Fargo: sezon 3, odcinek 5 i 6 – recenzja
Podczas seansu 3. sezonu Fargo towarzyszy nam nieodparte wrażenie, że gdzieś to już wszystko widzieliśmy. Pewne wątki, postacie i sytuacje przewijały się w poprzednich sezonach. Miały jedynie inną formę. Czy można uznać to za wadę produkcji, czy trzeba takie rozwiązania traktować raczej jako siłę i znak rozpoznawczy serialu?
Podczas seansu 3. sezonu Fargo towarzyszy nam nieodparte wrażenie, że gdzieś to już wszystko widzieliśmy. Pewne wątki, postacie i sytuacje przewijały się w poprzednich sezonach. Miały jedynie inną formę. Czy można uznać to za wadę produkcji, czy trzeba takie rozwiązania traktować raczej jako siłę i znak rozpoznawczy serialu?
W szóstym odcinku dochodzi do tragicznego i kluczowego wydarzenia dla całej fabuły. Ray ginie, a za śmierć odpowiedzialny jest jego brat Emmit. Na pomoc w sprzątnięciu „bałaganu” przybywa Varga, który z charakterystycznym sobie urokiem zaciera ślady niedawnej zbrodni. Podczas tego segmentu chyba każdemu przypomni się początek pierwszego sezonu Fargo, kiedy to Lester po zabójstwie żony wzywa na pomoc demona w postaci Lorne Malvo. Takich kwiatków jest dużo więcej. W dwóch najnowszych odcinkach twórcy nawet nie próbują ukryć, że malują wciąż jeden i ten sam obraz. Mimo że kontury i zarysy tworzą bliźniaczy szkic, paleta barw i odcieni jest zupełnie inna. Ten zabieg artystyczny sprawia, że śledząc po raz trzeci tę samą opowieść, nie nudzimy się nawet przez moment.
Dwa ostatnie odcinki Fargo pełne są większych lub mniejszych smaczków, które stanowią esencję formatu. Wystarczy wspomnieć świetne wejście księgowego z urzędu skarbowego i jego późniejszą konfrontację z człowiekiem Vargi, motyw z życiodajnym pucharem albo prawdziwe historie z początku szóstego odcinka. Czy pamiętacie spotkanie Sy Feltza z Ruby Goldfarb albo frapującą przypowieść zwierzchnika Glorii? Takich niuansów jest multum i każdy następny jest lepszy od poprzedniego.
Być może nie robiłyby one takie wrażenia, gdyby nie świetne występy aktorów. Trzeci sezon Fargo to Mount Everest aktorski we współczesnej telewizji. To, co na naszych ekranach wyczyniają Michael Stuhlbarg i David Thewlis, to istne mistrzostwo świata. Obydwaj doskonale wpasowują się w dziwaczną estetykę Fargo. Dobrze rozumieją groteskę, której prekursorami są Ethan Coen, dzięki czemu tworzą jedne z najbardziej charakterystycznych kreacji w historii serialu. Na wysokości zadania staje oczywiście też Ewan McGregor. To na jego barkach spoczywa największy fabularny ciężar. Radzi sobie z nim dobrze. Fajerwerków być może nie ma, ale aktor zdecydowanie staje na wysokości zadania. Trochę gorzej jest z paniami, lecz tutaj upatrywałbym winę w oszczędniej napisanych rolach. Mary Elizabeth Winstead sprawdza się dobrze jako bezwzględna Nikki, jednak daleko jej do świetnej kreacji Kirsten Dunst z drugiego sezonu. Podobnie jest z Carrie Coon. To uznana aktorka, występuje teraz w kilku bardzo ważnych produkcjach. Można odnieść wrażenie, że w Fargo jak na razie jest najsłabsza. Jednak z drugiej strony jej rola nie wymaga wspięcia się na wyżyny aktorskie. Jak do tej pory.
Co z tego, że trzon fabularny zostaje po raz kolejny powielony, jeśli możemy delektować się niesamowitą estetyką i oprawą audiowizualną? Muzyka, zdjęcia i montaż stoją na bardzo wysokim poziomie, dzięki czemu seans z Fargo to zawsze miłe dla oka i ucha doświadczenie. Forma serialu żywcem wyjęta ze stylistyki filmów braci Coen sprawdza się w telewizji doskonale. Noah Hawley nadał ton, teraz pozostali reżyserowie podążają wcześniej wytyczoną drogą.
Trzeci sezon Fargo ma oczywiście swoje wady. W dwóch ostatnich epizodach pojawiło się kilka niepotrzebnych dłużyzn. Konflikt braci mógł być poprowadzony w trochę bardziej zaczepny sposób. Właśnie się zakończył, a my obserwowaliśmy jedynie wojnę podjazdową zamiast walk na otwartym froncie. Trochę zabrakło pomysłu i oryginalności w rozpisaniu tego wątku. Panowie wściekali się na siebie, rwali włosy z głowy, organizowali podstępy, jednak nie przyprawili widza o opad szczęki. Tragiczny finał Raya, mimo że zaskakujący, nie miał odpowiedniego ciężaru emocjonalnego. Być może pojawi się on w kolejnych odcinkach.
Mimo tym podobnych niedociągnięć poziom całej opowieści nadal jest bardzo wysoki. Dzięki estetyce i licznym postmodernistycznym odniesieniom serial ma artystyczny pazur sprawiający, że każdy jego odcinek to wyjątkowe doznanie. Znana nam dobrze przypowieść o dobru, złu i głupocie, opowiadana po raz trzeci, nie nuży. Mimo że widz domyśla się, jak to wszystko się zakończy, nie może oderwać wzroku od telewizora, delektując się świetną grą aktorską i pierwszorzędną oprawą techniczną. Fargo jest doskonałym przykładem produkcji, gdzie forma idealnie dopełnia prezentowaną treść.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat