El Camino: Film Breaking Bad - recenzja filmu
Skok na kasę czy emocjonalne pożegnanie? Pełna napięcia kontynuacja czy rozlazły sequel? Czas sprawdzić co przynosi nam długo oczekiwany El Camino: Film „Breaking Bad".
Skok na kasę czy emocjonalne pożegnanie? Pełna napięcia kontynuacja czy rozlazły sequel? Czas sprawdzić co przynosi nam długo oczekiwany El Camino: Film „Breaking Bad".
El Camino: Film „Breaking Bad” rozpoczyna się tam, gdzie zakończył się Breaking Bad. Walter White nie żyje, imperium narkotykowe leży w gruzach, a Jesse ucieka z trwającej całą wieczność niewoli. Kwintesencją El Camino jest właśnie podróż, którą odbywa główny bohater. Nie chodzi tu bynajmniej o przemieszczanie się z miejsca na miejsce w celu znalezienia bezpiecznego schronienia. Jesse odbywa wewnętrzną odyseję – powraca do mrocznych wydarzeń z przeszłości, ale także wędruje wśród dobrych, pogodnych chwil. Na swojej drodze spotyka tych, których niegdyś poznał, oraz nowe postacie, będące zaledwie krótkimi przystankami w jego podróży. Wszystko po to, żeby przejść metamorfozę – swoistą przemianę, pozwalającą mu zostawić przeszłość i zacząć wszystko od początku. Film pokazuje ten proces, a finałowa klamra z Walterem White’em w roli głównej jest perfekcyjnym domknięciem całości.
Czy powyższe sprawia, że El Camino jest dobrym filmem? Oczywiście, że tak. To świetny obraz z kilku powodów. Produkcja przede wszystkim odpowiada na pytanie, co stało się z Jessem, po tym, gdy w Breaking Bad wszystko się skończyło. Postać Waltera wyczerpano fabularnie i charakterologicznie, a Jesse pod tym względem pozostawiał nieco do życzenia. Teraz, niedociągnięcie to zostaje naprawione z nawiązką. Twórcy w świetny sposób pokazują nam stan ducha bohatera. Liczne retrospekcje rzucają światło na koszmar, który omal go nie zniszczył. „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”, powiedział niegdyś Friedrich Nietzsche i w przypadku Jesse’ego jest to jak najbardziej zasadne. Katorżnicza niewola ukształtowała Pinkmana, czyniąc z niego człowieka silnego, zdecydowanego i niezłomnego. Bohater El Camino nie ma w sobie już nic z młodziaka rzucającego co drugie słowo „bitch!” i tym podobne inwektywy. Co ciekawe, całe zło z jego przeszłości ulokowane zostało w ostatnim okresie, kiedy protagonista więziony był przez Todda i jego kolegów. Waltera tym razem potraktowano dość łagodnie, a to przecież on wciągnął chłopaka w niebezpieczny biznes.
Fabularnie mamy więc ciekawą opowieść o leczeniu ran i walce do samego końca. Drugi powód świadczący na korzyść El Camino stanowi gratkę dla fanów Breaking Bad. Jak łatwo się domyślić, produkcja przepełniona jest motywami charakterystycznymi dla kultowego serialu. Mamy tu oczywiście klimatyczną estetykę i oprawę audiowizualną, ale to jeszcze nie wszystko. W filmie pojawia się kilka postaci, których nie spodziewaliśmy się już zobaczyć na ekranie. Todd, Mike, Badger, Chudy Pete, a nawet Jane Margolis (zaskakujące cameo Krysten Ritter), no i oczywiście Heisenberg we własnej osobie. Zabrakło Saula i paru innych, ale miłośnicy serialu Vince’a Gilligana powinni być usatysfakcjonowani obsadą. El Camino jest jak dawno nieoglądany album ze zdjęciami, pełen fotografii ze starych, dobrych czasów. Chyba każdy miłośnik Breaking Bad doceni tę nostalgiczną podróż po jednym z najlepszych seriali wszech czasów.
El Camino to także świetny film ze względu na tempo akcji, realizację i samą opowieść. Ktoś mógłby przypuszczać, że historia o leczeniu ran wygeneruje dłużyzny, podczas których Jessie będzie użalał się nad sobą. Nic bardziej mylnego. Mamy tutaj wiele wspaniałej rozrywki. Od prześmiesznej makabry (Todd jak zawsze staje na wysokości zadania), przez sceny trzymające w napięciu do samego końca, aż po motywy akcji (świetnie zrealizowany pojedynek rewolwerowców). Gilliganowi udaje się przemycić do El Camino esencję Breaking Bad. Ciężkie wątki, wraz z tymi lekkimi i wzruszającymi dają niesamowicie smaczny koktajl rozrywkowy, który powinien przypaść do gustu praktycznie każdemu. Trwający ponad dwie godziny obraz jest doskonałym dowodem na to, że twórca czuje się jak ryba w wodzie również w pełnometrażowej formie.
W ostatnich scenach El Camino Jesse Pinkman dociera do celu, a u oglądających pozostaje niedosyt. To wciąż nieskończona historia! Dostaliśmy przecież coś na kształt genezy nowego bohatera, który ma szansę rozpocząć wszystko od początku. Nie widzę innej możliwości jak kolejne filmy toczące się w świecie Breaking Bad. Olbrzymi potencjał uniwersum stworzonego przez Gilligana daje szansę na opowiadanie historii praktycznie w nieskończoność. Jeśli całość miałaby prezentować taki poziom jak El Camino, to ja jestem jak najbardziej na tak!
Źródło: zdjęcie główne: materiały promocyjne
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat