Gotham: sezon 3, odcinek 7 – recenzja
Gotham cały czas utrzymuje stabilny poziom, harmonijnie rozwijając najważniejsze wątki, a niektóre ucinając. Co ważne, w najmniej oczekiwanym momencie do gry wydaje się znów wkraczać Trybunał Sów. Jednym słowem - będzie nadal ciekawie i wciągająco.
Gotham cały czas utrzymuje stabilny poziom, harmonijnie rozwijając najważniejsze wątki, a niektóre ucinając. Co ważne, w najmniej oczekiwanym momencie do gry wydaje się znów wkraczać Trybunał Sów. Jednym słowem - będzie nadal ciekawie i wciągająco.
Z najważniejszych wydarzeń, zwłaszcza dla fanów komiksowej kreacji Pingwina, prawdopodobnie zakończył się już wątek homoseksualnej fascynacji Nygmą. Nie zmieniła tego nawet próba odstraszenia klona pani Kringle, która, jak się okazuje, w pełni akceptuje Nygmę razem z jego przeszłością. Ten swoisty mezalians zapowiada coraz częstsze tarcia Pingwina z Edem, jak również daje nadzieję na naprawdę socjopatyczną i wyrazistą parę złoczyńców w już i tak coraz bogatszym panteonie miasta Gotham.
Bo też pustka musi zostać wypełniona, zwłaszcza że ostatecznie udaje się rozprawić z Jervisem Tetchem. W tym wątku zaskakujące było to, że to ostatecznie nie Jim Gordon go złapał, a kapitan Barnes, na którego coraz mocniej oddziałuje krew siostry Tetcha. To, co wydarzyło się w czasie kolacji najstarszych rodzin w mieście, było dopiero przedsmakiem tego, na co stać szefa policji. Sam finał z Tetchem, który odważnie chciał się porwać na najważniejszych ludzi w mieście, był satysfakcjonujący, a przy okazji ponownie mogliśmy spotkać przedstawicielkę Trybunału Sów. Można uznać, że to tajemnicze stowarzyszenie ponownie wraca do gry, a tym razem ich marionetką stanie się Cobblepot. W jakim zakresie i na jak długo Trybunał powraca – trudno ocenić. Już na początku sezonu wydawało się, że będzie on bardzo ważnym graczem na mapie Gotham, po czym na jakiś czas straciliśmy go z oczu. Dla rozwoju fabuły obecność tej organizacji jest jednak nieodzowna i pozwoli położyć kolejne podwaliny pod rozwój młodego Bruce’a Wayne’a.
Interesująco dzieje się również w przypadku Jima Gordona. Co prawda czas poświęcony na jego sercowe rozterki jest trochę zmarnowany, ale ostatnie wydarzenia, w czasie których ledwo z życiem uszła Vale, skłaniają go do tego, na co wszyscy czekaliśmy. Gordon wraca do policji, by zgodnie z literą prawa (albo na własną rękę) tropić i zamykać kolejnych przestępców. To być może zakończy jego wieczne rozterki wewnętrzne, a twórcy nie będą skupiali się na emocjonalnej stronie postaci. Ben McKenzie zwyczajnie w takiej roli się nie sprawdza. Zdecydowanie lepiej prezentuje się jako bezkompromisowy gliniarz.
Gotham jak widać nie stoi w miejscu. Serial, jak i jego bohaterowie (a przynajmniej w większej części), cały czas się rozwija. Twórcy coraz lepiej radzą sobie z tkaniem misternej fabuły, która ma coraz mniej dziur logicznych. Mówiąc w skrócie – Gotham wyrasta na bardzo dobry serial komiksowy i tak jak wcześniej narzekano, że Gotham bez Batmana nie ma sensu, tak teraz zaczął go nabierać.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat