Green Lantern. Ultrawojna. Tom 4 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 23 lutego 2022Green Lantern. Ultrawojna. Tom 4 to zwieńczenie znakomitej serii Granta Morrisona i Liama Sharpa. Scenarzysta stawia w niej nawet pytania o całą popkulturę.
Green Lantern. Ultrawojna. Tom 4 to zwieńczenie znakomitej serii Granta Morrisona i Liama Sharpa. Scenarzysta stawia w niej nawet pytania o całą popkulturę.
Green Lantern. Tom 4. Ultrawojna to komiks, który bez dwóch zdań podzieli Was w odbiorze. Wszystko na tym polu zależy od przyjętej perspektywy; osoby patrzące na Hala Jordana i innych członków Korpusu Zielonych Latarni przez pryzmat historii autorstwa poprzedników Granta Morrisona mogą poczuć się przytłoczone odważnymi i nieszablonowymi rozwiązaniami zaproponowanymi przez scenarzystę. Z kolei ci z czytelników, którzy lubują się w artystycznie obłąkanych pomysłach „szalonego Szkota”, będą raz jeszcze urzeczeni. Twórca w unikalny sposób domyka historię poświęconą Green Lanternowi, z jednej strony oddając hołd klasycznym komiksom o tej postaci, z drugiej zaś rozpisując narrację na zupełnie współczesną modłę. Efektem takiego podejścia jest opowieść, która na pierwszy rzut oka wydaje się skrajnie hermetyczna, jakby Morrison miał w głębokim poważaniu sprzedaż swojej serii i poszukiwał wyłącznie konkretnego segmentu odbiorców. Na taki zabieg mogą pozwolić sobie jedynie najlepsi w swoim fachu, wizjonerzy, którzy potrafią bawić się konwencją i w niezauważalny sposób przeobrażać ją w inne już, nowe twory.
Wojna z Latarniami Antymaterii dobiegła już końca. Główny bohater historii, Hal Jordan, trafia do osobliwego miejsca – powiesz, że zaświaty, ale z drugiej strony masz wrażenie, iż Morrison pożenił w tej lokacji konwencje science fiction i fantasy. Planeta Athoomora ma bowiem to do siebie, że jawi się jako kalka ziemskiego średniowiecza, do którego z konkretnych przyczyn wrzucono kilka magicznych zaklęć i technologicznych nowinek. Hal, Szmaragdowy Rycerz (to określenie nabierze zresztą w odległym świecie nowego znaczenia...), ma stanąć przed sądem Młodych Strażników, ale to dopiero początek szalonego biegu wydarzeń. Jaka jest prawda o Ultrawojnie i Kosmicznym Graalu? Do czego doprowadziły wszędobylskie spiski i intrygi rozciągnięte na skalę całego wszechświata? Czy starcie planet wisi w powietrzu? I, co może najważniejsze, co tak naprawdę determinuje poczynania Hala Jordana? Odpowiedzi na te pytania przyjdą – niektóre z nich przybiorą zupełnie niespodziewaną formę.
Patrząc ponownie na powyższy opis fabuły, nie tak znowu mała część z Was może go skwitować jednym, prostym słowem: „odjechany”. Składa się jednak tak, że Morrison nie byłby sobą, gdyby w tym gąszczu przedziwnych pomysłów rodem z alternatywnego wymiaru nie pozwolił sobie na coś aż do bólu realnego – krytykę zjawisk popkulturowych, które rozgrywają się dookoła niego i jego czytelników. Wydaje się więc, że w Ultrawojnie Szkot rozlicza się z trendem, w ramach którego utrwalone wzorce bohaterów i bohaterek są poddawane procesowi nieustannego przemiału, jakby z każdym kolejnym rokiem klasyczna wersja postaci musiała zostać odświeżona, fabularnie bądź wizualnie zmieniona czy skrojona pod potrzeby nowego grona odbiorców. Morrison nie zapomina przy tym, by z postaci Zielonych Latarni wycisnąć ostatnie soki. Jest więc coś magnetycznego w emocjonalno-mentalnej podróży Jordana, który w tej historii właściwie definiuje się na nowo, czy w działaniach całego Korpusu, raz jeszcze przywodzącego na myśl figury twardych stróżów kosmicznego prawa, którzy czasem muszą balansować na jego granicy. Fantastyczne są również sekwencje, w których scenarzysta sięga po spuściznę przeszłości, eksponując dziwaczne na pierwszy rzut oka postacie i lokacje – ich wprowadzenie w gruncie rzeczy pozwala artyście bawić się konwencją w niepodrabialny sposób.
Seria Morrisona poświęcona Green Lanternowi nie byłaby jednak tak znakomita, gdyby scenarzyście w sukurs nie przyszedł rysownik Liam Sharp. Jeśli mieliście okazję zapoznać się z poprzednimi odsłonami cyklu, po lekturze Ultrawojny dojdziecie do wniosku, że artysta postanowił świadomie ewoluować, przemierzając drogę od wyrazistości do rozmycia przekazu i z powrotem. Sharpa możemy uznać za jedynego w swoim rodzaju „tłumacza” koncepcji scenarzysty, który doskonale potrafił rozrysować wszystkie mniejsze i większe wybuchy w głowie Morrisona.
Green Lantern. Ultrawojna. Tom 4 zamyka serię, która współczesnym czytelnikom pozwala spojrzeć na tytułowego bohatera i Korpus Zielonych Latarni z odświeżającej i ubogacającej perspektywy. Nie będę owijał w bawełnę: za tym cyklem jeszcze zatęsknię i najprawdopodobniej do niego wrócę. Mamy tu przecież do czynienia z opowieścią, która pozwala nam zarówno wędrować po kosmicznych rubieżach, jak i przemierzać umysł Granta Morrisona. A przy tym pytać o branżę popkulturową i obecne w niej mechanizmy, które niejednokrotnie rodzą wśród nas podziały. Tak, Green Lantern Szkota także dzieli. Z perspektywy czasu może się jednak okazać komiksowym spoiwem, którego wielu odbiorców – zwłaszcza tych znudzonych nieustannym powielaniem starych schematów – najzwyczajniej w świecie potrzebowało.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat