Forspoken - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 24 stycznia 2023Forspoken to gra pełna kontrastów. Czasami zachwyca i daje frajdę z eksploracji, by za moment rozczarować zadaniami lub wywołać zażenowanie kiepskimi dialogami.
Forspoken to gra pełna kontrastów. Czasami zachwyca i daje frajdę z eksploracji, by za moment rozczarować zadaniami lub wywołać zażenowanie kiepskimi dialogami.
Alfre "Frey" Holland, główna bohaterka Forspoken, w którą wciela się Ella Balinska, nie ma łatwego życia. Młoda kobieta wraz ze swoją kotką o imieniu Homer pomieszkuje w opuszczonym mieszkaniu gdzieś w nowojorskiej dzielnicy Hell's Kitchen, zmaga się z niebezpiecznym gangiem i regularnie wchodzi w konflikty z prawem. Marzy o tym, by wyrwać się szarej codzienności i rozpocząć zupełnie nowe życie w innym miejscu. I nawet nie domyśla się, że wkrótce spotka ją historia rodem z czytanej przez nią Alicji z Krainy Czarów. W tym przypadku możemy jednak śmiało powiedzieć o wejściu z deszczu pod rynnę, choć w miejscu, do którego trafia, czekają na nią zupełnie inne przeciwności losu...
Ostrożnie z życzeniami
Frey pewnego dnia natrafia na magiczny portal, który zabiera ją do Athii. To fantastyczna kraina zamieszkiwana przez ludzi, którzy szczęśliwie, zupełnym przypadkiem porozumiewają się pięknym, płynnym angielskim - co zresztą sama gra tłumaczy odbiorcom w niezwykle głupiutki sposób. Można to potraktować jako swoistą zapowiedź tego, co będzie czekać nas przez kolejnych kilkanaście godzin. Sama historia, mimo intrygującego (choć bardzo oklepanego) punktu wyjścia z podróżą do alternatywnego świata, jest do bólu przewidywalna, wiele z wydarzeń dzieje się w myśl zasady "bo tak", a dialogi momentami powodują zgrzytanie zębami.
Athia dawniej była niemalże utopią. Mieszkańcy żyli w zdrowiu i szczęściu pod rządami czterech dobrych, mądrych i potężnych władczyń zwanych Tantami. W pewnym momencie krainę pogrążyło tajemnicze, niszczycielskie zjawisko o nazwie "The Break", które przemieniło zwierzęta i nieszczęśników w żądne krwi monstra. Same Tanty zaś pogrążyły się w szaleństwie, nie tracąc przy tym swoich nadludzkich, magicznych mocy, co – jak nietrudno się domyślić – było iście wybuchową mieszanką. I tu na arenę wkracza Frey, podróżniczka z innego wymiaru. Nie jest typem bohaterki, ale sytuacja sprawia, że musi się nią stać.
W zasadzie już od pierwszych minut można domyślić się, do jakiego finału to zmierza. Samo to nie byłoby jeszcze niczym złym, gdyby droga do napisów końcowych była interesująca. Tak niestety nie jest. Główna bohaterka prawdopodobnie miała być postacią, z którą graczom łatwo byłoby się utożsamić, ale wypada to bardzo kiepsko, bo jest ona zwyczajnie niesympatyczna. Dodatkowo rzucane przez nią przekleństwa brzmią sztucznie i nijak nie pasują do sytuacji, w których je słyszymy. W przypadku innych mieszkańców Athii nie jest wcale lepiej. Dostają zbyt mało czasu, by jakkolwiek się nimi przejmować, przez co sceny, które powinny wywoływać jakieś emocje, sprawiają, że jedynie wzruszamy ramionami.
Frey w krainie czarów
Skołowana przejściem przez portal protagonistka szybko znajduje kompana w postaci... mówiącej bransolety. Towarzysz nie tylko wyjaśnia jej, gdzie właściwie się znalazła, ale też zapewnia dostęp do magicznych zdolności, które umożliwiają przetrwanie spotkań ze zmutowanymi zwierzętami i zombie. Zaklęcia odgrywają w Forspoken kluczową rolę i są jednym z największych atutów dzieła Luminous Studios. Początkowo mamy dostęp do zaledwie kilku z nich, pozwalających na miotanie skalnymi pociskami i szybkie bieganie oraz omijanie przeszkód przy pomocy "magicznego parkuru". Z czasem, gdy rozgrywka się otwiera, jest tego znacznie więcej, na czym zabawa naprawdę sporo zyskuje.
Pierwsze godziny są zdecydowanie najmniej ekscytujące. Przez około 30-40% głównego wątku fabularnego mamy do dyspozycji jedynie najprostsze czary, a więc cały czas spędzamy na pruciu kamieniami do wrogów i bieganiu z miejsca na miejsce. Również pod kątem samej historii nie dzieje się zbyt wiele. Ot, Frey zamierza pozbyć się jednej z władczyń, by uzyskać informacje niezbędne do powrotu do Nowego Jorku. Dopiero po tym przydługim wstępie dzieje się więcej pod względem fabuły i rozgrywki. Rzecz w tym, że początek prawdopodobnie odrzuci sporo odbiorców i zniechęci ich do dalszej przygody. A szkoda, bo później naprawdę da się dostrzec przebłyski potencjału i tego, czym mogłoby być Forspoken.
Gdy Frey odblokowuje kolejne zdolności do walki oraz eksploracji, to przemierzanie Athii i walka z oponentami potrafi dać sporo frajdy. Łączenie ze sobą zdolności jest satysfakcjonujące, a towarzyszące temu efekty wizualne naprawdę mogą się podobać. Szczególne dobre wrażenie robi to w przypadku pojedynków z bossami, gdzie większą rolę odgrywa odpowiedni dobór czarów i skuteczne unikanie wrogich ataków. Niektóre z tego typu starć pozytywnie zaskakują również pomysłowością, bo nie polegają wyłącznie na biciu wroga z większym paskiem zdrowia.
Całość cierpi jednak z powodu naprawdę nudnego, otwartego świata. Wbrew pozorom nie jest on pusty (takie wrażenie można było odnieść po wersji demonstracyjnej), ale też trudno mówić, by wypełniały go interesujące aktywności. Na mapie rozsiano mnóstwo symboli oznaczających różne typy pobocznych zadań, ale zdecydowana ich większość sprowadza się do tego samego, a związane z tym nagrody nie są na tyle ekscytujące, by chciało się tym zajmować. Po zapoznaniu się z kilkoma znacznikami odniosłem wrażenie, że widziałem już wszystko, co Athia ma do zaoferowania, i skupiłem się na głównym wątku. A ten okazał się... zaskakująco krótki. Dotarcie do napisów końcowych zajęło mi około 14 godzin. Prawdopodobnie, gdybym od początku zajmował się wyłącznie fabułą, to spokojnie wyrobiłbym się w osiem, może dziewięć godzin.
Pamiętam, że w 2020 roku pierwszy teaser Forspoken, wtedy znanego jako Project Athia, bardzo mi się spodobał. Niestety finalny produkt wygląda gorzej niż w momencie zapowiedzi, ale też robi kiepskie wrażenie przez to, że w międzyczasie na rynek trafiło kilka produkcji, które zachwycały oprawą graficzną. Tutaj jest bardzo przeciętnie. Athia to oklepany, niewyróżniający się niczym świat fantasy, a lokacje są nudne i pozbawione detali. Na tym tle pozytywnie wyróżniają się natomiast bardzo dopracowane i płynnie łączące się ze sobą animacje, które towarzyszą akrobacjom Frey, oraz efekty cząsteczkowe, które widzimy podczas rzucania zaklęć. Te drugie wiążą się jednak ze spadkami płynności i to w każdym z trzech trybów graficznych. O ile w tym jakościowym jest jeszcze znośnie, o tyle już przy trybie jakości i ray tracingu płynność potrafi wyraźnie spaść.
Znacznie równiejszy poziom ma udźwiękowienie: soundtrack, za który odpowiadają Bear McCreary i Garry Schyman, dobrze pasuje do świata fantasy, a kilka utworów towarzyszących potyczkom z bossami wpada w ucho i zostaje w głowie na dłużej. Ella Balinska i pozostali członkowie obsady wypadają dobrze w swoich rolach – przynajmniej na tyle, na ile pozwala na to scenariusz gry.
Forspoken nie jest dobrą grą. Na szczęście nie jest też grą fatalną czy nawet "tylko" złą. To typowy średniak, w którym praktycznie na każdy jeden solidny element przypada jeden słaby, frustrujący lub po prostu zbędny. Momentami da się tu poczuć frajdę i dostrzec pewien potencjał. Szkoda tylko, że nie został on należycie wykorzystany. Chciałoby się, by tak przyjemny system poruszania się i walki powrócił w przyszłości, ale w towarzystwie ciekawszych bohaterów i lepiej napisanego scenariusza.
Plusy:
+ sporo czarów;
+ efektowne starcia;
+ eksploracja i walka bywają przyjemne;
+ (dla kociarzy) mnóstwo kotów!
Minusy:
- krótki główny wątek i nudne zadania poboczne;
- nudny otwarty świat;
- przewidywalna historia;
- momentami naprawdę okropne dialogi.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat