wszystkim: kto będzie rządzić blokiem i jak zmieni się Los Angeles podczas tych rządów? Może poszukiwania syna przez Willa pomogą lepiej poznać inne miejsca pod okupacją? Pól do eksploracji jest naprawdę mnóstwo i mam tylko nadzieję, że zostanie to zrealizowane w umiejętny sposób.
Jeśli jednak Colony chce utrzymać widownię, będzie musiało pokazać coś więcej niż tylko interesujący koncept, bowiem na razie serial ten nie ma nic do zaoferowania ponad to. Dziesięcio- czy nawet trzynastoodcinkowa seria nie może polegać tylko i wyłącznie na klepaniu podręcznikowych ujęć i scen oraz serwowaniu najprostszych, archetypicznych wręcz postaci, bo koniec końców stanie się to po prostu nudne. Wystarczy zerknąć na inną produkcję stacji USA, by wiedzieć o czym mówię – Mr. Robot jest bystry, szybki, wizualnie i dźwiękowo rozpieszczający, a bohaterowie za każdym razem nas zaskakują. Colony wydaje się być zupełnym tego przeciwieństwem, ugrzecznionym i wysterylizowanym postapo, a przecież w takiej telewizji można sobie pozwolić na znacznie więcej.
Będę surowy przy ocenie, bo w gronie tak wielu telewizyjnych produkcji nie ma miejsca na średniaki, nawet te oparte o najciekawszy pomysł. A pomysł w Colony jest - i to niezwykle ciekawy. Do drugiego sezonu pewnie powrócę z czystej ciekawości, jeśli jednak pierwsze odcinki nie zachęcą mnie do dalszego śledzenia historii Bowmanów, to będzie znak, że najlepiej Colony sobie odpuścić. Szkoda mojego czasu. Waszego zresztą też.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat