Dom grozy: sezon 3, odcinek 4 – recenzja
Przypominając sobie poprzednie sezony Domu grozy, można zauważyć, że odcinki retrospektywne, skupiające się tylko na jednym wątku, trzymały zawsze bardzo wysoki poziom artystyczny. A Blade of Grass potwierdza tę tendencję. Jest jak do tej pory najlepszym epizodem w bieżącym sezonie i odgrywa kluczową rolę w mitologii świata serialu.
Przypominając sobie poprzednie sezony Domu grozy, można zauważyć, że odcinki retrospektywne, skupiające się tylko na jednym wątku, trzymały zawsze bardzo wysoki poziom artystyczny. A Blade of Grass potwierdza tę tendencję. Jest jak do tej pory najlepszym epizodem w bieżącym sezonie i odgrywa kluczową rolę w mitologii świata serialu.
Może się wydawać, że w omawianym odcinku nie dzieje się zbyt wiele. Jedno pomieszczenie i trójka bohaterów. W zasadzie jest ich tylko dwoje – Vanessa i wciąż bezimienny pielęgniarz, który w przyszłości stanie się potworem Frankensteina. Doktor Seward odgrywa tutaj raczej rolę moderatora tej psychodramy, kogoś, kto nie wpływa na bieg wydarzeń, tylko stoi w cieniu i obserwuje. W związku z tym forma jest oszczędna, ale historia kinematografii zna już takie przypadki, kiedy twórcy decydowali się umieścić akcję godzinnego odcinka serialu tylko w jednym pomieszczeniu i posłużyć się tylko dwójką postaci. Aby to jednak zagrało, aktorzy musieli wziąć na siebie cały ciężar i zaangażować emocjonalnie widza w wydarzenia na ekranie mimo pozornego braku akcji. Całe szczęście w omawianym odcinku wyszło to doskonale.
Prawdopodobnie się powtarzam, ale Eva Green jako Vanessa Ives jest doskonała, a Rory Kinnear to zdecydowanie kolejna aktorska ozdoba Penny Dreadful. Ta pierwsza wciela się tutaj w postać w, wydawać by się mogło, najgorszym stanie psychozy - szaloną, niebezpieczną, nieprzewidywalną. Jej pielęgniarz natomiast jest delikatny, nieśmiały i dobroduszny. Ten kontrast między nimi stał się fundamentem łączącej ich relacji. Emocje, na początku zachowawcze, przeradzają się w coraz bardziej intensywne. Dochodzi nawet do próby zbliżenia, a przy rozstaniu pada słowo "kocham".
Obserwując ich wspólne doświadczenia, widz jest cały czas zaskakiwany. Wiemy przecież z poprzednich odcinków, że ta dwójka spotykała się w teraźniejszości. Mimo że pojawiła się między nimi nić sympatii, o żadnych głębszych romantycznych uczuciach nie było mowy. Taka przewrotność nie była do tej pory cechą charakterystyczną Penny Dreadful, ale doskonale odświeżyła formę i tchnęła nowe życie w wątek potwora Frankensteina, który do tej pory nie wszystkim przypadał do gustu.
Relacja tej dwójki jest z pewnością światełkiem w mroku spowijającym główną bohaterkę w celi zakładu dla obłąkanych. Przez cały odcinek jesteśmy świadkami kolejnych zmian fizycznych i maniakalnych stanów emocjonalnych Vanessy, będących wynikiem leczenia choroby psychicznej metodami eksperymentalnymi - od tzw. hydroterapii po elektrowstrząsy. Nie widzimy samych zabiegów, jedynie to, w jaki sposób pacjentka na nie reaguje. Ma to oczywiście katastrofalne skutki zarówno dla jej psychiki, jak i fizyczności, a wszystko to w klaustrofobicznej bieli celi dla szaleńców. Widz nie doświadczy panoramicznych ujęć, brak jakichkolwiek krajobrazów – jesteśmy uwięzieni wraz z panią Ives, a jej cierpienie jest wręcz namacalne. Bliżej się już nie da być, aby doświadczyć emocji, które targają postać graną przez Eve Green.
Odcinek można podzielić umownie na dwa akty. Pierwszy z nich przedstawia relację dwójki bohaterów i pokazuje skutki leczenia. W drugim na scenę wchodzą główni antagoniści serialu. Okazuje się, że dwóch braci, Lucyfer i Dracula, konkuruje między sobą o Vanessę Ives. Jeden głęboko w piekle pragnie jej duszy, drugi tu na ziemi pożąda jej ciała. Dlaczego? Tego jeszcze nie wiemy. Twórcy nie ujawniają nam zbyt wiele szczegółów. Dawkują emocję – przecież było ich w tym odcinku wystarczająco dużo. Finalnie Vanessa wybudza się z hipnozy, poznając imię drugiego z jej prześladowców. Jak widać, wydarzenia z tego kameralnego odcinka będą miał kluczowy wpływ na przynajmniej dwa wątki i z pewnością zintensyfikują akcję w kolejnych tygodniach.
Dzięki takim odcinkom Penny Dreadful staje się serialem wyrazistym i wyróżniającym się na tle innych produkcji telewizyjnych. Nie korzysta z utartych schematów i nie schlebia gustom. Zwykły „zjadacz telewizorów” raczej nie będzie zainteresowany godzinnym dialogiem dwójki postaci w jednej scenerii. A przecież jest w tym dużo więcej, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać: klasyczny język, niesamowite zdjęcia, wybitna gra aktorska, nawiązania literackie, dbałość o historyczne szczegóły. Do tego wszystkiego konwencja horroru, tak często bagatelizowana przez znawców kultury i sztuki. Penny Dreadful udowadnia, że gatunek ten w odpowiednich rękach także może otrzeć się o artyzm, a odcinek taki jak A Blade of Grass jest na to ewidentnym dowodem.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat