Flash: sezon 4, odcinek 2 – recenzja
Flash zmierza dokładnie w to samo miejsce, do którego trzy lata temu dobił serial Arrow. Nie jest to bynajmniej wyspa Lian Yu, choć jeśli tak dalej pójdzie, to serial osiądzie na mieliźnie i raczej już się z niej nie wygrzebie.
Flash zmierza dokładnie w to samo miejsce, do którego trzy lata temu dobił serial Arrow. Nie jest to bynajmniej wyspa Lian Yu, choć jeśli tak dalej pójdzie, to serial osiądzie na mieliźnie i raczej już się z niej nie wygrzebie.
Już premiera czwartego sezonu pokazała, że aby wytrzymać z serialem do końca sezonu, będzie trzeba mieć duże pokłady cierpliwości i zrozumienia dla tego, co dzieje się na ekranie. A będzie o to trudno, bo też oglądanie love story w serialu, który przecież z założenia jest o superbohaterach, coraz bardziej mija się z celem. W epizodzie zatytułowanym Mixed Signals nie pomaga również kolejny złoczyńca – Kilgore, który... kontroluje wszystko, co elektroniczne i wypada to naprawdę słabo.
O tym, jak zły jest ten odcinek, świadczy choćby jego opis. „Barry ma pełne ręce roboty, gdy musi zmierzyć się z meta-złoczyńcą, który potrafi kontrolować technologię, a jednocześnie konfrontując się z przeszkodą w jego własnym życiu – czyli porzuceniem Iris na sześć miesięcy w celu zrównoważenia Speed Force. Tymczasem Gypsy wychodzi z wyłomu na gorącą randkę z Cisco, lecz jest zirytowana gdy nie potrafi on odstawić pracy na bok”. I taki jest też ten odcinek – w przeważającej części irytujący głównie przez babranie się już nie w jednym związku, ale w dwóch. Problemy, jakie ma Barry w związku ze swoją ukochaną, spłaszczają cały odcinek. Temu wątkowi jest poświęcona większa część czasu antenowego. Owszem, są nawet całkiem zabawne momenty, ale nie przyćmiewają jednego – nudy. Coraz mniej we Flashu jest rzeczy, które wzbudzają zainteresowanie. Jeszcze w poprzednim sezonie mimo wszystko dało się w każdym odcinku odnaleźć coś, co przykuwało i sprawiało, że jednak chciało się dotrwać do końca sezonu. W tym epizodzie praktycznie wszystko położyło Flasha, włącznie z głównym przeciwnikiem Kilgorem, którego widok wywoływał najczęściej uśmiech politowania. Wyjątkiem był nowy strój Flasha, który jednak po perypetiach z tego odcinka chyba już więcej się nie pojawi.
Żeby nie było za mało wątków miłosnych, dorzucono do tego Cisco i Gypsy, którzy – jak przystało na ten serial, również mają swoje problemy w związku. Brakowało jeszcze, aby do rzucić tutaj problemy miłosne Joego Westa oraz Kid Flasha. Mielibyśmy wtedy coś na wzór „Mody na sukces”, którą momentami serial zresztą zaczyna coraz mocniej przypominać.
Nadzieję na lepsze jutro daje główny przeciwnik Flasha – Thinker, który znacznie odbiega od poprzednich wrogów Flasha. O jego zamiarach wiemy na razie tylko tyle, że próbuje najwyraźniej zebrać określoną liczbę meta-ludzi, których zapewne postawi przeciwko Barry'emu i całej jego ekipie. O tym przekonamy się jednak dopiero w kolejnych epizodach.
Początek tego sezonu dla The Flash jest jak na razie bardzo zły. Jest mało interesujących wątków, a wszystko psuje zrobienie z tego serialu całkowitej teen dramy. To położyło już jeden serial z Arrowerse i najwyraźniej tak się też stanie z Flashem, bo nic nie zapowiada tego, aby twórcy mieli zamiar obrać inny kierunek niż zrobienie wielkiego love story Barry'ego i Iris.
Źródło: zdjęcie główne: Dean Buscher/The CW
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat