

Dalloway to film science fiction osadzony w futurystycznej Francji, w której nad wszystkim nieoficjalnie czuwa tajemnicza korporacja. Nie jest to jednak tematem historii, a fundacja, która zebrała w swoim budynku artystów, dała im asystenta AI i chce, aby tworzyli i się rozwijali. W takim środowisku poznajemy bohaterkę Clarissę, kobietę po przejściach, która jest pisarka z blokadą twórczą. To stanowi punkt wyjścia do rozpoczęcia analizy tego, jak AI może współpracować z artystami, ale też zadaje pytanie, czy i jak może ich zastąpić. Rzecz, która jest dyskutowana obecnie bardzo często w kontekście sztuki i kultury, więc jest o tyle ciekawa, że film tworząc swoją wizję, stara się odpowiedzieć na to pytanie. I to nie jest wizja optymistyczna, miła ani przyjemna. To nie jest pytanie „Czy AI zastąpi artystów?”, ale „Kiedy?”.
Wejście głębiej w historię mogłoby zdradzić określone fabularne kluczowe momenty, które budują ciekawy obraz świata. Takiego, w którym człowiek przestaje być potrzebny, a szczytne idee mogą być rozwijane kosztem człowieczeństwa. Dalloway pokazuje na przykładzie bohaterki popadającej w uzasadniony obłęd, jak ten proces może działać w sposób destrukcyjny na sztukę, czyli to, co daje ludziom emocje: książki, filmy, muzykę, obrazy i tak dalej. Patrząc na proces rozwoju AI, trudno nie pochylić się na pokazaną kwestię dalszego etapu, gdy AI będzie uczyć się emocji i twórczego myślenia. Czy to aż tak niemożliwe? Kiedyś AI było tylko domeną science fiction, a dziś jest prawdą. Nie ma rzeczy niemożliwych i z taką świadomością Dalloway chce pozostawić widza.
Nie przeczę, że jest to rzecz nieoczekiwana, intrygująca i zarazem angażująca emocjami i nieźle budowanym napięciem. Tworzy w pewnym momencie coś w rodzaju thrillera konspiracyjnego, który nie chce powielać schematu buntującego się AI, jak w ostatnich latach jest to wałkowane na ekranie. Opowieść stawia inne pytania, dając różne odpowiedzi zmuszające do myślenia. Być może to jest ta mocna część Dalloway? W pewnym momencie patrząc na postępującą degradacje mentalną Clarissy, można się zastanowić, jak destrukcyjna będzie dla człowieka sytuacja, w której pozwolimy AI na bycie czymś więcej niż narzędziem. A to kieruje się w stronę finału zaskakującego z mocną puentą fabuły, która poniekąd wydaje się poruszać kwestie oczekiwane po tym zagadnieniu, ale robi to w interesujący sposób.
Dalloway to trochę takie kino artystyczne w szatach filmu science fiction oscylującego pomiędzy thrillerem konspiracyjnym a dramatem. Ciekawa mieszanka, która wymagałaby jedynie bardziej konkretnie zarysowanych czarnych charakterów, bo sama perspektywa AI w tym aspekcie nie wystarcza, a ten wróg jest za bardzo niewidzialny i trochę przez to umyka stawka wydarzeń. Co nie zmienia faktu, że to kino warte zainteresowania.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

