Designated Survivor: sezon 1, odcinek 16 – recenzja
Podziały partyjne to chyba pierwszy odcinek Designated Survivor, który opiera się przede wszystkim na polityce i wewnętrznych rozgrywkach. Niezbyt szybki, bez specjalnego napięcia, ale na szczęście nie usypia.
Podziały partyjne to chyba pierwszy odcinek Designated Survivor, który opiera się przede wszystkim na polityce i wewnętrznych rozgrywkach. Niezbyt szybki, bez specjalnego napięcia, ale na szczęście nie usypia.
Osnową opowieści staje się walka o niewygodną ustawę dotyczącą ograniczeń w dostępie do broni. Ustawę budzącą sprzeciw Republikanów, a przy tym dziurawą prawnie (pada to wielokrotnie, ale niestety nie dowiadujemy się, w czym tak naprawdę tkwi problem), co nie przysparza jej zwolenników. Na tej bazie pojawiają się układy, obietnice przysług, odbieranie długów wdzięczności, a nawet groźby. Oczywiście, jeśli ktoś widział analogiczne sceny w House of Cards, niewątpliwie uśmiechnie się tylko (Tom Kirkman i Emily Rhodes są jak grzeczni harcerze w porównaniu do Franka… Acz chyba jednak oboje powinni się trochę – trochę! – od niego nauczyć), niemniej większość widzów woli wierzyć, że polityka wygląda właśnie tak jak u Kirkmana.
Oponent prezydenta, senator Jack Bowman, to postać niestety do bólu sztampowa – arogancki, opanowany, z maskującym uśmiechem podałby truciznę. I to nie tylko Kirkmanowi, ale też swojej partyjnej szefowej, Kimble Hookstraten, co praktycznie już zdradziło nam jego cele. Ciekawym rozwiązaniem w jego przypadku mogłyby być nietypowe motywy, ale to mało prawdopodobne. Z drugiej strony mam nadzieję, że nie jest kolejnym „sterowanym”, bo wokół prezydenta powinni pojawić się także zwykli politycy, a nie sami spiskowcy.
Scenarzyści wzięli na warsztat duży problem w USA (powracający jak bumerang), ale postanowili się nie zagłębiać w niego. Pojawiają się opowieści o martwych dzieciach, czy żonie zastrzelonej na światłach za to, że zajechała komuś drogę. I łzy w oczach pierwszej damy, która przytula mocno męża, deklarując, że bez niego nie poradziłaby sobie. Ale nikt nie sięga głębiej, nie ma nawet śladu debaty choćby w trakcie rozmów polityków (wszystko ogranicza się do poziomu „wygram/nie wygram kolejnych wyborów”). To raczej tło, które ma pozwolić na określone zachowania Alex, dając też trochę wypełniacza rzecznikowi Białego Domu.
Plusem dla odcinka jest fakt, że zwycięstwo Kirkmana, choć przewidywalne, nie przyszło bez problemów, pokazując, że przed Emily jeszcze długa droga do tego, by stać się realną szefową biura prezydenta. Mimo ambicji jej wiedza o politykach i rozgrywkach jest taka, na jaką pozwoliło jej wcześniejsze doświadczenie, czyli dość niska. Gdyby nie pozyskane od Aarona wskazówki (nadal się zastanawiam, czy on na pewno nie jest tajną wtyczką Kirkmana) – Bowman wygrałby walkę, nie robiąc nic.
W jakimś stopniu zagadką pozostaje Alex. Niby jest „żoną swego męża”, ale jednak wcześniej była samodzielną kobietą, której obecnie stanowczo nie pasuje pozostawanie w cieniu. Nie jest przygotowana do roli, którą pełni, a równocześnie chyba sama nie wie, w jakim miejscu chce się znaleźć. Moim zdaniem nie chce szkodzić mężowi (choć takie sugestie pojawiają się forach), ale jest zbyt silna, by pozostawać ładną buzią na zdjęciach. I raczej nie stanie się ulubienicą Emily i Setha, którzy wspólnie próbują kontrolować jej kolejne ruchy, ale nie mając do tego uprawnień, mogą tylko obserwować i ewentualnie dusić wywoływane pożary, nim się rozprzestrzenią.
Najsłabszy wątek odcinka to dochodzenie prowadzone przez Hannah i Jasona. Naprawdę dwójka doświadczonych agentów, nie jest w stanie domyślić się, że jeśli coś wygląda na podejrzanie wielkie nic, to warto sprawdzić, co jest pod ziemią? Szczególnie mając za przeciwników rozbudowywaną przez lata siatkę terrorystyczną? Wejście do nieznanego schronu bez żadnej obstawy na zewnątrz, bez żadnego zabezpieczenia to raczej też nie najlepsza idea. Cóż – może kolejny odcinek uratuje ich inteligencję, która wcześniej nie była do tego stopnia ograniczona.
P.S. Zauważyliście, że przyniesioną pizzą częstują się tylko panie? Czyżby Seth i Kirkman bardziej dbali o linię?
Źródło: foto. ABC
Poznaj recenzenta
Anna WatzaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat