W Doom Patrol pojawili się goście z kosmosu, a bohaterowie muszą zmierzyć się z realnymi konsekwencjami ostatnich wydarzeń. Jest co prawda spokojniej niż w poprzednich odcinkach, jednak seans i tak wprawi nas w konsternację.
Twórcy
Doom Patrol wciąż bawią się z widzami jak nikt inny w świecie ekranowych przygód superbohaterów. Co tu dużo mówić -
Space Patrol udowadnia najlepiej, że zależy im głównie na tym, aby wprowadzić nas w konfuzję. Choć powoli wkraczamy już w decydujący etap 2. sezonu, scenarzyści raz jeszcze postanowili wzbogacić fabułę o mylne tropy i niedopowiedzenia, tak liczne, że po seansie odbiorców ogarnie istna konsternacja. Co właściwie dzieje się w Podziemiu i jak zachowa się Miranda w roli głównej osobowości Szalonej Jane? Dlaczego Szef postanowił wypchnąć Robotmana ze statku kosmicznego? Czy Dorothy wywiąże się z obietnicy niewzywania Candlemakera? Tajemnic jest tu bez liku, a samo ich odkrywanie staje się pasjonujące. Wszystko na tle psychologicznych rozterek bohaterów, którzy nie dość, że zmagają się z własnymi traumami, to w tym tygodniu muszą stawić czoło rodzinnej spuściźnie i wszechogarniającemu poczuciu osamotnienia. W dodatku serwuje się nam takie perełki jak ekspresowa metamorfoza Cliffa; najpierw odwołuje się on do swojego heroizmu w czasie dywagacji nad odciętym palcem, by później wdać się z Dorothy w fenomenalną rozmowę o gniewie, frustracji i skrywanym w zakamarkach psyche wstydzie. Nawet jeśli nie do końca wiemy, w którym fabularnym kierunku podążamy, to po ostatnim odcinku autorom produkcji możemy powiedzieć tylko jedno: w to nam grajcie!
Pod względem tempa akcji
Space Patrol zwalnia w porównaniu do poprzednich odcinków - ekranowych dziwactw również jest tu mniej niż w minionych tygodniach. Równowaga pomiędzy groteską a wewnętrznym bólem zostaje nieco zachwiana; powaga przekazu bierze więc ostatecznie górę nad surrealistyczną tonacją. Tej zależności nie zmieni nawet wprowadzenie postaci Pionierów z Walentiną Wostok na czele czy kuriozalna w wydźwięku, orbitalna ucieczka Dorothy. Oba elementy służą de facto przyglądaniu się traumom Larry'ego i Spinner z nieco innej perspektywy: w pierwszym przypadku idzie o metaforę kosmicznej pustki, w drugim o coś, co moglibyśmy nazwać "opowieścią o dwóch ojcach". Zwróćcie bowiem uwagę, że Cliff i Niles w stosunku do Dorothy prezentują dwie zupełnie odmienne wizje rodzicielstwa. Obaj płacą za błędy przeszłości, lecz koniec końców wspólnie odnajdują drogę do zrozumienia zachowania dziewczynki. Kwestia ojcostwa ma też istotne znaczenie w wątku Cyborga i Roni; Vic dowiaduje się przecież, że Silas sam sobie przetrącał kręgosłup moralny, by realizować dawne cele. Protagoniści szukają nieustannie swojego miejsca wśród najbliższych, co dosłownie i w przenośni oddaje najlepiej historia próbującej odnaleźć się w Podziemiu Jane. Ten fabularny element zostaje podszyty wielką tajemnicą, zaklętą w rytuałach i tasowaniu kolejnymi osobowościami bohaterki. Trudno go na razie umiejscowić na całej mapie obecnej odsłony serii, lecz konfrontacja pomiędzy Podziemiem, Dorothy a rzeczywistością innych postaci wydaje się nieunikniona.
Na trzy odcinki przed finałem 2. sezonu wciąż nie jesteśmy pewni, gdzie znajduje się wyjście z tego fabularnego labiryntu, nie mówiąc już o tym, że trajektorii ucieczkowej z emocjonalnych katuszy dla tych bohaterów najprawdopodobniej nie ma. Na dzień dzisiejszy nie jestem więc przekonany, czy wszystkie obecne wątki faktycznie są potrzebne, by odwołać się tylko do przeciąganej tydzień w tydzień historii Roni czy konfrontowania Rity z próbami podboju sceny aktorskiej. Owszem, to kolejne zabiegi poszerzające nasze spektrum spojrzenia na traumy poszczególnych bohaterów, jednak brakuje im wartościowych konkluzji, tych samych, które w każdym odcinku widzimy w odniesieniu do pozostałych postaci. Z drugiej strony największym błędem byłoby zakładanie, że którykolwiek z wątków w zamyśle twórców ma marginalne znacznie tudzież nie posłuży jako platforma do dalszego zagłębiania się w psyche protagonistów. Warto więc podkreślić, w jak wysublimowany sposób autorzy serialu podchodzą do postaci Szefa; w poprzednich tygodniach próbowano w nas wzbudzić względem niego empatię, by teraz raz jeszcze zaakcentować jego dwulicowość i skłonność do zdrady. To jednak nadal za mało, by odpowiednio zaklasyfikować go na osi dobro-zło; może Niles ma jakiś większy plan, którym jeszcze nie podzielił się ze swoimi podopiecznymi? Wyobraźnia scenarzystów jest na tyle pojemna, że chyba nikogo nie zdziwiłoby, gdyby za tydzień czy dwa na ekran powrócił niezrównany żartowniś, Pan Nikt.
W przededniu decydujących odcinków 2. sezonu wiemy jedynie, że rzeczywistość członków Doom Patrol pogrąża się w chaosie - symbolizuje go nie tylko przesuwanie akcentów w Podziemiu, ale również realne konsekwencje zabicia przez Candlemakera Laleczki. Nie ma tu żadnych fabularnych dróg na skróty czy łatwych rozwiązań poszczególnych wątków; im bliżej konkluzji, tym więcej twórczego strumienia świadomości. Z niecierpliwością czekam też na to, w jaki sposób twórcy zdecydują się na pokazywanie międzyplanetarnych wojaży Szefa. W serialu z relatywnie niewielkim budżetem efekty specjalne mogą zaburzyć naszą ocenę całej historii. Cóż, zgodnie jednak ze słowami Wostok, czasem musimy zmienić perspektywę, a ta kosmiczna sama w sobie wydaje się fascynująca. Co więcej, chyba zgodzicie się ze mną, że Doom Patrol to dziś kosmos w wielu tego słowa znaczeniach, prawda?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h