Funkcjonariusz z czarnym pasem - recenzja filmu
Funkcjonariusz z czarnym pasem to film z na pewno dziwnym i odstraszającym tytułem. Zaskakująco jednak to coś innego, niż on sugeruje.
Funkcjonariusz z czarnym pasem to film z na pewno dziwnym i odstraszającym tytułem. Zaskakująco jednak to coś innego, niż on sugeruje.
Funkcjonariusz z czarnym pasem to tytuł absurdalny, głupi i odstraszający. Nie wiem, kto stwierdził, że fajnie będzie tak nazwać film, ale on sam sugeruje coś niepoważnego i – często też w takich przypadkach – niewartego poświęcenia czasu. Wyrządzono temu projektowi wielką krzywdę, bo jest to zaskakująco dobry film opowiadający o czymś ciekawym, ważnym i mającym sporo jakości. To coś, co jest rozrywką na poziomie przewyższającym netflixową przeciętność. Dlatego szkoda by było, gdyby absurdalny tytuł niepotrzebnie odstraszył potencjalnych widzów.
Śledzimy pracę kuratorów, którzy w Korei Południowej w danym mieście śledzą poczynania osób, które wyszły z więzienia. Każda ma elektroniczne urządzenie monitorujące miejsce pobytu. Każdemu kuratorowi towarzyszy tak zwany oficer-wojownik, czyli osoba ochraniająca w razie problemów. To właśnie w tę rolę wchodzi młody, niedojrzały bohater, który na informację o pracę z kuratorem, zadaje pytanie: „Czy będę się dobrze bawić?”. To zaledwie punkt wyjścia do solidnego ukazania dojrzewania osoby, która w ogniu walki z przestępcami seksualnymi i siatką pedofilów, stawia czoło rzeczom okropnym, trudnym i motywującym do walki. To samo w sobie działa również na widza, bo jednak, gdy po stronie złych są psychopaci krzywdzący dzieci, nietrudno o zaangażowanie w to, co robi tytułowy bohater filmu. Biorąc pod uwagę całokształt fabuły, jest ona prosta, czytelna i klarownie śledzi rozwój centralnej postaci do kogoś, kto odnajduje swoje miejsce na ziemi i nie boi się ryzykować życie. Dobre tempo, brak dłużyzn i niezła nierównowaga pomiędzy akcją, a tym, co istotne pod kątem emocji. Wbrew temu, co napisane jest na Netflixie, nie jest to komedia.
Funkcjonariusz z czarnym pasem nie jest rasowym filmem akcji, ale tej opartej na walkach tutaj nie brakuje. Obsadzono w głównej roli Kin-Woo Bina, który ma czarne pasy w taekwondo, judo i kendo, co zawsze przekłada się na jakość na ekranie. Widać, że to człowiek z umiejętnościami, które dobrze wykorzystuje, by nadać wartości swojemu bohaterowi. Co ważne, to nie jest akcja w stylu kina kopanego, w którym bohater bije armię wrogów, nie złapie zadyszki i nikt go nie tknie. Twórcy stawiają połowicznie na realizm, pokazując oficera-wojownika przede wszystkim jako człowieka, który może się zmęczyć, popełnić błąd i ponieść jego konsekwencje. Takim sposobem, biorąc pod uwagę walkę o uratowanie dziecka przed pedofilem, historia nabiera stawki i emocji, które w tych efektownie nakręconych walkach, są odczuwalne. Te sceny są tak jakby na granicy pomiędzy realizmem a filmową magią, bo starają się być wiarygodne (zmęczenie, przyjmowanie ciosów, rany), ale nie kończą się po kilku ciosach, bo trzeba budować warstwę rozrywkową i zarazem świadomie korzystać z tych scen na korzyść fabuły. To właśnie w tych walkach następuje przemiana bohatera zwanego przez przyjaciół Biegunką. Świetnie wykorzystane dla dobrego efektu i jakości filmu. Do tego z dobrymi pomysłami w choreografii.
Funkcjonariusz z czarnym pasem to przykład tego typu kina, o którym powiemy z czystym sumieniem: „To jest fajne, naprawdę fajne”. Trudno się przyczepić do czegoś szczególnego, bo konstrukcja i struktura nadaje temu rytmu, charakteru i efektu, który jest zaskakująco satysfakcjonujący.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat