Corporate: sezon 1, odcinek 6 – recenzja
Nowy odcinek szarej rzeczywistości korporacji został połączony z elementami religijnymi, co daje efekt wymowny, a przy tym całkiem zabawny.
Nowy odcinek szarej rzeczywistości korporacji został połączony z elementami religijnymi, co daje efekt wymowny, a przy tym całkiem zabawny.
Corporate toczy się niespiesznie swoim tempem i choć poprzednie odcinki raczej mnie nie zachwyciły, bieżący sprawdza się w swojej roli całkiem dobrze. Teraz pracownicy korporacji są już po wyjeździe integracyjnym, jednak Mattowi chyba dalej udziela się klimat tropików - przychodzi do pracy w hawajskiej koszuli i japonkach, świętując na swój sposób casual friday, czyli dzień wolny od ustalonego dress code'u.
Jestem pod wrażeniem jak wiele ciekawych tematów udało się twórcom przemycić pod powłoczką pozornie błahego wątku z rozpięciem koszuli - za sprawą tej jednej iskry ze strony Waltera, wszyscy pracownicy poszli w jego ślady, ni stąd ni zowąd solidaryzując się we wspólnym półnagim proteście. W bieżącym odcinku mamy do czynienia z niezwykle wymownym przykładem psychologii tłumu, co do korporacyjnych realiów bardzo pasuje - to przecież jedno ze środowisk pracy, które negatywnie kojarzy się właśnie z anonimowością tłumu i sprowadzaniem poszczególnych jednostek do roli przezroczystych trybików. Sekwencje, w których kolejni pracownicy dołączają do Waltera, przypisując zwyczajnej decyzji o zdjęciu koszuli znacznie wyższe znaczenia, są bardzo wymowne i symboliczne, a ogląda się to wszystko naprawdę dobrze i nawet z uśmiechem na ustach.
Główna część epizodu skupia się stricte na zerwaniu z narzuconym odgórnie ubiorem, jednak jest to zgrabnie połączone z drugim kluczowym wątkiem, jakim jest religia. Nowa potencjalna klientka Hampton DeVille reprezentuje kościół, a jej pojawienie się w gmachu biurowca ma ogromny wpływ na wszystkich. Christian chodzi na rzęsach byleby tylko zachęcić ją do podpisania umowy na wprowadzenie do świątyni nowego produktu z logo jego firmy i choć w związku z tym na ekranie obserwujemy nic innego jak standardowe negocjacje biznesowe, w tej religijnej otoczce prezentują się one kompletnie inaczej - zupełnie jakby przedmiotem targu przy biurku były ludzkie dusze lub sprawy najwyższej światowej wagi. Bardzo dobrze sprawdza się tu muzyka operowa, którą początkowo wzięłam za świetny efekt z zewnątrz. Pomysł wplecenia jej w fabułę bieżącą okazał się strzałem w dziesiątkę - moment wyłączenia magnetofonu przez Johna to standardowy element komediowy i choć podobny chwyt pojawia się w szeregu innych produkcji, w tym przypadku sprawdza się znakomicie.
Choć na ekranie ponownie pojawiają się dwa główne duety - to jest chłopcy na posyłki, Matt i Jake oraz służba szefa, John i Kate - ich obecność tak naprawdę nie rzuca się w oczy w większym stopniu, a działania, jakie podejmują, nie zostają w pamięci na dłużej. Moją uwagę przykuł przede wszystkim sam DeVille, który jest postacią tak charyzmatyczną, że bez problemu kradnie całe show. Być może widać to tak silnie dlatego, że w minionym odcinku radziliśmy sobie bez niego - jego pojawienie się w fabule bieżącej bardzo sprzyja serialowi, dodając mu nutki grozy, powagi i tajemniczości. DeVille może i jest bohaterem drugoplanowym, ale póki co radzi sobie najlepiej ze wszystkich - dwaj panowie tak naprawdę odtwarzają swoje postawy z poprzednich epizodów, używając podobnych gestów, tej samej mimiki... Christian natomiast w każdym wątku knuje co innego, stając się postacią różnorodną, wyrazistą, na którą zwyczajnie dobrze się patrzy. W odcinku numer 6 udało mu się kompletnie zdominować Matta i Jake'a, co jest jednocześnie dowodem, że ciężar produkcji wcale nie spoczywa wyłącznie na ich barkach.
Corporate proponuje widzom kolejny dwudziestominutowy skecz, w którym skrajnie przerysowuje korporacyjną rzeczywistość. Tym razem akcja toczy się płynnie, dynamicznie, a za sprawą wprowadzenia dwóch głównych wątków i niepokojącej perspektywy mogącej zrujnować wizerunek firmy w oczach nowej klientki, czułam się wciągnięta w fabułę od początku do końca. Nie było przestojów podobnych tym w odcinku z TradeMarqueim, nie było monotonii jak w tropikach. Dobrze skonstruowana fabuła, gwarantująca lekki i przyjemny seans. W tym tygodniu 7/10.
Źródło: zdjęcie główne: Comedy Central
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat