Designated Survivor: sezon 2, odcinek 22 (finał sezonu) – recenzja
Designated Survivor kończy się w kiepskim stylu, a w zasadzie całkowicie bez stylu. Serial mógł się pokusić o bardziej charakterny finał. Wyszło jednak nijako, bezbarwnie i mdławo.
Designated Survivor kończy się w kiepskim stylu, a w zasadzie całkowicie bez stylu. Serial mógł się pokusić o bardziej charakterny finał. Wyszło jednak nijako, bezbarwnie i mdławo.
Twórcy nie pokusili się o jakąkolwiek refleksję na koniec sezonu. Abstrahując od dalszych losów formatu, finalizując pewien etap, przydałoby się zamknąć część wątków i podsumować dotychczasowe wydarzenia. Nic takiego nie ma tutaj miejsca. Ostatni odcinek nie wyróżnia się niczym specjalnym, na tle pozostałych odsłon, zarówno pod względem formy, jak i treści. To kolejny nic nie znaczący proceduralny epizod, pokazujący sprawę tygodnia, nad którą pracuje administracja prezydencka. Czy tak powinien kończyć się poważny serial?
Co gorsza dostajemy wielki cliffhanger ujawniający szpiega w szeregach doradców głowy państwa. Abstrahując od jego zasadności, nie działa on jak należy, ponieważ przez całą długość serialu, postać Emily była tak źle pisana, że zdemaskowanie jej machinacji zupełnie nie wywołuje emocji. Doskonale wpisuje się w liczne niezaskakujące zwroty akcji i motywy sensacyjne, które zupełnie nie trzymają w napięciu. Miałkość tego wątku pogłębiają jeszcze sceny, podczas których targana wyrzutami sumienia Emily składa rezygnację i snuje się w tę we w tę, z miną zbitego psa. Jej rola w spisku nie zostaje oczywiście wyjaśniona, ale można się domyśleć, że będzie to raczej coś w stylu „nie chcę, ale muszę”, zamiast jakiegoś rodzaju sardonicznego machiawelizmu.
Może też się okazać, że mamy do czynienia z nieporozumieniem, a wideo, na którym bohaterka przekazuje dokumenty Valerii, to jeden wielki fake. Takie rozwiązanie byłoby jednak najgorszym z możliwych. Jak już coś robimy, idźmy na całość, a nie działajmy połowicznie. Zróbmy z Emily stuprocentową antagonistkę, a nie kogoś, kto robi źle, ale tak naprawdę to dobry z niego człowiek. Takie zagrania są charakterystyczne dla mało odważnych produkcji, żyjących w strachu przed motywami, mogącymi zniechęcić szeroką widownię do dalszych seansów.
Cliffhanger nie wywołuje więc emocji. Czy w omawianym odcinku jest więc coś co może przysporzyć widzów o szybsze bicie serca? Czy będzie to wielka fala tsunami zalewająca kurort, w którym obecnie przebywają Seth i Lyor? A może liczne sceny akcji z udziałem Hanny i córki Damiena lub ofensywa polityczna Corneliusa Mossa? Niestety nic z tych rzeczy. Wątek katastroficzny broni się co prawda zabawnymi i ciepłymi relacjami Setha i Lyora, ale trwa zbyt krótko, aby zainteresować widza. Segmenty z udziałem Hanny i Amy są nieciekawe i sztampowe. Przyjaźń rodząca się pomiędzy bohaterkami jest grubymi nićmi szyta i naprawdę trudno uwierzyć w więź pomiędzy tymi postaciami. Najbardziej po macoszemu zostaje potraktowany jednak Moss. Polityk, zapowiadający się na całkiem intrygującego antagonistę, w finale dostaje kilka minut ekranowych, podczas których nawet w małym procencie nie realizuje swojego potencjału.
Bardzo źle wypada ponownie protagonista. Tom Kirkman, który w przeciągu całego serialu zapracował sobie na miano jednego z najbardziej irytujących głównych bohaterów we współczesnym serialu telewizyjnym, w finale daje wybitny popis swojej bezpłciowości. Ciepłe kluchy to, przy owym prezydencie USA, wyjątkowe wykwintne danie. W ostatnim odcinku bohater balansuje na granicy niewidzialności. Kirkman nie przekonuje zarówno podczas rozmowy z synem, jak i w trakcie organizowania pomocy dla poszkodowanych przez tsunami oraz wtedy, gdy ogłasza start w nadchodzących wyborach, jako bezpartyjny kandydat. Duża w tym „zasługa” Kiefer Sutherland, który przyjął osobliwą manierę przy portretowaniu prezydenta. A może on po prostu nie potrafi grać?
Designated Survivor najpewniej przetrwa i powróci za jakiś czas z trzecim sezonem. Zaskakujące, ale Amerykanie naprawdę lubią ten serial. Bawią ich pseudokomediowe perypetie młodych członków administracji prezydenckiej. Ekscytuje bieganina i kopanina w wykonaniu Hanny Wells. W końcu, wzbudza sympatie dobroduszne spojrzenie Toma Kirkmana, na tle powiewające flagi z gwiazdkami. W mniemaniu wielu, lepsze to niż skompromitowany aktor w roli prezydenta, któremu ręce spływają krwią… Designated Survivor musi więc być ciągle w eterze, bo pokrzepionych serc nigdy za wiele. Szkoda tylko, że przy okazji serial prezentuje kłamliwy wizerunek najpotężniejszego człowieka na świecie i spełnia rolę propagandową.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat