fot. Wojciech Węgrzyn
W 1963 roku we Wrocławiu naprawdę doszło do epidemii ospy prawdziwej, która doprowadziła do odcięcia miasta od reszty kraju. To stanowi punkt wyjścia serialu TVP pod tytułem Czarna śmierć, opowiadającego o tej sytuacji w tonie thrillera medycznego. Dzieło szybko łapie wiatr w żagle i potrafi trzymać w napięciu. Rzeczywistość komunistycznej Polski kompletnie zmienia styl historii. Nie dostajemy oczekiwanych zachowań, reakcji i decyzji, a coś, co staje się festiwalem głupoty i nieudolności systemu – jego działania dolewają oliwy do ognia tragedii. Oba odcinki naprawdę dobrze się ogląda.
Zaskoczyło mnie, jak Czarna śmierć znakomicie się prezentuje. Reżyser Jakub Czekaj i autor zdjęć Wojciech Węgrzyn nadali temu serialowi ciekawy charakter wizualny. Postawili na nietypowe pomysły – początki obu odcinków utrzymane są w czarno-białej tonacji, jakby zostały nakręcone w latach 60. Kapitalny styl, jakość i inspiracje PRL-owską kroniką filmową nadają tej produkcji coś wyjątkowego i niespodziewanego. Oryginalne sekwencje potrafią zbudować znakomity klimat i utrzymać go potem – już w kolorze. Jest wiele momentów, w których zdjęcia budują nastrój i atmosferę wydarzeń w szalenie intrygujący sposób. Rzadko powstają seriale, które są tak bardzo stylowe.
Jednakże na tym nie kończy się wyjątkowość tego doświadczenia. Muzyka Baascha to pełnoprawny bohater serialu, który buduje nastrój i emocje – co ważne, robi to z jakością i klasą rzadko spotykaną w polskich serialach! Dwa odcinki stają się niespodziewaną ucztą audiowizualną, bo to, co słyszymy, przykuwa uwagę, ale jednocześnie nie odciąga jej od wydarzeń. Staje się ich organiczną częścią, podkreślającą to, co ważne. Nie pamiętam sytuacji, kiedy ostatnio w jakimś polskim serialu muzyka była tak wyjątkowa i bogata. Dzięki temu Czarna śmierć się wyróżnia.
Mamy bohaterów, którzy w pierwszych dwóch odcinkach są dość pobieżnie przedstawieni, ale poznajemy ich na tyle, by zrozumieć i poczuć, że nie są to stereotypy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to typowe postacie historii o epidemii: ambitna lekarka odkrywająca prawdę, dziennikarz dążący do sprawiedliwości, źli politycy. Jednak drzemie w nich potencjał na więcej. Mają w sobie emocje, osobowość i charakter. Nie ma nic złego w schematach i stereotypach, dopóki jest na nie pomysł. Mam nadzieję, że to obietnica ich dobrego rozwoju w przyszłości. Nie zaprzecza to jednak faktom, że obok nich są przewidywalne klisze. Czy to źle? To zależy. Na razie diabeł tkwi w szczegółach, które jedynie sugerują, że może kryć się tu coś więcej. Być może dla dobra serialu lepiej byłoby zostawić więcej przestrzeni, by bohaterowie mogli pokazać się z lepszej strony.
Tomasz Ziętek i Anna Karczmarczyk wykorzystują potencjał postaci bardziej, niż historia na to pozwala. To ważne, by widzowie mieli kogoś, komu chcą kibicować, więc te emocje pozostawione na ekranie skutecznie powinny tę rolę wypełnić. To postacie pozytywne, które muszą odnaleźć się w chaosie tragedii. Agnieszka Podsiadlik prezentuje zupełnie coś innego, bo dostajemy wysoko postawioną kobietę w strukturach partii, która wpisuje się w szpiegowską tajemnicę. Czasem przypomina taką femme fatale, co stanowi dobry kontrast dla reszty bohaterów. Śledztwo w sprawie tego, kto był pacjentem zero, oraz wyraźnie destrukcyjna ingerencja komunistycznego rządu w sytuację epidemii mogą być najciekawszymi wątkami Czarnej śmierci. Potencjał jest dostrzegalny – gdy w thrillerze medycznym umiejętnie wplata się wątki polityczne, pojawia się szansa na naprawdę dobre kino.
fot. Wojciech WęgrzynNie wszystko mnie przekonuje, bo są w sceny, które wydają się nie do końca spełniające cele. Cała kwestia pierwszego przypadku ospy prawdziwej, którą śledzimy w tych odcinkach, wydaje się zmarnowana. Czasem postać chorej jest ukazywana tak, że nie jestem w stanie uwierzyć w to, co się dzieje. Przez to emocje, które powinny poruszać i zjednywać widza z jedną z głównych postaci serialu, nie wybrzmiewają tak, jak powinny. Ten mankament pozostawia pewien niedosyt. Na szczęście kolejne wydarzenia – już od drugiego odcinka – są pozbawione elementów, które brakiem autentyczności emocjonalnej lub wizualnej mogłyby wybić widza z zaangażowania. Ten zgrzyt jest głównie odczuwalny w pierwszym odcinku. To powinno być mocniejsze i może bardziej wiarygodne.
Czarna śmierć pomimo drobnych mankamentów zaczyna się fantastycznie. Jako thriller medyczny prezentuje ciekawy styl i udowadnia, że polscy twórcy mieli ambicje – chcieli stworzyć serial tak niesztampowy, jak to tylko możliwe. Dostajemy ciekawe doświadczenie audiowizualne z bardzo interesującą historią. To może być wyjątkowa premiera 2025 roku.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/