„Graceland”: sezon 3, odcinek 3 i 4 – recenzja
Nie kryłem rozczarowania premierą tego sezonu "Graceland", ale Jeff Eastin z każdym odcinkiem coraz bardziej pozytywnie mnie zaskakuje. Seria nabrała wyrazu i jest zdecydowanie ciekawsza niż poprzednia.
Nie kryłem rozczarowania premierą tego sezonu "Graceland", ale Jeff Eastin z każdym odcinkiem coraz bardziej pozytywnie mnie zaskakuje. Seria nabrała wyrazu i jest zdecydowanie ciekawsza niż poprzednia.
W 3. sezonie "Graceland" trochę irytuje mnie jedynie wątek Johnny'ego. Bohater podejmuje dziwne, często niezrozumiałe decyzje, coraz bardziej brnąc w bagno, w które wpadł. Po kilku odcinkach zaczynam jednak rozumieć zamysł tej historii i chyba nawet ją akceptować. Trzeba jednak szybko ją zakończyć, bo ciągnięcie całej akcji z Carlito aż do końca sezonu będzie nietrafione. Otwarcie się Johnny'ego przed Dalem i akceptacja faktu, że nie jest on Briggsem, to dobry prognostyk - oby dalej był tu niezły pomysł.
Motyw związany z Charlie i Amber wydaje się niezwykle typowy. Ot, akcja pod przykrywką, jakich oglądaliśmy w serialu wiele, która kończy się sporym zagrożeniem i oczekiwanym rozwiązaniem. Wypada jednak poprawnie, bo nic tutaj szczególnie nie razi i potrafi zaciekawić.
Mamy też Mike'a i jego problemy osobiste, które wchodzą na coraz wyższy poziom. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że to umyślne zastąpienie tego, co działo się z Briggsem w poprzedniej serii, ale... tam to miało sens, a kwestia Mike'a wydaje się trochę przekombinowana. Na razie nie ma w tym większego sensu i celu, ale zarazem jest w tym duży plus: Mike przestał być sztywnym dupkiem i w końcu stał się wyrazistszy i ciekawszy.
[video-browser playlist="727509" suggest=""]
Najjaśniejszym punktem obu odcinków (szczególnie 4) jest wątek pracy pod przykrywką Briggsa w armeńskiej mafii. Odcinek 3 to w tej kwestii podbudowa pod wielki plan, którego egzekucję obserwujemy przez cały 4. epizod. I to jest fantastyczne ukazanie pracy agentów z Graceland, które stanowi o tożsamości tego serialu i nadaje mu tempa. Przede wszystkim jest to pomysłowe, ciekawe, emocjonujące, zabawne, a niektóre rozwiązania, które są nam też prezentowane w sprawnie zrealizowanych retrospekcjach, nawet mogą zaskoczyć. Wszystko gra w tym odcinku perfekcyjnie, dzięki czemu ogląda się go świetnie.
Wisienką na torcie jest osoba Petera Stormare'a, który gra szefa armeńskiej mafii. Co prawda aktor zawsze gra tak samo, ale perfekcyjnie pasuje do ról bezwzględnych, charyzmatycznych złoczyńców. Takiej postaci brakowało temu serialowi. Dzięki niemu mamy też sugestię, że ten wątek może jeszcze fajnie się rozbudować. Na razie jest świetnie!
"Graceland" w kolejnych 2 odcinkach pokazuje w końcu pazur, udowodniając, że być może za wcześnie spisałem ten serial na straty. Jest naprawdę dobrze.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat