Fundacja: sezon 2, odcinki 4-5 - recenzja
Fundacja dochodzi do połowy drugiego sezonu. Oceniam 4. i 5. odcinek.
Fundacja dochodzi do połowy drugiego sezonu. Oceniam 4. i 5. odcinek.
2. sezon serialu Fundacja osiąga półmetek. Jest to moment dość przełomowy – wydawać by się bowiem mogło, że do tego czasu zawiążą się już wszystkie główne osie fabularne. I w dużej mierze faktycznie tak jest, ale jednak nadal nie wszędzie – dwa kolejne odcinki serialu w niektórych miejscach popychają akcję do przodu, ale w innych nadal borykają się z pewnego rodzaju monotonią.
Tak jak miało to miejsce w pierwszych trzech odcinkach 2. sezonu, to nadal Trantor jest najciekawszym miejscem akcji. Teraz jednak twórcy nieco odsunęli Brata Dnia na drugi plan – Lee Pace w dwóch nowych epizodach ma już do zagrania znacznie mniej, przez co do głosu dochodzą inni bohaterowie. Ciekawe interakcje obserwujemy zwłaszcza między Zmrokiem i Świtem, którzy nieśmiało nawiązują niepisany sojusz przeciwko środkowemu Bratu. To wyraźna zapowiedź rozłamu, który sygnalizowano już wcześniej. Obserwowanie ich w akcji jest ciekawe. Bunt braci jest w tym środowisku sytuacją bezprecedensową. Zdaje się, że nawet oni sami nie wiedzą, jakie będą konsekwencje ich czynów. Z drugiej strony na Trantorze coraz odważniej zaczyna działać Sareth, która szuka sobie sojuszników do zdemaskowania i obalenia Dnia. Dziewczyna oficjalnie nadal jest chętna na aranżowane małżeństwo z Imperatorem, jednak wszystkie jej działania dowodzą, że jej cel jest zupełnie inny. Na sam ożenek z jakiegoś powodu musimy jeszcze trochę poczekać, co wydaje się dłużyć. Mija już pięć odcinków sezonu, a w tym kierunku nie poczyniono żadnych konkretnych kroków. Nie pozwala to więc w pełni wyczuć, jaka jest aktualna pozycja bohaterki w królestwie (poza tą oczywistą – pozycją troublemakera). Stawka jest wysoka, więc w tym przypadku na pewnego rodzaju dłużyzny da się przymknąć oko – stworzenie podziemia i przeciągnięcie członków królestwa na swoją stronę to nie jest bowiem zadanie, które można wykonać ot tak. Zasadniczo w Imperium jest ciekawie – jak już wspomniałam, najciekawiej w serialu – więc czekam na rozwój sytuacji.
Gaal i Salvor w dalszym ciągu są w podróży wraz ze wcieleniem Hariego Seldona. To właśnie wątek tej trójki jest moim zdaniem najbardziej wtórny. Okej, ich decyzje bez wątpienia mają znaczenie w szerszej perspektywie fabularnej, ale w porównaniu do innych płaszczyzn dzieje się to trochę za wolno. Twórcy zdają się posługiwać w kółko tymi samymi schematami, które ich zdaniem dobrze działają. Sęk w tym, że punkty kulminacyjne (choćby nie wiem jak napakowane akcją) nie mają odpowiedniego wydźwięku, jeśli uparcie się je powiela. Kolejne twarde lądowanie bohaterów na nowej planecie ponownie pełne jest przeszkód i wyzwań, które cudem udaje im się pokonać – przecież to już było. Mam wrażenie, jakbym w kółko oglądała to samo, tym bardziej że poza lataniem statkiem i długimi rozmowami w ich wątku niewiele się dzieje. Na szczęście finał 5. odcinka daje nadzieję na zmianę i wprowadzenie trochę świeżej dynamiki. Trio zawitało bowiem do nowej krainy, gdzie stanęło twarzą w twarz z tajemniczą Tellem Bond (Rachel House). Z utęsknieniem czekam na rozbicie tego zamkniętego środowiska nowymi postaciami. Formuła dywagacji między Sal i Gaal już się wyczerpuje, więc mam nadzieję, że przed nami faktycznie coś świeżego.
W odcinkach 4. i 5. nieco spowolnił też wątek Bela Riose'a, który ponownie objął funkcję generała w armii imperialnej. Po dostarczeniu nam pierwszych wyraźnych emocji bohater został odsunięty na dalszy plan. Owszem, ma swoją pierwszą małą misję, ale nie jest to jeszcze działanie na dużą skalę (jego konsekwencje będą zapewne bardziej dotkliwe dla życia prywatnego Bela aniżeli dla samego Imperium). Cierpi także wątek Demerzel, która miała wyrosnąć na jedną z ciekawszych postaci – po pierwszym zamachu na Imperatora w zasadzie w ogóle jej nie obserwujemy, czego autentycznie mi szkoda. Bohaterka nie ma już solowych scen i jeśli w ogóle jest widoczna w kadrach, to tylko w swojej mechanicznej, niczym niezaskakującej odsłonie. Czekam na więcej żywych i pełnokrwistych scen z jej udziałem – fakt, że Sareth zaczyna odkrywać jej związki z Cleonem, może sugerować, że w kolejnych epizodach zostanie na to położony większy nacisk. Widzę bardzo duże pole do popisu i liczę, że twórcy w pełni je wykorzystają.
Jak na razie rozczarowuje mnie też nieco wątek Hobera Mallowa. Po widowiskowym wejściu do serialu bohater raczej nie zyskuje scenariuszowo w dwóch nowych epizodach. W szybki i bezproblemowy sposób dostaje się do krypty, gdzie otrzymuje ściśle tajną misję do wykonania, a następnie równie szybko rusza w kierunku nowej (samodzielnej już) przygody. Liczyłam raczej na jego większą współpracę z pozostałymi bohaterami – na tym etapie nic takiego jednak się nie wydarzyło, a teraz Mallow zupełnie zniknął z radaru. W 4. epizodzie na jego relację z Constant dodatkowo położono wymiar romantyczny, czego absolutnie nie kupuję. Gdy Mallow wyrusza na misję, zakochani żegnają się z ognikami w oczach, a przecież znają się dosłownie chwilę. Ten wątek jest zupełnie niepotrzebny – budzi raczej zażenowanie i nie przysługuje się w żaden sposób fabule.
W najnowszych odcinkach 2. sezonu Fundacji mamy do czynienia z pewnego rodzaju popchnięciem akcji do przodu, ale nadal w dość zachowawczy sposób. Mnogość postaci jest już na tym etapie bardzo duża – to logiczne, że twórcy chcieliby, aby każdy z bohaterów zabrał głos i mógł zabłysnąć, jednak za często robią to kosztem pewniaków, którzy faktycznie mogliby coś wnieść do fabuły. Najbardziej kuleje pod tym względem odcinek numer 4. poświęcony tematycznie romansom, relacjom damsko-męskim. Nagle pojawił się wątek romantyczny między Constant a Hoberem, przez co stracili pozostali bohaterowie. Serial wciąż jeszcze nie obrał wyraźnego kierunku; mam wrażenie, że każda linia fabularna żyje swoim życiem, niezależnie od siebie. Czekam na wyraźniejsze połączenie poszczególnych wątków. W obecnej formie całość może sprawiać wrażenie chaotycznej. Technicznie nadal znakomicie, aktorzy dają z siebie wszystko, a odcinek 5. na szczęście znacznie nadrabia wady poprzedniego. Za nowe odcinki daję zatem szóstkę, jako sygnał delikatnego spadku formy. W całokształcie całość nadal trzyma się na poziomie 7/10.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat